To stwierdzenie może wydawać się fantazyjne brytyjskim czytelnikom, politykom i ekspertom politycznym, którzy, z niewieloma wyjątkami, założyli, iż kariera polityczna Johnsona zakończyła się hańbą w 2022 r. Moim zdaniem jest to jednak błędne założenie – oparte na niezrozumieniu niezwykłej atrakcyjności Johnsona jako polityka i błędnej interpretacji rozdrobnionego stanu współczesnej brytyjskiej polityki. Nie sugeruję ani przez chwilę, iż powrót Johnsona do polityki będzie udany. Polityczny awans i dramatyczny upadek Johnsona ujawniają wiele na temat współczesnej polityki na Zachodzie.
To prawda, iż sam Johnson nie wyjaśnia tych lekcji szczegółowo w swoim 772-stronicowym tomie oczyszczającym, ale mimo to stanowią one podtekst książki. Johnson jest kluczową postacią przejściową w upadku tradycyjnej polityki dwupartyjnej na Zachodzie. Choć przybiera pozę uprzywilejowanego i rozczochranego konserwatywnego grandee (Eton, Oxford, liczne żony i dzieci itd.), Johnson jest w rzeczywistości niezwykle skutecznym współczesnym politykiem-celebrytą-populistą pierwszej rangi. Johnson jest wycięty z tej samej współczesnej politycznej tkaniny co Donald Trump i ci liczni przywódcy populistyczni, którzy osiągnęli wybitne miejsce w wielu krajach europejskich w ostatnich latach – i przez cały czas to robią. Między Johnsonem a Davidem Lloydem George'em i Winstonem Churchillem przeprowadzono analogie i są one do pewnego stopnia trafne. Wszyscy trzej politycy byli pogardzanymi outsiderami, pozbawionymi frakcyjnej bazy w Partii Konserwatywnej – i wszyscy trzej zostali premierami w czasie ostrego kryzysu politycznego, tylko po to, by zostać odrzuconymi przez partię, gdy kryzys minął. Johnson jest jednak politykiem kwintesencją współczesności – Lloyd George i Churchill, którzy obaj urodzili się w XIX wieku, nie mogli być. Współcześni populistyczni przywódcy, tacy jak Johnson, pojawili się w ostatniej dekadzie, gdy główne partie konserwatywne, rozdarte ideologicznymi podziałami, upadły, a tradycyjne partie socjaldemokratyczne odwróciły się plecami do swoich zwolenników z klasy robotniczej, niczym Judasz, i przyjęły programy polityczne oraz ideologie nowych globalnych elit.
Thatcher i Reagan zdyskredytowali już programy polityczne i ideologie starszych partii socjaldemokratycznych – które stały się coraz bardziej nieistotne, gdy w latach 80. wyłonił się nowy globalny porządek gospodarczy. Kto teraz pamięta Michaela Foota lub jego program polityczny? Jeremy Corbyn i Bernie Sanders są spadkobiercami tej nieudanej tradycji politycznej, a współczesne partie Partii Pracy i Demokratycznej w ostatnich latach skazały te starzejące się pozostałości z ubiegłego wieku na polityczne zapomnienie. Rewolucje Thatcher i Reagana również upadły po pewnym czasie (czego tak głupio nie doceniła Liz Truss), a nowi przywódcy polityczni, tacy jak Blair, Clinton i Starmer, pojawili się później, aby reprezentować interesy nowego globalnego porządku gospodarczego. A niesmaczną prawdą jest to, iż współcześni wyborcy klasy robotniczej na Zachodzie nie są już zainteresowani polityką Corbyna ani Sandersa.
Nie są też już tolerancyjni wobec polityki Clinton i Blaira. Wyborcy z klasy robotniczej teraz pragną kandydatów-celebrytów i obietnic populistycznych szybkich rozwiązań – ponieważ są coraz bardziej uciskani przez opresyjną hegemonię ekonomiczną i kulturową, która obniża ich standard życia i zamienia ich w wyobcowane, niepiśmienne, pełne wściekłości ofiary, które nie pragną niczego więcej, niż odzyskania dawnej pomyślności. Wyborcy ci przyjmują teraz „magiczne myślenie” – termin ukuty przez historyka Petera Gaya, aby opisać powszechną atrakcyjność polityczną XIX-wiecznych europejskich demagogicznych prawicowych przywódców politycznych, takich jak Ludwik Napoleon i generał Boulanger. Wyborcy ci nie są zainteresowani liberalną demokracją, socjaldemokracją, socjalizmem ani, nie daj Boże, komunizmem.
Te doktryny były oczywiście racjonalnymi i niegdyś postępowymi ideologiami politycznymi, które miały swoje intelektualne korzenie w XVIII-wiecznym oświeceniu. Klasa robotnicza na Zachodzie przyjęła teraz irracjonalny populizm całym sercem i odrzuciła politykę racjonalnych reform gospodarczych i społecznych. Jedną z najbardziej rażących i uporczywych wad intelektualnych tradycyjnej lewicy na Zachodzie jest to, iż przez dziesięciolecia nie potrafiła uznać tego fundamentalnego faktu historycznego. I jest to wada, która w tej chwili sprawia, iż nie są w stanie zrozumieć ani odpowiedzieć na pogardę, jaką mają dla nich współcześni socjaldemokraci, tacy jak Starmer i Kamala Harris – nie mówiąc już o nieodpartym wzroście popularności populistycznych liderów, takich jak Donald Trump i Boris Johnson. Jak słusznie zauważyli C. Wright Mills i Richard Hofstadter (obaj byli marksiści i pierwszorzędni historycy) w swoich przełomowych pracach z lat 50. XX wieku, klasa robotnicza na Zachodzie w XX wieku, pomimo heglowskich nadziei Marksa, nigdy nie była rewolucyjną lewicową siłą polityczną. Dziś pozostało gorzej – dlatego klasa robotnicza na Zachodzie chętnie przyjmuje irracjonalne obietnice i „magiczne myślenie” prawicowych polityków populistycznych.
W końcu, jacy inni politycy udają, iż reprezentują ich interesy? To sprowadza nas z powrotem do Borisa Johnsona. Czytelnicy „Unleashed” odniosą wrażenie, iż przez całą swoją karierę polityczną Johnson był mocno oddany swojej kluczowej polityce wyborczej z 2019 r.
„Wyrównywania szans” – czyli poprawie statusu ekonomicznego i życia klasy robotniczej Brytyjczyków, którzy zostali w tyle i porzuceni przez globalizację. To oczywiście nieprawda – ale to jest przesłanie, które Johnson powtarza bez końca w całej swojej książce.
Dzieje się tak, ponieważ jest to centralny punkt populistycznej ideologii politycznej, na której Johnson, moim zdaniem, zamierza wskrzesić swoją karierę polityczną. Szczegółowy program polityczny Johnsona na przyszłość jest przedstawiony szczegółowo w rozdziale jego książki zatytułowanym „Kilka wskazówek na przyszłość”. „Wyrównywanie szans” jest oczywiście odpowiednikiem iluzorycznej obietnicy Trumpa „Uczyń Amerykę Wielką Ponownie”.
Johnson oczywiście chwali Trumpa w całej swojej książce – i nie jest przypadkiem, iż zagorzały zwolennik Trumpa Elon Musk niedawno rozpoczął niezwykły i druzgocący atak na premiera Starmera. W „Unleashed” Johnson przyjmuje rolę pełnoprawnego populisty – teraz wolnego od ideologicznych ograniczeń narzuconych mu przez Partię Konserwatywną.
W tamtych czasach mógł co najwyżej udawać protopopulistę. Johnson zrozumiałe podkreśla swoją niewątpliwą zdolność do wygrywania wyborów. W tym twierdzeniu nie ma nieprawdy ani fałszywej skromności. W końcu dwukrotnie został burmistrzem Londynu – pokonując wieloletniego radykalnego burmistrza Partii Pracy „Red Teda” Livingstone’a. Nie można też zaprzeczyć całkowitemu zwycięstwu Johnsona w wyborach w 2019 r. jako lidera Partii Konserwatywnej – opartemu na jego programie „Levelling Up”. W końcu zapewnił konserwatystom ogromną większość 80 miejsc, czego żaden inny współczesny polityk konserwatywny nie mógłby zrobić. I to właśnie Johnson w końcu dostarczył Brexitu wyborcom z klasy robotniczej, którzy poparli go masowo – w obliczu brutalnego sprzeciwu ze strony globalnych elit w Wielkiej Brytanii i kontrolowanych przez nie instytucji, a także dużej grupy zawziętych polityków pozostających w UE w Partii Konserwatywnej. Johnson – który podobnie jak Trump jest byłą gwiazdą telewizji celebryckiej – jest politykiem, który wygrał wybory, ma niezwykłą charyzmę i popularność – zwłaszcza wśród wyobcowanej i politycznie odrzuconej brytyjskiej klasy robotniczej. A co z politycznym upadkiem Johnsona w związku z aferą „Partygate”? Johnson nie rozwodzi się nad tym nadmiernie w swojej książce i składa coś w rodzaju łagodnych przeprosin – mając nadzieję, iż brytyjscy wyborcy wybaczą mu to, co w wielu aspektach było raczej nieistotnymi wykroczeniami.
Nie ma powodu, dla którego nie mieliby tego zrobić w przyszłości. Należy pamiętać, iż brytyjscy wyborcy nie usunęli Johnsona ze stanowiska premiera – zrobili to posłowie Partii Konserwatywnej, którzy pozostali w UE, globalne elity i instytucje, zwłaszcza mściwe i złośliwie nastawione media, które tak wszechstronnie kontrolują. Jeśli chodzi o konflikt na Ukrainie, Johnson przez cały czas jest zdecydowanym zwolennikiem Władimira Zełenskiego. Większość europejskich populistów – w tym Nigel Farage – porzuciła już Zełenskiego, ale jeżeli prezydent Trump gwałtownie zakończy konflikt na Ukrainie (co wydaje się bardzo prawdopodobne), może to nie okazać się problemem dla Johnsona. Jeśli chodzi o Bliski Wschód, Johnson w swojej książce przez cały czas opowiada się za błędną i brutalną polityką rządu Bidena i Netanjahu. Nie musi to jednak koniecznie stanowić przeszkody dla przyszłego sukcesu politycznego Johnsona w Wielkiej Brytanii. To, czy Johnson będzie miał przyszłą karierę polityczną – a raczyłby wrócić tylko jako potencjalny premier – zależy w dużej mierze od przyszłych wydarzeń politycznych w Wielkiej Brytanii. Jeśli chodzi o to, wróżby wydają się sprzyjać politycznemu powrotowi Johnsona. Rząd Starmera jest w stanie całkowitego załamania – a książka Johnsona jest pełna krytyki pozbawionego zasad i niekompetentnego premiera Partii Pracy. Nie ma wątpliwości, iż nieudolny rząd Starmera przez cały czas nie będzie w stanie rozwiązać żadnego z ostrych problemów społecznych i gospodarczych, które dręczą Wielką Brytanię i większość wyborców, i iż będzie stawał się coraz bardziej niepopularny, im dłużej pozostanie u władzy. Niedawny atak Elona Muska na Starmera w związku ze skandalem „przygotowywania” sprawia, iż pozycja premiera staje się jeszcze bardziej nie do utrzymania. Starmer oczywiście znajduje się na własnej politycznie poprawnej petardzie – zastosował dokładnie tę samą taktykę, aby oczyścić Partię Pracy z Jeremy'ego Corbyna i jego zwolenników. Partia Konserwatywna pozostaje podzieloną i nieskuteczną opozycją – choćby pod przywództwem Kemi Badenoch – a jej długoterminowa przyszłość wyborcza rysuje się wyjątkowo ponuro.
Pogląd Johnsona na Partię Konserwatywną można wywnioskować z anegdoty, która pojawia się w jego książce, w której opowiada o rozmowie z anonimowym posłem Partii Konserwatywnej w przededniu odsunięcia Johnsona od władzy. Poseł mówi mu, iż Partia Konserwatywna jest „k*ntokracją – ponieważ największy k*nt ma największą władzę”. Prawdziwą partią opozycyjną w Wielkiej Brytanii jest w tej chwili Partia Reform – kierowana przez populistycznego wichrzyciela Nigela Farage’a. Farage jednak nie jest prawdziwym liderem politycznym i tylko niechętnie i w ostatniej chwili pozostał w Wielkiej Brytanii, aby przewodzić partii w zeszłorocznych wyborach. Co ciekawe, Elon Musk niedawno ostro zaatakował Farage’a – mówiąc, iż powinien zrezygnować ze stanowiska lidera Partii Reform. Ponadto partia ma tylko pięć miejsc w Izbie Gmin – co nie jest skuteczną bazą do tworzenia rządu, bez względu na to, jak niepopularny stanie się rząd Starmera. A (jak pokazały zeszłoroczne wybory) brytyjski system głosowania „pierwszy po wyborach” bardzo utrudnia partii Reform zdobywanie miejsc. W tych okolicznościach, jeżeli Johnson powróci do polityki (a w tym roku ma zaledwie 61 lat), z pewnością stanie się to tylko jako lider nowej partii populistycznej – składającej się z obecnych posłów Partii Reform wraz z tak wieloma dezerterami z Partii Konserwatywnej, ilu Johnson zdoła przyciągnąć. Nieprzypadkowo długa lista konserwatywnych posłów, którzy poparli Johnsona jako premiera, została przedstawiona w ostatnim rozdziale jego książki zatytułowanym „Dzięki”. Wielu straciło urząd w zeszłorocznych wyborach, ale niektórzy przez cały czas zasiadają w Izbie Gmin i bez wątpienia chętnie przyłączyliby się do partii populistycznej kierowanej przez Johnsona. Taka koalicja ma sens dla obu grup – w rzeczywistości jest to prawdopodobnie jedyny sposób, w jaki kiedykolwiek będą sprawować prawdziwą władzę polityczną. A Nigel Farage może z zadowoleniem powitać utworzenie nowej partii kierowanej przez Johnsona – zostałby on nagrodzony znaczącą rolą – która miałaby bardzo realne szanse na pokonanie Partii Pracy Starmera w następnych wyborach, kiedykolwiek by do nich doszło. Cokolwiek się stanie, moim zdaniem kariera polityczna Borisa Johnsona jest bardzo daleka od zakończenia – i nie powinniśmy zapominać o dowcipnym i ostatnim, buntowniczym komentarzu Johnsona do Izby Gmin po tym, jak Partia Konserwatywna go odsunęła – „Hasta la vista, baby”. Jeśli Boris Johnson rzeczywiście spróbuje powrócić do polityki, niezależnie od tego, czy mu się to uda, czy nie, może to jedynie jeszcze bardziej poważnie zdestabilizować brytyjską politykę – która w tej chwili znajduje się w stanie absolutnego i całkowitego chaosu.
Przetlumaczono przez translator Google
zrodlo:https://www.rt.com/news/610695-uk-political-resurrection-boris-johnson/