Włochy należą w tej chwili do najstabilniejszych państw Europy. Giorgia Meloni dysponuje bezpieczną większością w parlamencie, a niezbyt korzystne dla jej partnerów koalicyjnych sondaże sprawiają, iż nacjonalistyczna premierka może liczyć na lojalność Salviniego i pogrobowców Berlusconiego. Teraz jednak stoi przed jednym z najpoważniejszych wyzwań trwającej kadencji, gdyż 8 i 9 czerwca odbędzie się niewygodne dla gabinetu Meloni referendum, dotyczące głównie kwestii pracowniczych.
Za cztery z pięciu pytań odpowiada Włoska Powszechna Konfederacja Pracy (CGIL), czyli największy we Włoszech związek zawodowy, który pod inicjatywą referendalną dotyczącą prawa pracy zebrał aż cztery miliony podpisów. Ostatnie dodała koalicja pomniejszych partii liberalnych i lewicowych, dążąc do skrócenia o połowę wymaganego podczas ubiegania się o obywatelstwo czasu rezydowania na terenie Włoch. Tu podpisów było mniej (trochę ponad wymagane pół miliona), więc kampanię przed referendum zdominowały postulaty związkowców.
Naprawiając błędy „lewicowego” rządu
Inicjatorzy głosowania nad czterema pierwszymi pytaniami mówią, iż ich celem jest praca „stabilna, godna, chroniona i bezpieczna”, a każde z tych haseł odnosi się do konkretnej propozycji. Związkowcy z CGIL chcą przede wszystkim przepisów, które będą lepiej chronić pracowników przed bezprawnymi zwolnieniami – w dużych firmach wymuszą przywracanie zwolnionych do pracy w przypadku odpowiedniego wyroku sądowego (obecnie wystarczy odszkodowanie), a w małych zniosą aktualnie obowiązujący limit odszkodowania do wypłacenia niesłusznie odprawionemu pracownikowi.
Do tego dochodzi postulat ograniczenia powszechności umów na czas określony, nadużywanych przez pracodawców. Aktualnie ponad dwa miliony Włochów pracują na kontraktach (maksymalnie rocznych), mimo iż zwykle nie ma to uzasadnienia i jedynie pozbawia ich bezpieczeństwa zatrudnienia. Czwarta propozycja związkowców ma z kolei zwiększyć bezpieczeństwo czysto fizyczne, obciążając firmy zatrudniające podwykonawców większą odpowiedzialnością za życie i zdrowie ich pracowników.
Wszystkie te propozycje poza ostatnim to tak naprawdę cofnięcie zmian wprowadzonych przez rząd Matteo Renziego w 2014 roku w ramach Jobs Act. Miały one służyć liberalizacji (czy też deregulacji, by użyć modnego ostatnio słowa) rynku pracy i zwiększeniu zatrudnienia, ale w praktyce osłabiły pozycję pracowników, doprowadziły do prekaryzacji, a masowych zwolnień nie powstrzymały. Związkowcy z CGIL próbują więc odkręcić neoliberalną reformę, za którą odpowiedzialna była w teorii centrolewicowa Partia Demokratyczna.
Sam Renzi staje w obronie swojego dziedzictwa i nawołuje do głosowania przeciwko propozycjom związkowców, ale robi to już jako lider pomniejszej liberalnej partii, podczas gdy Partia Demokratyczna pod przewodnictwem Elly Schlein skorygowała kurs na bardziej przyjazny pracownikom i w pełni popiera inicjatywę referendalną CGIL. Tak samo, jak reszta partii lewicowych, populistyczny Ruch 5 Gwiazd oraz szereg organizacji pozarządowych. Ich głównymi przeciwnikami nie są jednak centryści pokroju Renziego, ale trzymająca władzę prawica.
Plebiscyt antyrządowy?
Chociaż referendum dotyczy głównie prawa wprowadzonego przez aktualną opozycję, to gabinet Meloni nie kwapi się do wykorzystania tej okazji, by zaprezentować się jako stojący po stronie pracowników. Nie stanowi to zaskoczenia, ponieważ prawicowa koalicja od początku swoich rządów konsekwentnie realizuje interesy wielkiego biznesu, tnie wydatki socjalne i wspiera prywatyzację majątku publicznego. Jobs Act jest jednym z niewielu posunięć Renziego, pod którym Giorgia Meloni może się śmiało podpisać, ponieważ podziela jego neoliberalne zapatrywania na gospodarkę.
Do tego dochodzi pytanie piąte, którego celem jest skrócenie o połowę (z dziesięciu do pięciu lat) czasu, przez który cudzoziemiec musi nieprzerwanie mieszkać we Włoszech, aby móc ubiegać się o obywatelstwo. Pozostałe wymagania, takie jak znajomość języka czy niekaralność, pozostaną niezmienione. To kolejne prawo starsze niż aktualny rząd, ale ułatwienie procedury pozyskania obywatelstwa pośrednio uderzyłoby w antymigrancką agendę Meloni, otwierając drogę ku szybszej integracji przybyszy z innych państw i pokazując, iż Włosi są bardziej otwarci na imigrantów niż ich władze.
Pociechą dla Meloni jest, iż Sąd Konstytucyjny ze względów proceduralnych nie dopuścił do głosowania nad szóstą inicjatywą referendalną, która miała na celu odrzucenie jednego ze sztandarowych projektów rządowych: zwiększenia autonomii regionów. Tyle iż wcześniej ta sama instytucja okroiła wspomnianą legislację, więc ten brak stanowi nagrodę pocieszenia. Raczej skromną, zwłaszcza iż pozostałe pięć pytań krytycy rządu zamierzają wykorzystać do mobilizacji przeciwko Meloni. Do urn referendalnych wzywają zgodnie praktycznie wszystkie partie opozycyjne, mimo różnic w sugerowanych głosującym odpowiedziach. A co na to elektorat?
Według sondaży pierwsze cztery pytania mają poparcie dwóch na trzech lub trzech na czterech Włochów, więc zwycięstwo opcji „tak” jest niemal pewne. Pod znakiem zapytania stoi wynik piątego głosowania referendalnego, przewaga zwolenników skrócenia procedury pozyskiwania obywatelstwa nie jest aż tak wyraźna – choć wciąż mowa o ponad połowie ankietowanych. To wszystko może jednak nie mieć żadnego znaczenia, ponieważ koalicja rządząca wybrała bezpieczniejszą strategię i zamiast agitować na rzecz odrzucenia wszystkich propozycji w głosowaniu, chce po prostu uczynić całe referendum nieważnym.
Walka o frekwencję
Aby referendum było wiążące, musi w nim wziąć udział przynajmniej połowa uprawnionych. Tymczasem zaufanie do demokracji i świata polityki we Włoszech nieustannie spada, zniechęcając obywateli do partycypacji w głosowaniach. Co za tym idzie, frekwencje wyborcze z ostatnich lat są najniższe w historii Republiki – w wyborach parlamentarnych w 2022 roku zagłosowało zaledwie 64 proc. Włochów. Dla porównania, przed dwudziestoma laty frekwencja wynosiła 84 proc.
Dlatego bojkot referendum przez zwolenników prawicowej koalicji rządzącej adekwatnie gwarantuje jego niepowodzenie, czego na ten moment spodziewają się wszystkie pracownie sondażowe, prognozując frekwencję w okolicach 35-40 proc. Opozycja zarzuca Meloni i jej sojusznikom, iż w ten sposób dobijają włoską demokrację i zniechęcają obywateli do uczestnictwa w życiu politycznym kraju. Polityk liberalnej partii +Europa w akcie protestu wparował do sali parlamentarnej w przebraniu ducha, krytykując promocję abstencjonizmu wyborczego.
Nie wszystko musi być jednak stracone dla opozycji – chęć usunięcia antypracowniczych przepisów może zmotywować do głosowania przynajmniej część wyborców prawicy oraz osoby bojkotujące ostatnie wybory parlamentarne. Otwartą kwestią pozostaje, czy połączenie w pytaniach kwestii pracowniczych i migracyjnych pomoże frekwencji – być może pozwoli wyciągnąć z domów tych, którym zależy na jednej z nich, ale nie wzięliby udziału w referendum dotyczącym wyłącznie drugiej.
Inicjatorzy referendum toczą trudną bitwę w obliczu wezwań do abstencjonizmu ze strony rządzącej prawicy, ale w tym przypadku choćby porażkę da się przekuć w zwycięstwo. Postawa Meloni w referendum dobitnie pokazuje jej antypracownicze stanowisko, więc premierka wystawia się na ataki w najbliższych latach, podczas gdy Partia Demokratyczna może zawalczyć o odzyskanie zaufania pracowników. A gdyby wbrew oczekiwaniom referendum przeszło, osiągnąwszy wymaganą frekwencję? Cóż, wtedy opozycja tym bardziej nabrałaby wiatru w żagle, zadając poważną klęskę dotychczas bardzo stabilnym rządom prawicy.