Trudno stwierdzić czy projekt „Szymon Hołownia i Polska 2050” poniósł klęskę tak szybko, bo od początku założono jego krótką przydatność czy też był to efekt katastrofalnych błędów popełnionych przez animatorów całego przedsięwzięcia.
Oczywiście, zajść też mogły obie te przesłanki: zleceniodawcy stracili zainteresowanie, a marionetki z obciętymi sznurkami opadły bezwładnie. Zresztą, mało kogo to już dziś obchodzi.
Zakładnik
Sam mechanizm będzie jednak na pewno powtarzany, warto go więc prześledzić. Oto bowiem Hołownia skończył się w momencie, gdy jako marszałek Sejmu stał się zakładnikiem Silnych Zrazem i im podobnych, odcinając się tym samym od własnego elektoratu, jakkolwiek przypadkowego i efemerycznego. Oto lider partii zapowiadający bycie poza – a jako marszałek Sejmu wręcz ponad – sporem polsko-polskim, dał się zaszantażować nie swoim wyborcom! To ciągłe naciskanie, iż jest za miękki dla PiS, iż z pewnością już wdaje się w jakieś z wrogiem konszachty – nic z tego nie pochodziło przecież z samego zaplecza Polski 2050, ale od politycznej konkurencji! A jednak Hołownia i z nim jego partia zachowywali się w sposób uprawdopodabniający obie hipotezy na swój temat: iż są tylko wybiegiem KO potrzebnym do zapewnienia większości sejmowej i iż w następnych wyborach zamierzają wrócić bezpośrednio pod skrzydła Donalda Tuska, więc już dziś nie chcą zrażać uśmiechniętych moherów.
O ile sprytniej pod tym względem zachowuje się PSL, choć bowiem co jakiś czas oddaje jakiś antyPiSowski strzał sygnałowy, to jednak stara się utrzymywać wyborców w przekonaniu, iż trzyma się poza główną naparzanką POPiS-u. I co ciekawe, to akurat Silnych Zrazem nie drażni. Tymczasem u Hołowni nie podjęto żadnego dialogu ani choćby gry z własnym elektoratem, który zdezorientowany zwrócił się ku… Konfederacji, spełniając tym samym utopijny, jak się wcześniej wydawało, sen Sławomira Mentzena, Przemysława Wiplera i Krzysztofa Bosaka. Stało się to jednak możliwe nie tylko wskutek katastrofy Polski 2050, ale przede wszystkim dzięki uniknięciu przez konfederatów błędów (?) Hołowni.
O potrzebie dwóch Konfederacji
Oto bowiem PiS podjęło wobec Konfederacji taką samą akcję jak moheryzm KO wobec Polski 2050. Tak jak ci najszerzej uśmiechnięci zgrzytali zębami, gdy Hołownia okazywał się nie dość Silny Zrazem, tak Republika i s-ka jak w Żyda chorobę na wyprzódki wpierają konfederatom skłonność do koalicji z Tuskiem, a więc bycie… nie dość PiSowskimi! Jak dotąd jednak strategia Konfederacji odpowiadania „to nie wasz biznes, nie jesteśmy wami” okazuje się skuteczna, o ile bowiem ataki PiSowskich hunwejbinów mogą blokować odpływ wyborców tej partii do RN i NN, to te jednocześnie zostały zasilone rozkładem Polski 2050, a PiS i tak traci zwolenników, tyle iż na rzecz Konfederacji Grzegorza Brauna, na którego w kuchni propagandowej Jarosława Kaczyńskiego ewidentnie nie mają żadnych skutecznych pomysłów. Oczywiście, nieufni mogą wietrzyć w tym podstęp, zarówno przeciwnicy Brauna z Konfederacji, jak i przedstawiciele tej części niesystemowego planktonu, który boi się zejść z kanapy powtarzają, iż jest to dowód na spisek, dogadanie się PiS-u z Koroną – jednak fakty są takie, iż po stronie rządowej mamy do czynienia z kanibalizacją przystawek (nie tylko Hołowni, ale i „Lewicy”) przez KO, zaś po stronie opozycji parlamentarnej wszystkie trzy partie póki co zajmują własne nisze na scenie politycznej, bacznie się przy tym obserwując i macając.
To jeszcze nie koniec
Oczywiście też nie jest to żadną miarą dowód dokonanej nowej stabilizacji sceny politycznej III RP. Przeciwnie, będziemy mieli prawdopodobnie do czynienia z wariantem PalikotoPetruHołownia Quatro, czyli „nową siłą reprezentującą wszystkich mających dość wojny polsko-polskiej, środowiska samorządowe oraz polską przedsiębiorczość” o nazwie i liderach, których nie trzeba będzie pamiętać dłużej niż przez lat kilka. Z kolei demografia i skłonności wyborcze młodzieży wskazują, iż Razem może poszerzyć swoją obecność w polityce III RP, pełniąc rolę analogiczną do Zielonych i im podobnych na zachodzie Europy, choć kierownictwo partii robi wiele, by zwolenników raczej zrażać niż pozyskiwać. Mówimy jednak o wyborcach, których męczy choćby długość filmu na TikToku, a więc którzy nie będą analizować wyrafinowanego życia wewnętrznego razemiaków. No i wreszcie PSL po raz kolejny stanie przed problemem kogo wymyślić sobie za koalicjanta, by znowu wślizgnąć się do parlamentu bez konieczności proszenia o miejsca na liście KO. Jak na razie jednak nie wydaje się, by nowo-stare kierownictwo Stronnictwa Korupcyjno-Biurokratycznego miało gotowe rozwiązanie tego problemu, dryfując tylko ku chwili, gdy nie uda się już przed nim uciec.
III RP znajduje się w sytuacji, w której faktycznie nie zna się dnia ani godziny następnych wyborów, nie wiadomo bowiem kiedy zadzwoni telefon z odpowiedniej ambasady. Również rząd, który, choć zdepopularyzowany, wydaje się mieć stabilną sytuację – żadną miarą nie może czuć się pewny, znowu bowiem nie sposób zgadnąć kiedy zmienią się ustalenia międzynarodowe i np. niemiecki premier III RP będzie musiał ustąpić miejsca nominatowi brytyjskiemu. Wszystkie te ustalenia mogą też równie dobrze potrwać i dwa lata, co tylko potwierdza, iż w polityce III RP nie ma wakacji. Nie dlatego bynajmniej, iż codziennie coś plotą w telewizji, ale dlatego, iż los Polski nie wydaje się jeszcze wcale przesądzony, a skoro tak, to choćby w niewielkim początkowo gronie i pracując u podstaw – wciąż jesteśmy w stanie coś zmienić na lepsze. I dlatego nie możemy rezygnować, podczas gdy takie pozorowane kreatury jak Hołownia i jemu podobni znikają w niesławie i niebycie tak szybko, jak się pojawiły.
Konrad Rękas










![A gdyby śmierci nie było? [o „Trzecim królestwie” Knausgårda]](https://krytykapolityczna.pl/wp-content/uploads/2025/07/Szablon-rozmiaru-obrazkow-na-strone-2.png)





