Taka, prowokacyjna diagnoza polskiej lewicy, szczególnie „młodej lewicy”, to podstawowy wniosek, jaki można wyciągnąć z książki Dawida Kujawy „W myśl praw geometrii. Jak lewica przestała się martwić i pokochała logikę towarową”, która ukazała się niedawno.
Tytuł książki odnosi się do fragmentu wiersza przywoływanego przez autora. W utworze tym umysł zostaje zdominowany poprzez prawa geometrii, czyli jego racjonalizację, umaszynowienie, algorytmizację. Służy to panowaniu nad psychicznym wnętrzem człowieka, które staje się nowym terenem kapitalistycznego podboju. Już nie ziemia i jej zasoby, choćby nie ciało, ale to, co najbardziej prywatne i niedostępne, łącznie z uwagą, którą, jak nam się wydaje, samodzielnie zarządzamy. Psychiczne wnętrze można pociąć w imię praw geometrii, aby skutecznie nimi zarządzać w konsumpcyjnym celu, kupować wszystko to, co zostało odebrane, łącznie z wartościami, których w imię rzekomego postępu, będącego w istocie regresem, trzeba było się wyrzec jako ograniczających Ja. W tym sensie podmiotowość nowego kapitalizmu przypomina początek „Dzienników” W. Gombrowicza. Ja ponad wszystko, Ja ponad wszystkie normy kulturowe, coraz bardziej rozszczelniane, jak określa to Kujawa, a wręcz likwidowane w imię celu, którym jest ideał kultury doskonale zidiosynkratyzowanej.
Projekt „kultury bez symboli”, opisywany przez Jerzego Kmitę, realizuje się na naszych oczach. Skalkulowanie i skwantyfikowanie psychicznego wnętrza służy lepszemu poznaniu potrzeb, aby zamienić wszystko w towar, łącznie z naszą podmiotowością. Sam podmiot z kolei, i wszelkie jego działania, musi zostać wyliczony, bo w przeciwnym razie wymyka się panowaniu techno-rozumu, hegemonii kultury algorytmicznej. To, co nie jest liczbowe, wymyka się kapitalizmowi, dlatego Kujawa z sympatią spogląda w stronę romantycznego antykapitalizmu jako mającego wyrwać nas z piekła kapitalizmu, gdyż szaleństwo nie-Rozumu nie jest możliwe do pochwycenia i kodyfikacji.
Z kolei podtytuł książki wskazuje na uwiedzenie „młodej lewicy”, jak ją określa Kujawa, przez kapitalistyczne utowarowienie. Czyli przez to, przeciwko czemu lewica powinna występować, ale jako ukąszona i zatruta kulturą indywidualizmu (świetnie opisaną przez M. Jacyno), tak mocno skupiła się na swoim stylu życia, iż ze szczętem zapomniała o dawnych wartościach, takich jak choćby solidarność społeczna czy poświęcenie własnej przyjemności i komfortu w imię wspierania słabszych ekonomicznie i symbolicznie. Ale nie tylko o pielęgnowanie swojego kruchego, ale pełnego cnót Ja tutaj chodzi, ale także o „neoliberalną politykę kulturalną”, która, jak pisze Kujawa, „[…] cynicznie wykorzystuje lewicową retorykę emancypacji w celu maksymalizacji zysków, nie zważając przy tym na społeczne konsekwencje”.
Słowem, lewica dała się nabrać, czyniąc z nadbudowy, tj. spraw światopoglądowych, swoje boskie posłannictwo, nie dostrzegając, iż to w dalszym ciągu baza warunkuje nadbudowę. Jej progresywny i szlachetny program emancypacyjny był w gruncie rzeczy sterowany logiką podziału tożsamościowo-kulturowego tak, aby zniknęły z pola widzenia sojusze w walce o wspólny interes. A zatem, mogłaby brzmieć dyrektywa metodologiczna, tam, gdzie są antagonizmy światopoglądowo-tożsamościowe, szukaj ukrytej roli kapitalistycznego mechanizmu, gdyż z duży prawdopodobieństwem u ich podłoża leży nie jednostkowa patologia – od islamofobii po toksyczną męskość – ale ekonomia.
Dobrym przykładem jest w tej perspektywie marketingowy w gruncie rzeczy wymysł coraz szybciej zmieniających się pokoleń, które nie tylko chętnie kupują znaki swojej tożsamości, wyrażają wartości (to tania strategia rozgrzeszenia konsumpcji), ale także są w opozycji do innych pokoleń – rzecz jasna tych „rocznik wczoraj”. Mnożyć i multiplikować tożsamości w imię fetyszu autentyczności – oto recepty suflowane przez kapitalizm.
Związek lewicy z kapitalizmem, jej miłość do logiki towarowej, to główna linia wywodu Kujawy, który, w różnych odsłonach, ową ślepą miłość demaskuje i krytykuje. To wszystko, co uchodzi za moralną cnotę i poszerzanie pola wolności od ucisku kapitału, jest podyktowane władzą kapitału, by wspomnieć jedynie o sex-workingu czy mindfulness. Logika towarowa sprawia, iż wszystko jest kontraktem i biznesem: od zgody na seks po służbę ojczyźnie. Tak przedstawiona lewicowość jest produktem kapitalizmu. Co więcej, jej absolutny brak sprawczości wynika właśnie z tego – bunt, okazał się buntem na sprzedaż, by odwołać się do początku książki Kujawy (i jednocześnie tytułu książki Josepha Heatha i Andrew Pottera, o której niestety on nie wspomina).
Okazuje się zatem, twierdzi Kujawa, iż młoda lewica nienawidząc kapitalizmu, kocha go, jest tożsamościowo i finansowo uzależniona od niego. To bardzo toksyczny związek, w którym konieczna jest natychmiastowa terapia, albowiem diagnoza przedstawiona przez Kujawę jest trafna. Gorzej prawdopodobnie z chęcią przyznania przez młodą lewicę, iż takiej terapii potrzebuje. A przecież „Terapia to nie wstyd”, nie mówiąc już o tym, iż każdy kiedyś dał się nabrać na coś, o czym myślał, iż będzie dobre, okazało się niekoniecznie takie.
Dlaczego „młoda lewica” pokochała logikę towarową?
Odpowiedzią, jakiej można udzielić za autorem, jest ufundowany na niej „lewicowy” styl życia.
Elementem technologiczno-medialnej infrastruktury, bez której prawdopodobnie nie zaistniałby w takiej postaci oraz skali, jest Internet, w szczególności media społecznościowe. Shoshana Zuboff, przywoływana przez Kujawę, znakomicie opisała pod pojęciem „nadwyżki behawioralnej” generowane przez nas ślady w Internecie, które służą techno-feudałom do inwigilowania i projektowania naszych myśli oraz działań. W tym sensie „kapitalizm platform” musi wymusić na nas, abyśmy jak najwięcej czasu spędzali w Sieci, gdyż wtedy nadwyżka będzie największa, a zatem i zysk będzie rósł. Z tego względu media te są tak zaprojektowanie, aby dopaminowo uzależnić swoich odbiorców, sprawić, aby byli zaangażowani.
Nie trzeba być specjalistą od komunikacji i mediów, aby wiedzieć, iż różne formy mediów będą inaczej zarządzały treścią oraz jej odbiorem, szczególnie gdy w grę wchodzą interaktywność, anonimowość oraz emocje i antagonizm. Media społecznościowe, dzięki którym spotęgowały się i przyśpieszyły określone praktyki społeczne, np. ostracyzm, są w stanie bardzo gwałtownie zebrać grupę ludzi oburzonych moralnie, którzy wcześniej wcale nie byli grupą i nie mieli zamiaru protestować wobec czegoś. Cyfrowe roje (pojęcie Byung-Chul Hana) gwałtownie rzucą się na ofiarę, która już została uznana za winną. Jest zbrodnia, musi być kara – i to natychmiastowa, gdyż odroczona w czasie będzie mniej emocjonalna, a pewnie i mniej surowa, oraz wymierzona przez sąd, a nie przeze mnie. Ta cyfrowa forma karania ma przednowoczesny charakter, albowiem prawda nie jest tutaj najważniejsza – ważne jest performowanie swojej wizji świata.
Tak działa „kapitalizm komunikacyjny”, który, i to jest najważniejsze w refleksjach Kujawy, daje uzależnionym od „dopaminowych pętli” poczucie politycznej sprawczości w prowadzonej przez siebie walce o lepszy świat. Rzecz jasna owa sprawczość jest iluzoryczna, a walka sprowadza się do „narcystycznej autostymulacji”. Przeklejona do ekranu „młoda lewica” nie robi niczego innego, jak wspiera kapitalizm, choć wydaje jej się, iż jest coraz bardziej inkluzywna oraz empatyczna (jedna i druga postawa to raczej autowyobrażenie niż realna postawa), iż stanowi awangardę ludzkości: poznawczą i moralną. Walcząc, jak jej się wydaje, o lepszy świat, tak naprawdę pobudza ośrodek przyjemności we własnym mózgu.
Jeśli tak jest, to kapitalistyczne przejęcie podmiotu okazało się nadspodziewanie udanie, gdyż prowadzi do prezentacji siebie jako luminarza cnoty i postępu. Kujawa pisze: „Nie powinno nas to dziwić od kiedy ulubionymi zajęciami lewicującej młodzieży stało się demaskowanie faszysty. Oskarżając kogoś o misgenderowanie, papierowy feminizm, kryptoautorytaryzm i wszelkiego rodzaju mikroagresje, jednym gestem odróżniamy się od atakowanego i publicznie dajemy do zrozumienia, iż jesteśmy lepszymi ludźmi. W zachowaniu tego rodzaju nie ma nic altruistycznego, bo otrzymujemy za nie natychmiastową gratyfikację, czasem choćby podwójną. Uwaga, jaką poświęca nam gniazdo żmij, skutecznie wypełnia emocjonalne braki, a oprócz uwagi gromadzimy kapitał społeczny”. Innymi słowy, jak z kolei pisze Han: „Neoliberalizm wykorzystuje moralność na wielu płaszczyznach. Wartości moralne służą jako znaki społecznej dystynkcji. Można je dodać do profilu swojego Ja, by zwiększyć poczucie własnej wartości, a choćby więcej: podbudować narcystyczny obraz siebie. Odniesieniem wartości nie jest więc wspólnota, ale własne Ja”.
Lewicująca młodzież to luminarze cnoty i postępu, by użyć tytułu zupełnie zbytej milczeniem, gdyż niewygodnej, książki Catherine Liu. Takie podejście sprawia, iż rozbija się solidarność i w każdym poszukuje się jakiejś moralnej rysy, której nie można ani naprawić, ani wybaczyć. Tutaj nie obowiązują chrześcijańskie zasady miłosierdzia, wybaczenia, żalu i skruchy, a choćby „odbytej kary”. „Internetowi pseudoradykałowie”, jak ich określa Kujawa, stracili zdolność krytyki w cywilizowany sposób (nawet w swoim gronie), bez stosowania ekskomuniki. Taka postawa nie jest zaproszeniem do braterstwa. Lewica po prostu kocha tylko ludzi idealnych, przy czym, po pierwsze, nigdzie ich nie znajduje (bo ludzie tacy nie są), po drugie – sama taka nie jest, czego, jak sądzę, ma świadomość. Nienawidząc za to siebie, nienawidzą innych poprzez nieustanne poszukiwanie kozła ofiarnego zaświadczającego o ich własnej cnotliwości.
Taka postawa, jak trafnie zauważa Kujawa, wprowadza lęk przed wykluczeniem, które jest możliwe za najmniejsze przewinienie. To lewicowy reżim dyscyplinarny, analogiczny z tym opisywanymi przez Michela Foucaulta, przy czym, podmiot jest jednocześnie strażnikiem i więźniem – innych i samego siebie. Na dłuższą metę nie da się tak funkcjonować, bo jest to skrajnie wyczerpujące, co wynika z nieustannej kontroli oraz niemożności bycia sobą. Z tego między innymi względu lewicowy odlot tożsamościowy, polegający nie tylko na nieustannym jej mnożeniu, multiplikowaniu i hybrydyzacji w coraz śmieszniejsze i dziwaczniejsze konstelacje (utopijno-kosmiczne wizje luksusowo-queerowego komunizmu), ale także dyscyplinowaniu, osiągnął już apogeum i powoli zostaje odrzucany. choćby lewicowi bohaterowie są zmęczeni.
Nie chodzi oczywiście o to, żeby nie wiedzieć, co jest dobre, a co złe. Trzeba jednak zdać sobie sprawę z własnych nietrafnych założeń antropologicznych, tj. tego, iż ludzie są tylko ludźmi – ani aniołami, ani diabłami. Lewica wprowadza reżim poprawności i perfekcyjności w obszarze innym niż ciało – w sferze moralności.
Ten oderwany od rzeczywistości społecznej styl życia, szczelnie zamknięty przed tymi, którzy nie przeszli lewicowych kręgów wtajemniczenia i nie opanowali terapeutyczno-progresywnego języka, sprawia, iż coraz mniej rozumie się społeczną rzeczywistość i postawy innych ludzi. Ów styl życia sprawia, i to na własną prośbę, iż np. akademicka lewicowa młodzież jest coraz bardziej wyalienowana, gdyż zajmuje się tak niekiedy dziwnymi i marginalnymi kwestiami, iż nie interesują one choćby kolegów i koleżanek z instytutu czy wydziału. To się choćby dobrze czyta, to fajna, klasowa (i kwasowa) zabawa dla samych siebie, ale zupełnie bez społecznego znaczenia, co pogłębia tylko alienację wiedzy produkowanej na uniwersytecie za publiczne pieniądze.
Brak szerszej i pogłębionej analizy rzeczywistości społecznej, szczególnie poprzez „pobyt w terenie”, analogicznie jak czyni to np. Arlie R. Hochschild, sprawia, iż pozostają etykiety, żółte karteczki samoprzylepne, łącznie z „faszystą”. Kujawa ma rację, gdy pisze, iż cyfrowa lewica nieustannie poucza w kwestii np. interesu klasowego, będąc od niego absolutnie oderwaną. W takim kontekście pisze, iż „Za każdym razem, gdy powtarzamy, iż klasa robotnicza głosuje niezgodnie ze swoim interesem, bo dała się uwieść antypodatkowej retoryce Sławomira Mentzena i jego libertariańskich kolegów z Konfederacji, dajemy do zrozumienia, iż sami nie rozumiemy absolutnie nic z dynamiki współczesnych procesów społecznych”. Kujawa trafnie zauważa, iż tacy wyborcy nie wierzą już w państwo (trudno się temu dziwić) i nie mają najmniejszej ochoty odkładać życia na później, kalkuluje się zatem na krótką metę, a nie długofalowo. Gratyfikacji nie ma co odkładać na później, nie mówiąc już o tym, iż nie wiadomo, czy w ogóle będzie to „później”. To anulowanie przyszłości w szerokim tego słowa znaczeniu, któremu podlegamy w zasadzie wszyscy jako podmioty formowane przez kulturę kapitalizmu.
Ponadto tylko z perspektywy stosunkowo dostatniego życia można myśleć o przyszłej kondycji państwa dobrobytu. w tej chwili spora część ludzi martwi się o codzienność. Koniec końców, robią to, co w sumie robimy wszyscy, łącznie z lewicą: gramy na siebie, bo bez wiary w przyszłość jest to racjonalne zachowanie. Wyborcy Konfederacji są w tym przynajmniej szczerzy, w przeciwieństwie do „lewicowej” młodzieży, która jest biegunowo odległa od poświęcenia czegokolwiek dla dobra „tego kraju”. Potrzeba zatem wartości, o które słusznie upomina się Kujawa, a dokładniej mówiąc, czego nie precyzuje, takiego zestawu wartości, które nie są nastawione tylko na „tu i teraz”, ale dają nadzieję, a często i realny interes, iż poświęcenie się opłaci, iż jest coś ważniejszego niż przyjemne życie w oderwaniu od konkretnego miejsca. Takie podejście zapewniają tradycja i rytuał, a nie jego wyśmiewanie. jeżeli nie ona, co w zamian? Kultura terapii.
To pierwsza polityczna konsekwencja lewicowego stylu życia: brak rozumienia ludzi, wynikające m.in. z braku społecznego kontaktu z nimi oraz z nieznajomości realiów ich życia.
Drugą jest absolutny zakaz budowania politycznego sojuszu z kimkolwiek innym światopoglądowo. W tym kontekście Kujawa opisuje przypadek Pauliny Matysiak z partii Razem, która została zawieszona za współpracę z posłem Prawa i Sprawiedliwości Marcinem Horałą, tworząc wespół z nim stowarzyszenie Tak dla Rozwoju dotyczące przedsięwzięć rozwojowych, jak np. CPK. Okazało się, iż choćby w imię interesu społecznego nie można współpracować z wrogiem, a zatem przeciwstawić się „niemieckiemu neoliberalizmowi”. Pokazuje to tylko, iż lewica, koniec końców, brata się z siłami neoliberalnymi, a kwestia niszczącego tkankę społeczną kapitalizmu nie jest dla nich priorytetem. Jak trafnie zauważa Rafał Woś w recenzji książki Kujawy, nieumiejętność budowania sojuszy to efekt potraktowania jako wroga kogoś, kto jest sojusznikiem w sferze „bazy” (kwestie socjalne), gdyż nie jest on zbyt postępowy w sferze nadbudowy. To pokazuje, iż nadbudowa jest dla lewicy najważniejsza. Nie pojęła ona też, iż jej moralna wyższość sprawia, iż zajmując się mniejszościami – będzie mniejszością. Obecna lewica, windując swoją moralną wyższość, sprawiła, iż nie potrafi tego, co potrafiła lewica dekady temu: iść ramię w ramię z robotnikami. Luminarze cnoty i postępu zostali sami.
Co istotne, Kujawa trafnie zauważa, iż „internetowi pseudoradykałowie” wymuszają na partii określone działania, w tym wyrzucenie z klubu Matysiak, którą wprost uznaje się za faszystkę. To taka lewicowa odmiana prawicowej szurii, gdyż na magicznej zasadzie styczności, jeżeli ktoś współpracuje z Horałą czy Mateuszem Morawieckim, staje się taki jak oni, a zatem jest faszystą. Warto też dodać, iż Matysiak była dyscyplinowana za słowa wypowiedziane w czasie panelu dyskusyjnego Dwie Lewe Ręce, iż większość ludzi poświęca więcej czasu rachunkowi za prąd niż zaimkom. To pokazuje, jak lewica obraża się na rzeczywistość, bo po prostu tak jest. Skupianie się na takich kwestiach blokuje możliwości budowania sojuszów. Nic tak nie sprzyja kapitalizmowi jak rozmontowywanie ponadświatopoglądowych sojuszy i przesunięcie granicy współpracy na centymetr od siebie.
W tym ujęciu, i tak odczytuję sens książki Kujawy, jest ona zaproszeniem, użyję tutaj nielubianego przeze mnie języka, do terapeutycznego uświadomienia sobie przez „młodą lewicę” tej patologicznej sytuacji oraz znalezienia z niej jakiegoś wyjścia. To, iż lewica musi znaleźć na siebie pomysł, zbudować od nowa, i na nowo, swoją tożsamościową narrację (ma dobrą tradycję w tym zakresie), jeżeli nie chce stać się przybudówką neoliberałów lub zejść do podziemi, jest – mam nadzieję – dla wielu z nich jasne. Chyba iż wolą fantazjować o swoich prywatnych utopiach, czego przykłady można na bieżąco obserwować w kolejnych odcinkach ich cyfrowego życia na ekranie (strasznie to nudny serial).
Miłość do kapitalizmu jest zawsze toksyczna, a nie warto tkwić w przemocowej relacji. Trzeba przepracować lęk przed wykluczeniem oraz sobą samym jako wykluczającym. Czy terapia się powiedzie? Wątpię, choć chciałbym się mylić.
dr hab. Michał Rydlewski
Grafika w nagłówku tekstu: Rosy / Bad Homburg / Germany from Pixabay










![A gdyby śmierci nie było? [o „Trzecim królestwie” Knausgårda]](https://krytykapolityczna.pl/wp-content/uploads/2025/07/Szablon-rozmiaru-obrazkow-na-strone-2.png)





