Komentatorzy i eksperci często posługują się skądinąd prawdziwym stwierdzeniem – każda kapania ma swoją dynamikę. Tegoroczna kampania prezydencka praktycznie nie miała żadnej dynamiki, aż do słynnej już debaty, czy raczej debat w Końskich. Przed tym wiekopomnym wydarzeniem i katastrofalnym w skutkach dla Rafała Trzaskowskiego, media i sztaby polityczne próbowały na siłę dynamizować bieg politycznych wydarzeń, dlatego na pierwszych stronach portali i w serwisach telewizyjnych pojawiały się przedziwne „hity”.
Mogliśmy się dowiedzieć, iż kandydat Karol Nawrocki jadał kiełbasę, a kandydat Rafał Trzaskowski batoniki Prince Polo i kiszone ogórki. Wielką sensację wywołała też książka Karola Nawrockiego napisana pod pseudonimem. Tej historii sztab Rafała Trzaskowskiego i sprzyjające mu media poświęciły bardzo wiele czasu. Co interesujące obiektem kpin nie była sama książka pod tytułem „Spowiedź Nikosia”, ale autor Tadeusz Batyr. Polityczna konkurencja uznała, iż Karol Nawrocki może przegrać wybory, bo napisał książkę pod literackim pseudonimem. Nie takie rzeczy w kampanii spece od propagandy potrafią wymyślić, ale ta akcja od początku wydawała się desperacją.
Jednym z argumentów, który miały pokazywać, iż Rafał Trzaskowski jest poważniejszym politykiem i literatem, była premiera książki „Rafał”, czyli wywiadu rzeki z wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej. Sam Trzaskowski na spotkaniach z wyborcami i w wywiadach medialnych podkreślał, iż on się nie wstydzi własnego nazwiska i wszystkim poleca lekturę „Rafała”. Przeważnie literackie popisy polityków nie cieszą się wielkim zainteresowaniem, dość wspomnieć kuriozalną pozycję „Szczerze”, która jest zbirem przemyśleń i anegdot opowiedzianych przez Donalda Tuska. w tej chwili książka „Szczerze” jest królową wszelkich przecen i wyprzedaży, bo czytelnicy dawno o tym dziele zapomnieli.
Rafał Trzaskowski nie miał tyle szczęścia i jego wywiad rzekę przeczytało wielu dziennikarzy i co gorsza po lekturze podzielili się refleksjami. Zanim Krzysztof Stanowski wykpił podwodne bitwy Rafała Trzaskowskiego z węgorzem i rekinami, druzgocącą recenzję w Newsweek Polska napisał Krzysztof Varga. Już sam tytuł felietonu „Przeczytałem książkę Trzaskowskiego. I nabawiłem się kompleksów” zdradza, iż bohater „Rafała” jest sam dla siebie bohaterem idealnym, ale dopiero w treści recenzji Varga staje się bezlitosny:
Trudno znieść długie godziny czytania wyznań człowieka perfekcyjnego pod każdym względem: fizycznym, psychicznym, politycznym, a choćby kulinarnym. Ja bym chciał, żeby Rafał Trzaskowski miał jakieś słabości, byłoby to ludzkie i bliższe nam, zwykłym wyborcom, ale próżne nadzieje – Rafał jest bezbłędny.
Wrażeniami po lekturze perfekcyjnej ksiązki „Rafał” o perfekcyjnym Rafale Trzaskowskim dzieli się coraz więcej czytelników i prawie wszyscy mówią tym samym pełnym ironii głosem, ale są też tacy, co chcą bronić Trzaskowskiego wbrew wszelkim okolicznościom nie do obrony. Łatwo się domyślić, iż chodzi o dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, ale choćby w tym periodyku jednej partii, armii chętnych, by ginąć za „Rafała” nie było. Koniec końców oddelegowano Wojciecha Czuchnowskiego, bo jemu jest wszystko jedno, do Sejmu nie ma wstępu po awanturze z Dariuszem Matecki, a jeden wyrok więcej, czy mniej za pisanie kłamstw, nie robi na nim wrażenia. Samotność Czuchnowskiego dobitnie świadczy o tym, iż Rafał Trzaskowski sromotnie przegrał w literackiej części kampanii, głównie z tego względu, iż nie z pseudonimu literackiego, ale z autora więcej niż pół Polski się śmieje.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!