
„Wielkie nazwiska uprawdopodobniają największe idiotyzmy, albowiem tłum ma naiwną pewność, iż wielcy ludzie bredzić nie mogą.”
Te słowa Zbigniewa Herberta są niczym innym, jak tylko rozszerzeniem rozpoznanego jeszcze w połowie XIX wieku tzw. nielojalnego fortelu erystycznego, jakim jest argument z autorytetu.
Tymczasem patrząc przez lata na różnorakie koncepcje wysuwane przez wielkich tego świata można być pewnym jednego – zdarzenia nie tylko mogą, ale na pewno pójdą w inną stronę, niż wieszczona.
Polską specjalnością jest powoływanie w charakterze autorytetów ludzi wykształconych bądź też przypisywanie wykształcenia aktualnym bonzom.
Pamiętamy „magistra” Kwaśniewskiego. Ale Radek Sikorski nie gorszy. Przecież również podawał się za magistra, choć był jedynie bakałarzem (w Polsce – licencjuszem). Mieliśmy zalew „profesorów” - Bartoszewskiego i Vincenta Rostowskiego. Ba, choćby antyszczepionkowcy wynaleźli „profesor” Kornelię Polok… jedynie z pochodzącym z połowy lat 1990-tych doktoratem.
Wszystko po to, by przekazać społeczeństwu „jedyną prawdziwą ideę” popartą wyznawaniem jej przez intelektualnych tuzów.
Często trafia się też „prawdziwy” naukowiec.
Czasem choćby obeznany z tematem, jaki porusza.
Niewątpliwie prof. Antoni Dudek zasługuje jako naukowiec na uznanie. Co prawda za młodu zaliczył flirt z juntą Jaruzelskiego (w stanie wojennym został członkiem ZSMP!) to jednak przez lata pracy naukowej zasłużył sobie na miano w miarę obiektywnego dziejopisa.
Trzeba jednak brać poprawkę na zaangażowanie polityczne. A tutaj od pewnego czasu widzimy, iż Antoni Dudek uległ procesowi staniszkizacji. ;)
Jego ostatni tekst opublikowany w mediach społecznościowych wydaje się być doskonałą ilustracją.
Dzisiejsza awantura podczas konferencji Trumpa i Zełeńskiego w Białym Domu przejdzie do historii dyplomacji. Nie dlatego, aby w przyszłości przywódcy państw się ze sobą nie kłócili. Spierali się i to ostrzej. Tyle, iż czynili to bez udziału kamer.
Nie wiem, czy po tym co się stało, Zełeński podpisze ostatecznie umowę „surowcową”. Podobno nie. Podejrzewam jednak, iż bez względu na to, w nieco dłuższej perspektywie Ukraina nie powinna już liczyć na wsparcie USA.
Dlaczego?
Ukraina ma prezydenta, który nie potrafi wystarczająco wymownie dziękować obecnemu gospodarzowi Białego Domu. Oczywiście tego prezydenta można zmienić i być może o to właśnie chodzi. Jakiś zmodernizowany Janukowycz będzie w sam raz. Pytanie, czy zgodzą się na to sami Ukraińcy.
W rzeczywistości Zełenski (ksywa DAJ) po pierwszych latach wojny z Rosją, kiedy faktycznie uchodził za herosa pośród przywódców „wolnego świata” postrzegany jest dzisiaj jako... marionetka ukraińskich oligarchów.
Między innymi dlatego sugestie Dudka o zastąpieniu Zełenskiego jakimś Janukowiczem 2.0 wynikają z kompletnej ignorancji pana profesora. Oczywiście w tym temacie, przykładowo bowiem wiedzę na temat filozofii Negritude ma zdecydowanie większą niż przeciętny magister czy choćby doktor by o szeregowym pracowniku Lasów Państwowych nie wspomnieć. ;)
Prawda o Zelenskim jest mało chwalebna.
I nie chodzi tutaj o to, iż kijowski wodzuś przez lata drwił z Polaków obiecując choćby coś na kształt unii obu Państw póki wiedział, iż może od nas coś uzyskać, po czym cynicznie dokonał zwrotu.
Trump pyta po prostu na co zostały zużyte pieniądze, jakie otrzymała Ukraina od USA i reszty Wolnego Świata.
A ma ku temu poważne powody. Wg dziennikarza śledczego Tuckera Carlsona aż 1/3 broni, jaka trafia na Ukrainę odnajduje się w arsenałach mafijnych na całym świecie.
Ba, Carlson twierdzi, iż choćby połowa. Zwróćmy jednak uwagę, iż póki co mafie nie dysponują czołgami i inną bronią ciężką…
Więc chodzić może jedynie o broń strzelecką.
Informacje na ten temat pojawiały się zresztą już wcześniej, ale były określane mianem „kacapskiej propagandy”. Poza tym część bardziej świadomych dziennikarzy czy blogerów wstrzymywała je uważając, iż teraz na nie nie pora.
Najważniejsze bowiem jest zatrzymanie ruskiego imperializmu.
Ale deal na Ukrainie to nie tylko broń.
Zwrot VAT-u z tytułu eksportu coraz wyraźniej wiązany jest z rzekomym zwiększaniem produkcji rolnej w coraz bardziej bezludnej i uwikłanej w konflikt zbrojny Ukrainie.
Tym właśnie należy tłumaczyć ewidentny syf trafiający do Polski jako „zboże”.
Bo firma dokonująca jego „eksportu” dostaje zwrot VAT jak za trzymający jakość towar.
Nie da się również dłużej chować pod dywanem pretensji terytorialnych Ukrainy w stosunku do Polski.
Niemców i ich zapędy wobec naszych ziem zachodnich odgrzebuje jedynie ultraprawica pozostająca na marginesie polityki.
Fakty bowiem są takie, iż trwa cicha inwazja Polaków na zachód od Odry. Wystarczy przejechać się do Görlitz by zobaczyć, iż to już bardziej lewobrzeżny Zgorzelec niż niemieckie miasteczko. ;)
Niemcy jako Naród wymierają w zastraszającym tempie, choć jako Państwo nieznacznie zwiększają liczbę ludności.
Tymczasem na Ukrainie nie dość, iż na budynku polskiej szkoły we Lwowie wisi popiersie największego kata Polaków, Szuchewycza, to jeszcze żywe są pretensje do „odwiecznych ziem ukraińskich”, czyli części naszych województw wschodnich (tzw. zasanie).
My natomiast mamy zapomnieć o polskim Lwowie, choć choćby kamienie mówią tam po polsku!
Mamy też zapomnieć o ponad stu tysiącach niewinnych ofiar bestialsko zamordowanych przez hołubionych teraz na Ukrainie członków UPA. Bo to przecież „stare trupy” są, jak powiedziała nie tak dawno pewna żydowska biseksualistka a co potwierdziła gromkim głosem Marta „Wypierdalać” Lempart nawołując przy okazji do spalenia ruskiej ambasady.
Mają pretensje Słowacy, Węgrzy, Rumuni choć na szczęście głównie terytorialne.
A wszystko dlatego, iż w tej części Świata granice wykreślał „liberał” Józef Stalin oraz jego sukcesor Nikita Chruszczow.
Jeśli ktoś nie pamięta ten ostatni „podarował” Ukrainie Krym 19 lutego 1954 r. dokładnie w 300-setną rocznicę tzw. ugody perejasławskiej, czyli dobrowolnego poddania się Ukraińców Moskwie.
Co prawda ruch ten przypominał wówczas przeniesienie Olkusza z województwa katowickiego w obręb Małopolski i pozostawał bez wpływu na integralność terytorialną sowieckiego imperium.
Dzisiaj jednak upieranie się przy nienaruszalności granic kształtowanych wyłącznie wolą kacapskich kacyków bez uwzględnienia woli zamieszkałych tam ludzi wydaje się bez sensu.
Poza tym trzeba pamiętać, iż ludzie najczęściej głosują… portfelem.
Ukraina zaś szczególnie dla mieszkańców Doniecka czy Ługańska wydawała się zdecydowanie mniej interesująca od Rosji. Poza tym ze względu na język ta ostatnia jest o wiele bliższa kulturowo.
Zresztą problem zrusyfikowania znacznej części Ukraińców (oficjalna mniejszość rosyjska na Ukrainie wg spisu powszechnego z 2001 r. wynosiła ponad 8,3 mln osób) przez cały czas jest spory.
Nawet w Kijowie po 2014 r. zdarzało się, iż osoba mówiąca po ukraińsku nie była obsługiwana w sklepie. Znany jest mi przykład polskiej wycieczki wziętej za… Ukraińców ze Lwowa. Dopiero po wyjaśnieniu narodowości można było spokojnie dokonać zakupów.
Dla Rosjanina bowiem ukraiński i polski brzmią… podobnie.
Po co zresztą szukać daleko. Wystarczy posłuchać, w jakim języku rozmawiają ze sobą uciekinierzy z Ukrainy mieszkający w Polsce. Ukraiński zdecydowanie występuje… rzadziej.
Zostawmy jednak na boku te rozważania.
Postawę Zelenskiego podczas rozmowy z Trumpem można interpretować dwojako.
Albo jako swoistą grę wstępną, obliczoną na zwyżkę notowań na Ukrainie (jak wieść niesie Zelenskiego coraz więcej ludzi ma tam dosyć), albo też na reakcję durnia przyzwyczajonego do hołubienia przez wielkich tego świata pierwszy raz spotykającego się z krytyką i to przywódcy najważniejszego dla przetrwania jego reżimu kraju.
To ostatnie można zrozumieć.
Europa (zachodnia) może faktycznie czuć się winna. Wszak gdyby nie „romans gazowy” Rosji i Niemiec brzemienny Nord Streamem Ukraina mogłaby szachować całą Europę (łącznie z Rosją) przerwaniem dostaw rosyjskiego gazu. Stąd wzięło się specjalne traktowanie kijowskiego wodzusia.
Wg bezstronnych obserwatorów urażony w swojej dumie kijowski bohater nie tyle, iż dał się sprowokować, ale od początku aktywnie szukał zaczepki. Po co???
Kiedyś już pisałem, iż atak na Polskę w ONZ, gdzie kijowski wodzuś zarzucił rządowi RP kolaborację z Rosją można tłumaczyć tylko jako świadomą działalność agenturalną na rzecz… Moskwy. Taki putinowski wallenrodek jeżeli ktoś jeszcze pamięta Mickiewicza.
No i dotykamy kolejnego dziwnego zdarzenia. Pełnowymiarowa wojna pomiędzy dwoma byłymi republikami tego samego tworu (ZSRS) toczy się a gaz jak za najlepszych czasów pokoju płynął sobie przez linię frontu do Austrii i Słowacji.
Zapominamy, iż trwająca ponoć od 2014 r. wojna nie przeszkadzała w zaopatrywaniu rosyjskiego sektora obronnego (właściwiej byłoby napisać – agresywnego) przez ukraińskie fabryki.
Trump ma więc rację domagając się rozliczenia otrzymanych przez Kijów pieniędzy. Poza tym, jako największy „sponsor” reżimu Zelenskiego ma prawo żądać zabezpieczenia interesów USA po wojnie.
Tymczasem szykowany deal miał wyglądać tak:
- za pieniądze (głównie) amerykańskiego podatnika Ukraina miała obronić się przed kacapskim najeźdźcą zaś powojenne frukty spijać mieli ukraińscy oligarchowie wespół z niemieckimi plus jakiś ochłap dla francuskich.
O powyższym świadczą chociażby ruchy „żondu” kompromitacji 13 grudnia w zakresie PKP CARGO i uwolnienia polskich linii kolejowych dla zagranicznych przewoźników.
Nic nowego nad Wisłą. To prawie powtórzenie pierwszych lat wielkiej wojny północnej podczas której walki między Szwecją a Rosją toczyły się na terytorium Rzeczpospolitej oficjalnie… neutralnej w konflikcie!
Teraz co prawda walczących ze sobą wojsk na naszym terenie by nie było, ale musielibyśmy utrzymywać tory w porządku i patrzeć, jak inni zarabiają.
To prawdopodobnie byłaby realizacja zapowiadanego przez Tuska przed wyborami 15 października 2023 r. odzyskiwania należnego miejsca w Europie…
Generalnie jednak sytuacja dla Ukrainy jest mało ciekawa.
Nie ma bowiem możliwości, aby Europa bez USA wspomogła Kijów na tyle, aby ten mógł dalej prowadzić wojnę z Rosją.
Nie mamy amunicji, nie wytwarzamy w wystarczającej ilości sprzętu wojennego. To, iż armia polska jest w tej chwili najsilniejsza w całej UE świadczy niestety o słabości naszej części kontynentu.
Ulubiony chwyt polskojęzycznego Onetu mający dyskredytować polską armię w oczach Polaków polegał na wytykaniu, iż amunicji mamy na dwa tygodnie walki o intensywności takiej, jak na Ukrainie.
Nie wspominają przy tym, jak to wygląda w Niemczech. A tam, jak informował DW niespełna rok temu, amunicji wystarczałoby na 20 minut!
O ile wzrosła zdolność obronna Niemiec od tego czasu? Francji? Włoch? Hiszpanii???
Zero. Bo przecież gros wydatków pochłania socjal dla inżynierów, architektów i lekarzy…
Trump jasno powiedział to, co prawdopodobnie myśleli inni przed nim, ale z przyczyn politycznych milczeli (Biden).
Dosyć już sytuacji, gdy Amerykanie wyciągają Europę (zachodnią) z opresji, a ta zamiast korzystać i brać sprawy obronności we własne ręce tuczy się ułożona wygodnie pod amerykańskim parasolem.
Kot spasiony choćby do rozmiarów tygrysa wcale przez to nie staje się groźny. Zasługuje co najwyżej na pogardliwą nazwę spaślaka.
Pozostawiona sama sobie Ukraina (ze strony Europy może liczyć na wpisy na portalu X i to tylko tak długo, jak Musk pozwoli) będzie musiała skapitulować.
Tak samo jak wykończone surowcowo cesarskie Niemcy w 1918 r.
Zresztą to, co już widzimy, źle rokuje Ukrainie. Masowy exodus ludzi w wieku poborowym daje świadectwo…
Ba, wskutek kolportowanej jeszcze za rządów ZP plotki o możliwym wyłapywaniu ukraińskich poborowych na terenie Polski i odstawianiu ich na granicę spora część wyjechała w głąb UE.
Największy po Rosji kraj w Europie traci ludność w zastraszającym tempie. Z 51 mln, jakie kraj liczył w momencie uzyskania niepodległości skurczył się do prawdziwie „dzikich pól” - wg niektórych szacunków mieszka tam jeszcze niespełna 25 mln.
Do tego trzeba by doliczyć ludność terenów jednostronnie zaanektowanych przez Rosję (5-8 mln). Mimo to ubyło jakieś 20 mln. To daje gęstość zaludnienia porównywalną z Algierią, której 80% powierzchni stanowi Sahara.
Mimo to Kijów napina się wobec sąsiadów od których uzależniony jest całkowicie.
Zamiast pokornie czekać na rozwój wypadków Zełenski mieszał się w polskie i amerykańskie wybory. I jeżeli w Polsce teoretycznie postawił na adekwatnego konia to w USA przegrał z kretesem.
Obstawianie niemieckiej liberalnej lewicy kończy się na naszych oczach.
Opowieści o „walce za naszą wolność” mające usprawiedliwić coraz bardziej bezczelne żądania Kijowa (przypominam, iż całkiem niedawno Zełenski chciał, aby Polska broniła części nieba nad Ukrainą co równałoby się wszczęciu wojny z Rosją) powolutku przestają robić na kimkolwiek wrażenie.
Wojna na Ukrainie dowiodła bowiem słabości postsowieckiej armii FR.
Problem leży jednak w tym, iż Europa nie tylko nie chce walczyć ale choćby się zbroić. Być może zmiany mentalne, wywołane dekadami rządów lewicy spowodowały, iż po prostu nie potrafi.
A już na pewno nie umieją tego aktualni włodarze.
Dlatego tak ważna jest zmiana formacji rządzącej. Nie tylko w krajach unijnych, ale przede wszystkim w Parlamencie Europejskim, dla którego największym niebezpieczeństwem jest prawica i konserwatywne wartości a nie realnie istniejące zagrożenia.
1.03 2025
_________________________________________
* na portalu X. To i tak ciut lepsze niż bazgranie kredą po asfalcie w proteście przeciw terroryzmowi.
fot. X, CNN