They are going to a second war with the "hooligans" and they will lose again

patrzymy.pl 4 days ago

W 2011 roku ówczesny premier Donald Tusk wypowiedział wojnę „kibolom”, ale gdy to robił z pewnością nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji politycznych tej nieprzemyślanej akcji. Założenia jak zwykle były szlachetne, ale też populistyczne, bo rząd doskonale wiedział, iż nie ma społecznej akceptacji dla chuliganerii stadionowej. Znając Donalda Tuska i Igora Ostachowicza, który odpowiedział za propagandę, można też w ciemno założyć, iż obaj dysponowali badaniami opinii publicznej, a te nie mogły być inne niże powszechnie potępienie najbardziej brutalnych wybryków pseudokibiców.

Dlaczego zatem wojnę z kibicami Donald Tusk nie tylko przegrał, ale przegrał sromotnie na wszystkich frontach? Odpowiedź tkwi w czystko politycznych motywacjach przekształconych w ogólną nagonką na znacznie szersze grupy społeczne niż kibice. Na pierwszym planie pojawił się ulubiony szantaż emocjonalny – jeżeli nie popierasz walki rządu z bandytami, to jesteś zwolennikiem bandytów albo choćby jednym z nich. Taki zabieg musiał wywołać sprzeciw i wywołał, bo wbrew fałszywym opiniom zdecydowana większość kibiców w Polsce nie miała nic wspólnego z „ustawkami”, przestępstwami, czy narkotykami. Za to bardzo wielu kibiców miało krytyczny stosunek do Donalda Tuska i zaczęło głośno to wyrażać. W takich okolicznościach narodziło się hasło: „Donald matole, twój rząd obalą kibole”.

Na wszystkich polskich stadionach niosła się ta przyśpiewka i to nie był koniec problemów Donalda Tuska. Bolesną lekcję przygotowali też Tuskowi kibice ukochanego klubu Lechii Gdańsk. „Nie jesteś, nie byłeś, nie będziesz nigdy kibicem Lechii!” – taki transparent pojawił się na trybunie, w dodatku stało się to w czasie, gdy Donald Tusk był obecny na stadionie i to musiało być bardzo bolesne doświadczenie. W efekcie rozpoczęła się fala aresztowań i błyskawicznych wyroków, ale nie za chuligańskie wybryki, tylko za: „Donald matole, twój rząd obalą kibole”. Wtedy nastroje społeczne zaczęły się zmieniać i coraz częściej mówiło się o tym, iż to nie walka ze stadionowymi zadymiarzami, ale osobista wendeta Tuska.

Od kilku dni mamy w Polsce powrót do wojny z „kibolami”, a wszystko zaczęło się od udziału Karola Nawrockiego w pielgrzymce kibiców na Jasną Górę. Oczywiście nie sposób oddzielić tego wydarzenia od kampanii prezydenckiej, ale z drugiej strony Karol Nawrocki od lat uczestniczy w pielgrzymkach kibiców i dlatego był bardzo dobrze przyjęty. Pod koniec uroczystości kibice swoim zwyczajem chóralnie odśpiewali jedną ze swoich ulubionych przyśpiewek: „Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę”. Hasło to ma swoje historyczne korzenie i nie narodziło się na stadionach, ale w czasie protestów opozycji antykomunistycznej.

Nie ma też żadnych wątpliwości do kogo te mocne słowa były kierowane, krótko mówiąc adresatem byli komuniści, a nie TVN czy obecna koalicja rządząca. I pewnie wszystko zakończyłby się bez większego echa, ale do akcji postanowiły wkroczyć media sprzyjające rządzącym i sami rządzący. Pretekstem do kontrofensywy była rzekoma profanacja „miejsca świętego” i uprawienie polityki w kościołach, ale wszystko miało tak naprawdę uderzyć w Karola Nawrockiego. Czy ta operacja się powidła?

Nic na to nie wskazuje, po pierwsze powstało dość śmieszne wrażenie, iż kibice uderzyli w stół i nożyce się odezwały. Skoro obóz rządzący wraz z zapleczem medialnym poczuli się urażeni historycznym hasłem bojowym wymierzonym w komunistów, to czują jakiś sentyment albo mają związek z komunistami. Po drugie w Polsce jest co najmniej kilka milionów kibiców i atakowanie tak licznej grupy, w tak niemądry sposób, zdecydowanie nie osłabi Karola Nawrockiego, tylko przysporzy mu wyborców. Donald Tusk nie wyciągnął żadnych wniosków z pierwszej przegranej wojny z kibicami i ruszył na drugą, z której również wróci na tarczy, razem z Rafałem Trzaskowskim.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Read Entire Article