Jedną z najbardziej kuriozalnych i krzywdzących procedur wymaganych przez państwo od osób transpłciowych była do tej pory konieczność składania pozwu przeciwko rodzicom w sprawach o korektę oznaczenia płci w dokumentach. Przepisy nie regulowały tej kwestii – taką formułę upowszechniło orzecznictwo sądów, które w postępowaniu procesowym wymagały wskazania strony odpowiedzialnej za błędne przypisanie płci przy urodzeniu, a więc rodziców.
Piszę o tym w czasie przeszłym, bo decyzją składającej się z tzw. neosędziów (powołanych przez upolitycznioną przez poprzednią ekipę rządzącą Krajową Radę Sądownictwa) Izby Cywilnej Sądu Najwyższego ten obowiązek został zniesiony. „Nie ma potrzeby tworzenia sztucznego pozwanego, jak ma to miejsce w procesach o zmianę płci toczących się na podstawie art. 189 Kodeksu Prawa Cywilnego” – wskazała sędzia sprawozdawca Agnieszka Jurkowska-Chocyk. Co to oznacza w praktyce?
Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:
Osoba występująca o korektę dokumentów nie będzie musiała angażować w to swoich opiekunów prawnych/rodziców, którzy mogli utrudniać przebieg procesu, a także mieli wgląd do akt sprawy zawierających m.in. szczegóły dotyczące życia seksualnego swoich dzieci/podopiecznych. od dzisiaj uzgodnienie płci będzie objęte postępowaniem nieprocesowym wszczynanym na wniosek osoby transpłciowej i dopuszczającym do uczestnictwa oprócz niej jedynie małżonka. To oznacza, iż w sprawę nie będą włączane dzieci wnioskodawcy.
Jednocześnie Sąd Najwyższy podkreślił, iż wciąż brakuje regulacji ustawowej, która pozwalałaby osobom transpłciowym na samodzielne decydowanie o tym, jak chcą być identyfikowane w dokumentach. Rozwiązanie w postaci postępowania nieprocesowego, choć ma niebagatelne znaczenie dla osób transpłciowych i upraszcza procedury, ma charakter tymczasowy i niepełny.
„Niepozywanie rodziców nie odpowiada na potrzeby osób niebinarnych, nie zdejmuje z osób trans wymogu, by udowadniały przed lekarzami swojej transpłciowości, nie pozostawia im decyzji o swojej tożsamości, zamiast tego przez cały czas uzależnia ją od sędziów” – podkreśla Stowarzyszenie Miłość Nie Wyklucza.
Z kolei aktywiści zaangażowani w projekt tranzycja.pl – największą bazę wiedzy o transpłciowości w Polsce – wskazują, iż orzeczenie nie zmienia nic w przypadku małżeństw, w których jedna z osób chce sprostować swój akt urodzenia.
„Pary będą niestety musiały się rozwodzić, w postępowaniu będzie mógł uczestniczyć małżonek” – czytam w komentarzu do sprawy. O tym, iż dla osób po ślubie prawna korekta płci przypisanej przy urodzeniu wiąże się z przymusowym rozwodem, co jest dość nieoczywistą konsekwencją braku równości małżeńskiej w Polsce, pisałam we wrześniu, przy okazji konferencji prasowej dotyczącej projektu Pozwy małżeńskie.
Mowa o batalii prawnej, którą pary chcą wytoczyć Polsce w Europejskim Trybunale Praw Człowieka w Strasburgu i zobowiązać nasz kraj do zmian przepisów na niedyskryminujące osób LGBTQ+.
Jak widać, sporo pozostało do zrobienia, ale dziś – do czego zachęcają organizacje działające na rzecz osób transpłciowych – można sobie pozwolić na odrobinę radości. Na profilu tranzycja.pl na Instagramie czytamy: „Ogrom niesprawiedliwości spadający na osoby transpłciowe stał się dzisiaj trochę mniejszy. Jest w tym sukcesie mały udział nas wszystkich – Sąd Najwyższy w uzasadnieniu jako jeden z powodów dla przemyślenia na nowo kształtu procedury wskazał »zmiany w świadomości społecznej na temat transpłciowości«, do której wszyscy, jako osoby transpłciowe i sojusznicy, przykładałyśmy swoją, mniejszą lub większą, cegiełkę. Cieszmy się i walczmy dalej!”.
Decyzja SN okazuje się tym większym twistem, gdy zrozumiemy, skąd w ogóle się wzięła. Wszystko zaczęło się w 2021 roku, kiedy to Zbigniew Ziobro – ówczesny prokurator generalny i minister sprawiedliwości – poprosił sąd o rozstrzygnięcie, czy w trakcie procesu o formalną tranzycję „osoby transpłciowe powinny pozywać nie tylko swoich rodziców, ale także małżonka i dzieci, jeżeli je posiadają?”. Polityk najprawdopodobniej liczył na to, iż odniesie skutek odwrotny od dziś już znanego, czyli iż sąd jeszcze bardziej utrudni życie osobom transpłciowym.
Sprawę próbował zamknąć, wycofując wniosek, sukcesor Ziobry, Adam Bodnar, ale SN i tak się nią zajął, a dziś korki od szampanów otwierają się bynajmniej nie w siedzibie Suwerennej Polski.
„Dziękuję pan Ziobro” – napisała komentująca orzeczenie dziennikarka Maja Heban ze Stowarzyszenia Miłość Nie Wyklucza. Wtórują jej internauci, żartujący, iż jeden z najbardziej prawicowych polityków w historii zrobił dla osób transpłciowych znacznie więcej niż uśmiechnięta i rzekomo progresywna Koalicja 15 października. Trudno się z nimi nie zgodzić.