Stanisław Michalkiewicz: Nieubłagane prawa demokracji

magnapolonia.org 9 hours ago

Stanisław Michalkiewicz: Nieubłagane prawa demokracji

No i jak tu nie zgodzić się ze spiżowym spostrzeżeniem klasyka demokracji Józefa Stalina, ze w wyborach ważniejsze od tego, kto głosuje, jest to, kto liczy głosy? 18 maja odbyły się wybory prezydenckie i w Rumunii i w Polsce. Niby wszystko tak samo, bo i Rumunia I Polska należą do Unii Europejskiej i data się zgadza – ale na tym podobieństwa się kończą. Po pierwesze – iż w Rumunii 18 maja odbyła się druga tura wyborów prezydenckich, podczas gdy w Polsce dopiero pierwsza.

Po drugie – iż w Rumunii było to drugie podejście do wyborów prezydenckich, bo pierwsze było jeszcze w listopadzie ubiegłego roku. Jak pamiętamy, w pierwszej turze najlepszy wynik uzyskał kandydat niezatwierdzony, Cioran Georgescu. Wywołało to takie zgorszenie tamtejszych elit, iż aż niezawisły Sąd Najwyższy musiał te wybory rozgonić – iż to niby były nieważne – ale to nie wystarczyło i wreszcie tamtejsza Centralna Komisja Wyborcza “unieważniła” kandydaturę zwycięzcy “nieważnej” pierwszej tury.

Pojawił się tedy kolejny kandydat niezatwierdzony, George Simion, a na domiar złego w pierwszej turze znowu uzyskał najlepszy wynik, bo aż ponad 40 procent głosów. Kolejny pretendent do prezydentury, “proeuropejski” burmistrz Bukaresztu Nicusor Dan uzyskał wynik dwa razy gorszy. Ale klasyk demokracji Józef Stalin wiedział, co mówi. W drugiej turze objawiły się “w partii siły, co kres tej orgii położyły” i wydarzył się cud, który do dzisiaj rozpamiętuje zarówno warszawski Judenrat, jak I inne postępowe redakcje.

Tym razem głosy zostały policzone prawidłowo i dzięki temu zwycięzcą została nasza duszeńka, “proeuropejski” Nicusor Dan. Wprawdzie George Simion twierdził, iż to on wygrał i choćby domagał się powtórzenia wyborów, ale demokracja kierowana w końcu zwyciężyła: Trybunał Konstytucyjny orzekł, iż wszystko było w jak najlepszym porządku, znaczy – gites tenteges.

Takie cuda nad urną zdarzały się i wcześniej – o czym świadczy anonimowy wierszyk z końca lat 40-tych: “Urna to taka cudowna szkatułka: wrzucasz: Mikołajczyk – wychodzi Gomułka”. Pewne światło na ten ówczesny cud purymowy rzuciła w pod koniec lat 80-tych pani prof. Maria Turlejska, opowiadając uczestnikom seminarium doktoranckiego u pani prof. Janiny Zakrzewskiej, jak to wespół z innymi “aktywistami” te wybory fałszowała.

Ciekawe, czy w Rumunii było tak samo, czy też mechanizmy demokracji kierowanej zostały przez ten czas udoskonalone – na przykład przez wykorzystanie sztucznej inteligencji, na której – jak się okazuje – też można polegać, niczym na niezawisłych sądach i Centralnych Komisjach Wyborczych, a kto wie – może choćby bardziej?

W naszym nieszczęśliwym kraju pierwsza tura wyborów prezydenckich sprawiała wrażenie, jakby odbywała się nie według formuły demokracji kierowanej, tylko tej, spontanicznej, kiedy suwerenowie głosują nie tak, jak “powinni”, tylko – tak jak chcą.

Wprawdzie każdy wiedział, iż kandydatem zatwierdzonym jest obywatel Trzaskowski Rafał, którego na tubylczego prezydenta namaścili przed kilkoma laty dwaj amerykańscy Żydowie: Ronald Lauder, przewodniczący Światowemu Kongresowi Żydów i młody Soros, któremu stary grandziarz przekazał klucze do kasy – ale innym kandydatom też wolno było przekonywać do siebie suwerenów – chociaż sondażownie albo niektórych nie zauważały, albo – jeżeli już musiały zauważyć – to ich niedoszacowywały.

Tak właśnie było z Grzegorzem Braunem, który najpierw nie pojawiał się w żadnych rankingach, a kiedy już się pojawił, to zostawał jakieś okruszki w rodzaju 1, albo w porywach – choćby 3 procent. Podobnie kandydat “obywatelski” wyznaczony przez Naczelnika Państwa Jarosława Kaczyńskiego, trzymany był na długi dystans wobec obywatela Trzaskowskiego Rafała.

Tymczasem okazało się, iż różnica między nimi nie przekracza choćby 1 procentu, a Grzegorz Braun uzyskał wynik ponad 6 procent, dystansując nie tylko “ojczyka”, czyli pana marszałka Hołownię, ale również faworytów lewicy obojga obrządków. Trzecie miejsce na liście zajął pan Sławomir Mentzen z Konfederacji, z wynikiem prawie 15 procent.

Ten wynik sprawił, iż pani Aleksandra Kwaśniewska przelękła się do tego stopnia, iż na mieście pojawiły się fałszywe pogłoski, iż gwoli uspokojenia trzeba było wołać weterynarza, zaś Judenrat ogłosił “mobilizację”. Tymczasem Sławomir Mentzen wprawdzie zauważył, iż suwerenowie, to nie są worki kartofli, które można przesuwać w tę, czy w tamtą stronę – ale gwoli ułatwienia swoim zwolennikom podjęcia decyzji w II turze, przedstawił obydwu zwycięzcom pierwszej tury propozycje – m.in., iż ten, który chciałbym uzyskać jego poparcie, nie podpisze żadnych nowych traktatów unijnych, osłabiających pozycję Polski.

Obywatelowi Nawrockiemu Karolowi te warunki bardzo się spodobały i w czwartek 22 maja, po rozmowie z panem Mentzenem, którą transmitowały niezależne telewizje, na oczach publiczności cyrograf podpisał. Obywatel Trzaskowski Rafał jeszcze się waha, ale i jemu niektóre warunki bardzo się spodobały, więc może po rozmowie z warunkodawcą, też wszystko podpisze. Pewne światło na mechanizmy decyzyjne w takich sprawach rzucił nieznany szerszej publiczności poseł Volksdeutsche Partei, Wielce Czcigodny Przemysław Witek.

Przesłuchiwany na tę okoliczność przez obywatelkę Gozdyrę Agnieszkę, szczerze wyjaśnił, iż “cóż szkodzi obiecać?”. Nic tak nie gorszy, jak prawda, toteż władze Volksdeutsche Partei, za zdradę tajemnicy państwowej, zamierzają przykładnie go ukarać – ale dopiero po wyborach. Czy jednak jest jakiś powód, by karać Wielce Czcigodnego Witka Przemysława, iż powiedział verba veritatis, czy raczej wynagrodzić go za szczerość?

Za moich czasów dziekanem Studium Dziennikarskiego na Uniwersytecie Warszawskim był prof. Kazimierz Kąkol. Miał on w zwyczaju obiecywać wiele rzeczy – ale kiedy ktoś mu takie jego obietnice przypominał, odpowiadał: “Obiecałem? No to odwołuję”. W czynie społecznym tedy przypominam obywatelowi Trzaskowskiemu Rafałowi o tej możliwości nie dlatego, by w polityce nie obowiązywały żadne zasady. Przeciwnie – w polityce, oprócz wspomnianych spiżowych spostrzeżeń klasyka demokracji Józefa Stalina, obowiązuje również zasada rebus sic stantibus – co się wykłada: “skoro sprawy przybrały taki obrót”.

Ponadto w prawie rzymskim obowiazywała też klauzula w postaci “condictio propter poenitentiam”, dzięki której można było uwolnić się od pochopnych obietnic deklaracją “poenitet me” – co się wykłada, iż “żal mi”. Jak widzimy, choćby w demokracji spontanicznej jest wiele wybiegów, a cóż dopiero, gdy w II turze okaże się, iż i u nas zwyciężył model demokracji kierowanej – tak, jak to się stało w Rumunii?

Polecamy również: Żydzi ostrzelali polską delegację na Zachodnim Brzegu

Read Entire Article