Stanisław Michalkiewicz: Zgryzoty imperialne
“Gdzie mądry człowiek ukryje kamyk? – Na plaży. – Gdzie mądry człowiek ukryje liść? – W lesie. – A jak nie ma lasu? – To mądry człowiek zasadzi las, aby ukryć w nim liść” – pisał Chesterton w opowiadaniu “Złamana szabla” w cyklu o “Przygodach księdza Browna”. Nie wiem, czy amerykański prezydent Donald Trump czytywał Chestertona – ale jeżeli choćby nie, to postąpił dokładnie w myśl tych wskazówek. Mam oczywiście na myśli wojnę celną, jaką prezydent Trump rozpętał w całym światem – bo 185 państw to przecież cały świat.
Pewne podejrzenia mogła wzbudzić okoliczność, iż zaporowymi cłami prezydent Trump obłożył choćby bezludne wyspy, zamieszkałe przez pingwiny, ale tak zwani “eksperci”, którzy od swoich oficerów prowadzących musieli dostać rozkaz, by na tym etapie prezydenta Trumpa potępiać albo wyśmiewać, zgodnie uznali, iż to jest rezultat jego ignorancji. Ciekawe, jak to się w bezpiece pewne schematy utrwalają bez względu na ustrój. Na przykład taki Julian Tuwim, kiedy w czasach stalinowskich dostał rozkaz obsmarowania amerykańskich ignorantów, to zachował się podobnie, jak współcześni eksperci.
Napisał wierszyk o tym, iż we Wrocławiu jest “milion dzikich Chińczyków”, których wodzem jest “Kitajec – straszny Pa Fa Wag z długim warkoczem”. No to dlaczego teraz bezpieczniacy nie mogą sięgnąć do tamtej skarbnicy, skoro tym razem już nie Moskwa, tylko Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje w Berlinie nakazała naszym folksdojczom obsrywać Trumpa? Nawiasem mówiąc nasza ukraińska duszeńka, prezydent Zełeński, chyba trochę wystraszony przypuszczalnymi konsekwencjami ewakuacji amerykańskich żołnierzy z lotniska w Jasionce, też uczepił się Chińczyków.
Niezwyciężona Ukraińska Powstańcza Armia pojmała dwóch Chińczyków w służbie Putina. Widocznie jednak prezydent Trump Chińczyków na Ukrainie się nie boi, bo zaplanowana runda amerykańsko-rosyjskich rokowań w ogóle nie przewiduje poruszania spraw ukraińskich. Warto w tej sytuacji zwrócić uwagę, iż chociaż rozpętana przez prezydenta Trumpa wojna celna objęła swoim zasięgiem cały świat – to akurat Rosji – nie. A dlaczego nie?
Czy przypadkiem nie dlatego, iż prezydent Trump czegoś od Rosji chce – oczywiście oprócz zakończenia wojny na Ukrainie, gdzie “giną ludzie” i w ogóle. Jak wielokrotnie powtarzałem, w polityce trzeba mieć z góry przygotowaną odpowiedź przynajmniej na dwa pytania. Pierwsze – co mi dasz, jak ci to zrobię? – I drugie – Co mi zrobisz, jak ci tego nie dam?
Jak wiemy, rozpętana z takim rozmachem wojna celna została nagle zawieszona po, tym, jak prezydent Trump się pochwalił, iż przedstawiciele 75 państw już się zaoferowali, iż pocałują go w tyłek i iż zrobią wszystko, czego będzie sobie życzył (“tak, proszę Pana!”) została właśnie aż na 90 dni “zawieszona” – ale nie wobec Chin, którym prezydent Trump w dodatku podwyższył cła do 125 procent. Nieomylny to znak, iż od początku chodziło właśnie o to, iż to był ten listek, który z jakichś tajemniczych powodów Anerykanie postawili ukryć i w tym celu zasadzili las w postaci wojny celnej z całym światem.
Najwyraźniej Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje dała się na to nabrać i choćby w imienu Rzeszy wprowadziła cła odwetowe, z których teraz próbuje się wykręcić. Nasi Zasrancen nie mieli oczywiście w tewj sprawie nic do gadania, ale może to i dobrze, bo jeszcze by który chlapnął jakieś głupstwo. Inna sprawa, iż Amerykanie chyba w ogóle już nie zwracają na naszych Umiłowanych Przywódców uwagi, bo wszystko wskazuje na to, iż minister-ministrowicz Kosiniak-Kamysz Władysław w ogóle nie został poinformowany o ewakuacji amerykańskiego garnizonu z Jasionki.
Czy ta ewakuacja oznacza, iż Amerykanie przestaną futrować Ukrainę, jeżeli dogadają się z Rosją w sprawach interesujących obydwie strony? Co wtedy z ostatecznym zwycięstwem, które Ukraina ma od naszych Umiłowanych Przywódców od samego początku zagwarantowane? I wreszcie – z jakiego klucza zaczną ćwierkać funkcjonariusze Propaganda Abteilung, kiedy padnie rozkaz, iż mamy się znowu z Putinem zaprzyjaźnić – tak, jak po “resecie” prezydenta Obamy z 17 września 2009 roku?
W takiej sytuacji wojnę celną z Chinami możemy potraktować, jako rodzaj “rozpoznania walką” przed przystąpieniem Ameryki do ostatecznego rozwiązywania kwestii chińskiej. Czego w tej sytuacji Amerykanie mogą chcieć od Rosji? Myślę, iż jakiejś deklaracji powściągliwości na wypadek rozpoczęcia operacji ostateczego rozwiązania. Co w zamian byliby gotowi zaoferować Rosji – no bo wiadomo, iż Putin za darmo niczego, a już zwłaszcza – czegoś takiego nie zrobi?
Na wszelki oczywiście wypadek prezydent Trump ogłosił, iż USA podniosą budzet wojskowy bo astronomicznej wysokości biliona dolarów – i zaraz Goldmany-Sachsy na Wall Street się uspokoiły. Jak to za Stalina mawiano w Sowietach – jak zamykają, to znaczy, iż będą wypuszczać, a jak wypuszczają, to znaczy, iż będą zamykać. Jak giełda leci na łeb na szyję w dół, to nieomylny to znak, iż niedługo rozpocznie się hossa – na co zwrócił uwagę również prezydent Trump wskazując, iż takie gwałtowne spadki na giełdzie to najlepszy moment, żeby kupować. I słuszna jego racja, bo niby kiedy kupować – może wtedy, gdy papiery są najdroższe?
A tu jeszcze bezczenny Izrael, którego premier Beniamin Netanjahu nie może zakończyć operacji ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej w Strefie Gazy i w ogóle – odstąpić od realizowania doktryny “wielkiego Izraela”, którą mezopotamskiemu koczownikowi zasuflował sam Stwórca Wszechświata. W przeciwnym razie mogłaby z nim być tak zwana “brzydka sprawa”. Zeby tedy do tego nie dopuścić, trzeba na marginesie operacji ostatecznego rozwiązania kwestii chińskiej wyjaśnić sytuację na odcinku irańskim.
W związku z tym – jak informuje mnie mój Honorable Correspondant – do bazy na Diego Garcia na Oceanie Indyjskim ściągane są niewidzialne bombowce strategiczne B2, co to mają zasięg 11 tys. kilometrów i mogą zabierać 15-tonowe bomby, służące do burzenia rozmaitych podziemnych instalacji, od których w złowrogim Iranie aż się roi. Zanim jednak padnie salwa, będzie podjęta próba znalezienia rozwiązania pokojowego, co nie jest sprawą prostą.
Chodzi o to, iż Iran uważa USA za “Wielkiego Szatana”, więc nie może siadać z nim przy jednym stole. Z drugiej strony, trzeba negocjować – a w tej sytuacji jest to możliwe tylko przez papierek, to znaczy – przez pośredników.
Jak widzimy z mocarstwowością też są same zgryzoty, podobnie jak z suwerennością, której nasz nieszczęśliwy kraj już się pozbył. Tymczasem kandydujący w wyborach prezydenckich pan dr Bartoszewicz odgraża się, iż jak tylko obejmie władzę, to zaraz zrobi z Polski imperium. Cóż można na to powiedzieć? Tylko przypomnieć anegdotę, zresztą całkiem prawdziwą, jak to w październiku 1917 roku JEm. Aleksander kardynał Kakowski wrócił do domu i swemu kamerdynerowi Stanisławowi powiedział, iż własnie został członkiem Rady Regencyjnej.
– A cóż to takiego, ta Rada Regencyjna? – zapytał Stanisław. – Ano razem z księciem Lubomirskim i panem Ostrowskim mamy rządzić krajem. Stanisław zamyślił się głęboko, po czym stanowczo stwierdził: “nie na naszą głowę, Eminencjo!”
Polecamy również: Rząd Kanady pozwany za osadzanie więźniarek z „transami”