Stanisław Michalkiewicz: Around the “Book of Judah’s Sins”

magnapolonia.org 3 hours ago

Stanisław Michalkiewicz: Wokół “Księgi win Judy”

Starożytni Rzymianie, którzy każde spostrzeżenie zaraz ubierali w postać pełnej mądrości sentencji, mawiali, iż “habent sua fata libelli” – co się wykłada, iż książki mają swoje losy. I oto na naszych oczach, za sprawą pana profesora Rafała Pankowskiego sprawdza się trafność tego spostrzeżenia. Ten pan Pankowski to osobliwa postać w ruchu robotniczym, bo pod pewnym względem podobny jest do ciotki felietonisty warszawskiej “Kultury” “Hamiltona”.

Otóż ten Hamilton, który pozował na przestarego starca, tak naprawdę nazywał się Jan Zbigniew Słojewski i wolne chwile spędzał w winiarni “U Hopfera”, dzisiaj już nieistniejącej. Była tam jedna ława i jeden duży stół, za którym przeważnie siedział właśnie Hamilton, a reszta towarzystwa lokowała się, gdzie kto mógł – przeważnie na pustych kartonach po winie – zaś pani Stasia nalewała każdemu, ile kto chciał. Otóż ten Hamilton napisał kiedyś o swojej ciotce, która miała takie dziwne natręctwo, iż nie mogła wziąć na kolana kota, żeby mu zaraz nie szukać pcheł.

Pan Rafał Pankowski jest do niej podobny, ale przy tym podobieństwie są i różnice. Pan Pankowski nie szuka żadnych pcheł, tylko „antysemitników” i ma takie natręctwo, iż nie tylko widzi antysemitnika pod każdym krzakiem, ale w dodatku – zaraz go demaskuje przed surową ręką sprawiedliwości ludowej. Na tym uciułał sobie rozmaite naukowe tytuły a także inne wyrazy uznania, wśród których, niczym perła w koronie, błyszczy nagroda od żydowskiej Ligi Antydefamacyjnej z Nowego Jorku, którą wręczył mu – niestety nie “sam główny Srul” – tylko delegat Ligi na Europę, pan Srulewicz. No cóż; jak to mówią, dobra psu i mucha.

Tym razem pan Pankowski i różni inni tropiciele – bo jak w jakiejś branży jest koniunktura, to zaraz pojawiają się entreprenerzy – a tak się składa, iż koniunktura w branży tropienia antysemitników jest dziś wyjątkowo dobra – wytropił książkę pod tytułem “Księga win Judy”, którą wznowił pan Przemysław Holocher w wydawnictwie Magna Polonia. Tytuł jest mylący, bo sugeruje, iż chodzi o wina, produkowane przez Judejczyków w Izraelu – a tymczasem książka skupia się na rozmaitych łajdactwach, których sprawcami mają być Żydowie.

Tropiciele antysemitników twierdzą, iż to wszystko nieprawda, iż niemiecki autor Wilhelm Meister, który tak naprawdę nazywał się Paul Bang, wszystko to sobie wyssał z brudnego palca. Skąd wiedzą, skąd on to sobie wyssał – tajemnica to wielka, bo autor, znaczy się – Wilhelm Meister napisał tę książkę w roku 1919, kiedy pana Rafała Pankowskiego jeszcze nie było na świecie (i komu to przeszkadzało?).

Najwyraźniej jednak wspomniane natręctwo zmusza go, by karmił się takimi lekturami, a potem odkryte rewelacje tak go rozpierają, iż w dyrdy biegnie do najbliższego posterunku Milicji Obywatelskiej i składa stosowne doniesienie. W związku z tym pan Przemysław Holocher właśnie dostał powiestkę z komisariatu, by złożył zeznania w sprawie myślozbrodni, znaczy – żeby przyznał się do wszystkiego, a zwłaszcza – propagowania “faszystowskiego ustroju państwa” – chociaż w roku 1919 to choćby Mussolini dopiero zaczynał eksperymentować z faszyzmem, a o Hitlerze nikt jeszcze nie słyszał.

Ale to bez znaczenia, bo jak niezależny prokurator, a potem niezawisły sędzia odbierze telefon: wiecie rozumiecie, wy z tego całego Holochera to zróbcie marmoladę, taką, wiecie – pokazuchę – to chyba nikt nie ma wątpliwości, iż posypią sie piękne wyroki.

Tymczasem premier bezcennego Izraela, Beniamin Netanjahu, wykonując manewr ucieczki do przodu przed więzieniem, sprowokował przy pomocy Mosadu “niespodziewany” atak rakietowy złowrogiego Hamasu na Izrael ze Strefy Gazy.

W części dna morskiego należącego do Strefy Gazy, odkryto bowiem bogate złoża gazu i ropy, więc bezcenny Izrael bez wahania uderzył na Strefę Gazy, rozpoczynając w ten sposób operację ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej. Oczywiście o żadnym więzieniu nie było już od tej chwili mowy, a Benjamin Netanjahu, jako mąż opatrznościowy, stanął na czele izraelskiego rządu jedności narodowej.

Wprawdzie ta cała Gaza została zrównania z ziemią, niczym warszawskie getto po stłumieniu powstania przez generała SS Jurgena Stroopa – ale złowrogiego Hamasu nie udało się wybić, ani choćby – odebrać z jego szponów izraelskich zakładników. Poza tym w USA zmieniła się ekipa, więc bezcenny Izrael zawarł ze znienawidzonym Hamasem zawieszenie broni, w ramach którego zakładnicy stopniowo są wypuszczani, podobnie jak palestyńscy więźniowie – w proporcjach 30 Palestyńczyków za jednego Żyda.

Tymczasem prezydent Trump przyjął premiera Netanjahu, jako pierwszego zagranicznego gościa w Białym domu i po dwustronnych rozmowach poinformował opinię międzynarodową, iż USA chcą przejąć Strefę Gazy, uprzątnąć gruz i urządzić tam śródziemnomorski kurort – ale przedtem zamierzają przesiedlić 2 miliony tamtejszych Palestyńczyków. Na razie nie wiadomo dokąd, bo ani Egipt, ani Jordania, gdzie ci Palestyńczykowie mieliby – oczywiście dla własnego dobra, jakże by inaczej? – zostać przesiedleni, nie chcą o tym słyszeć, podobnie jak Palestyńczykowie – ale już przynajmniej wiadomo, jaki jest rozkaz.

Premiera Netanjahu przysłuchiwał się temu, jakby go ktoś na sto koni wsadził. Nic dziwnego, bo skoro Lebensraum zaczyna się poszerzać, jakże się nie radować? Radowałby się z tego choćby wybitny przywódca socjalistyczny Adolf Hitler, a przecież premier Benjamin Netajnahu nie jest od niego gorszy.

No dobrze – ale gdzie tych Palestyńczyków przesiedlić? Gdyby żył Heinrich Himmler, Reinhardt Heydrich i Adolf Eichmann, to można by rozważyć ewentualne przesiedlenie ich “na Wschód” – ale żaden z tych specjalistów już nie żyje. W tej sytuacji muszę złożyć pomysł racjonalizatorski, by wykorzystać do tego doświadczenia zdobyte podczas kolektywizacji w ZSRR. Otóż pewien kontyngent chłopów wywieziono na Wyspę Zajęczą na Oceanie Lodowatym i tam zostawiono, tak, jak stali.

Po roku komisja, która przybyła zobaczyć, co i jak, nie zastała już nikogo żywego, tylko białe kości, starannie oczyszczone przez morskie ptactwo. Dokonał się recykling, w dodatku nie tylko nieszkodliwy dla planety, tylko przeciwnie – pożyteczny.

Dzięki temu lepiej rozumiemy przyczyny dla których prezydent Trump chciałby przyłączyć do USA Grenlandię, a także Kanadę. Moim zdaniem Kanada jest choćby lepsza, bo na kanadyjskim terytorium Nunawut jest sporo wysp na Oceanie Lodowatym, chyba choćby bezludnych, albo w najgorszym razie zasiedlonych przez jakąś stację badawczą, którą przecież można by zawsze przenieść gdzie indziej – i sprawa załatwiona.

I pomyśleć, iż w czasie, gdy starsi i mądrzejsi właśnie kreują nową postać świata, naszym przeznaczeniem jest zajmowanie się myślozbrodniami. Co za hańba, co za wstyd!

Polecamy również: Nowy ambasador USA w Polsce to Żyd-syjonista

Read Entire Article