Ten tekst będzie moją subiektywną opinią. Możliwe, iż motywy postępowania zwłaszcza Władysława Kosiniaka-Kamysza są dla mnie niezrozumiałe dlatego, iż przykładam miarę człowieka o innych poglądach. Jednak prawdę mówiąc, nie do końca wiem jakie są poglądy szefa PSL-u. Polityka to w końcu nie tylko kwestia realizowania własnych idei (a przynajmniej jakaś próba). A może, co gorsze, głównie nie to. Może politycy w różnej sytuacji bardziej martwią się o stołki dla kolegów, dotacje i o to, żeby partia się nie rozleciała i mogła trwać. Oczywiście to mocno zdegenerowana forma prowadzenia polityki niestawiająca sobie żadnych nadrzędnych celów. Ale co ciekawsze, takie nastawienie na trwanie też może doprowadzić do upadku stronnictwa. Wyniki wyborów prezydenckich sprzed kilku dni i zachowanie lidera PSL-u zaraz po ich poznaniu sugerują, iż możemy mieć do czynienia z początkiem końca PSL, a co dopiero projektu Trzeciej Drogi.
Przystawki znikają z talerza
Jak zauważają komentatorzy, do pewnego stopnia pierwsza tura wyborów prezydenckich stanowiła próbę sił wewnątrz koalicji rządzącej. Wysoki wynik Rafała Trzaskowskiego połączony ze słabym wynikiem Magdaleny Biejat i Szymona Hołowni dałby argument Donaldowi Tuskowi do renegocjowania warunków koalicji. O ile jeszcze Lewica reprezentowana w plebiscycie na gospodarza Pałacu Namiestnikowskiego balansuje na granicy progu wyborczego, to jako koalicja Trzecia Droga wygląda już źle. Niecałe pięć procent poparcia dla Szymona Hołowni to o trzy punkty procentowe mniej niż wynosi próg dla koalicji. To sygnał alarmowy, który zasieje zwątpienie. Oswojony z telewizją showman, twarz „kościoła otwartego” się skończył. Posłowie Polski 2050 mogą coraz bardziej nerwowo rozglądać się za romansem z KO i próbą transferu za dobre miejsce na liście wyborczej w 2027 roku lub gwarancję jakichś „stołków” po skończonej kadencji. Skandowane „Będzie dobrze” na wieczorze wyborczym lidera Polski 2050 brzmiało jak „Nic się nie stało”. Ale tak jak i po meczach, tak i tu: właśnie stało się. Wyborcy Hołowni z roku 2020 czy 2023 to nie są żelazne elektoraty. Była gwiazda TVN nie jest już świeżym kandydatem „spoza układu” (od początku to było dość śmieszne, ale chwyciło), a jedynie jakimś tam trochę innym Tuskiem, ale nie tak cwanym i nie tak silnym. Czyli jest zbędny. Zresztą sam to przyznał udając, iż to on rozdaje karty, ale to było żenujące przedstawienie. Przekazał poparcie kandydatowi KO z marszu. Doprawdy – „Trzecia Droga”. „Skrajna Prawica” w osobach Mentzena i Brauna formułuje postulaty, które kandydaci PO-PiSu mieliby poprzeć. Przynajmniej werbalnie się targują i nie pokazują jawnie swoim wyborcom, iż biorą ich poparcie za pewnik, za ludzi którzy czekają na ich wskazanie jak na opinię delfijskiej wyroczni.
Władysław Kosiniak-Kamysz w czasie wieczornego wystąpienia koalicjanta z Trzeciej Drogi uśmiechał się i klaskał, jakby rzeczywiście nic się nie stało. Zastanawiałem się, co siedzi w głowie pana ministra. Czy już kombinuje w jakiej koalicji ruszyć do sejmu w 2027 roku, by znów utrzymać się na powierzchni, a jeżeli szczęście dopisze znów będzie w koalicji rządowej? Tylko z kim miałby się sprzymierzyć, żeby nie był to partner zbyt silny i z marszu nie potraktował go tak jak na to zasługuje, czyli jak przystawkę? Odpada KO, odpada PiS. Konfederacja też jest już silniejsza, zresztą byłby to niesamowity balast wiązać się z PSL, który nic nie da, a tylko obciąży? Zostają tylko trzy siły na tyle małe, żeby matematycznie miało to sens. Kolejność wg wyników I Tury wyborów.
- Konfederacja Korony Polskiej – Grzegorz Braun „wykręcił” bardzo dobry wynik. Opcja ta jednak nie wydaje się sensowna dla żadnej ze stron. Braun zbiera tożsamościowy elektorat plus jakieś grupy oburzonych. PSL to emanacja systemu z Magdalenki. Wydaje się, iż taki alians zaszkodziłby każdemu.
- Partia Razem – wydaje się to jednak równie nieprawdopodobne. Adrian Zandberg buduje z kolegami alternatywną lewicę, która ma być ideowa w przeciwieństwie do tej, która trzyma się rządu Tuska. Różnice wydają się zbyt duże. Nie po to zresztą Razem odcina się od rządu, by brać koalicjanta z tego rządu, który też w dużej mierze nie popiera rewolucji obyczajowej, która może mniej eksponowana, ale jest istotna dla lewicowej partii Zandberga.
- Lewica – teoretycznie lepsza opcja. Lewica Czarzastego może potrzebować koalicjanta, ale tutaj też mamy problem. Zwłaszcza kwestie obyczajowe i radykalizm w tej sprawie pozwala lewicy odróżniać się od KO. PSL nie może sobie pozwolić na tak jawne pójście na lewo w tej kwestii. Mógłby stracić resztki elektoratu.
Dlatego w mojej opinii nie ma dobrej opcji dla PSL w perspektywie wyborów parlamentarnych na jesieni 2027 roku. Dryfowanie w Trzeciej Drodze to zła opcja, ale nie widać możliwości koalicyjnych, które dałyby trochę wiatru w żagle PSL. Każda opcja to więcej szkody niż pożytku. Dość popularni swego czasu zarówno Kukiz jak i Hołownia mieli tę zaletę, iż nie pozycjonowali się jako radykałowie, ale centrum albo głos ludu. Nie byli dla mętnego PSL balastem ideologicznym. Samodzielny start to również dla ludowców scenariusz na wypadnięcie z parlamentu. Może udałoby się zachować subwencję przy wyniku powyżej 3%, ale to i tak równia pochyła. Pokuszę się o tezę, iż start w 2023 roku z Szymonem Hołownią to był ostatni sukces w uratowaniu dla PSL miejsc w sejmie, rządzie, spółkach.
Prezes PSL Kosiniak-Kamysz chyba sam widzi, iż nie będzie w stanie dłużej lawirować. Bardzo gwałtownie udzielił poparcia Rafałowi Trzaskowskiemu przed drugą turą. Już teraz słychać głosy sprzeciwu w środowiskach rolniczych i PSL-owskich „dołach”. Łukasz Jankowski z Radia Wnet rozmawiał niedaleko sejmu z przedstawicielem rolniczej organizacji i taki obraz się z tego wyłaniał. Wygląda na to, iż minister obrony narodowej wybrał dryfowanie. Jego dość konserwatywny elektorat i widocznie działacze samorządowi niekoniecznie popierają takie podejście. Możliwe, iż Władysław Kosiniak-Kamysz przespał moment kiedy mógł twardo negocjować i z Tuskiem i Kaczyńskim po wyborach w 2023 roku. I kto wie, może byłby teraz szefem rządu z jednym lub drugim jako większym koalicjantem, który jednak potrzebuje PSL jak tlenu. A teraz co? Powoli jest konsumowany jak właśnie przystawka. A czym jest PSL? Kogo on teraz reprezentuje? Już tylko swoich działaczy. I nie mówię tego po to, żeby chwalić inne partie jako wolne od kolesiostwa i pustych obietnic. Ale po co głosować na PSL? Nie jest wyrazisty. Nie wiadomo co by zrobił jakby choćby rządził samodzielnie.
Jarosław PSL zbaw? Kolejny przesypiany moment
Jeżeli lider PSL-u nie może liczyć na sensowną koalicję w 2027 roku, nie uda mu się samodzielnie wprowadzić do sejmu posłów, a trwanie w koalicji rządowej z Tuskiem i bliższej z Hołownią, prowadzą też do porażki, której forma może być różna, to co zostało Kosiniakowi-Kamyszowi? Chyba tylko wspólna lista z KO na kolejne wybory. Taka opcja istnieje zawsze, może jeszcze pozwoliłaby zachować szyld PSL, choć ukryty w koalicji kilkunastu partii. o ile obecny minister obrony nie ma szczególnych ambicji, to taka opcja nie powinna mu przeszkadzać. o ile jednak mu o coś chodzi i chce zachować resztki podmiotowości to ma jeszcze szansę działania. Chwilowo ma jeszcze argument, który może mu dać w negocjacjach więcej niż by to wynikało z obecnego poparcia dla jego partii. Jeszcze można zdyskontować poparcie z października 2023.
Arytmetyka sejmowa jest nieubłagana. Jak wiadomo od 231 posłów zaczyna się sejmowa większość. Możliwy alternatywny rząd mógłby powstać gdyby PiS, Konfederacja i PSL połączyły siły. Jest to niemożliwe bez PSL. Bez Konfederacji, przy poparciu trzech niezrzeszonych posłów (dwóch kolegów Grzegorza Brauna i jednego wyrzuconego z Polski 2050) oraz Wolnych Republikanów (w liczbie czterech: Jan Krzysztof Ardanowski, Paweł Kukiz, Marek Jakubiak, Jarosław Sachajko) daje to dokładnie 230 posłów, a więc połowę.
Zatem nie ma innego wyjścia. o ile miałoby dojść do złożenia konstruktywnego wotum nieufności, należałoby dla takiego wniosku mieć poparcie Konfederacji, PSL i PiS. Może poparliby go też niezależni oraz Wolni Republikanie. Kosiniak-Kamysz dryfuje ku upadkowi, a ma jednocześnie władzę obalenia rządu Tuska. Oczywiście o ile wynegocjowałby deal dobry dla wszystkich. Najsilniejszy w układance Jarosław Kaczyński musiałby dać pozostałym lepsze warunki niż wskazywałby to układ sił w sejmie, a także poparcie odpowiednich kandydatów w wyborach prezydenckich przed kilkoma dniami. Zarówno Mentzen i Bosak, jak i Kosiniak-Kamysz musieliby dostać warunki, w których nie pełniliby rolę przystawek. Najlepszym zabezpieczeniem byłby fotel premiera nie dla PiS. Szczegóły są do dogadania. Ja widzę to tak, iż PiS ma dużo do zyskania. Powrót do władzy, choć ograniczonej. Zwłaszcza, iż jako jedyna partia z omawianej hipotetycznej koalicji ma szanse na Pałac Prezydencki. Kontrola części resortów (może choćby sprawiedliwości, choć tu liczyłby jednak na kogoś spoza PiS, ale mogliby nie odpuścić) plus prezydent to już coś. Można by spróbować przygotować partię na emeryturę Jarosława Kaczyńskiego i ustalenie nowego porządku w wygodniejszych warunkach. PSL zachowałby jakieś stołki i twarz obalając rząd, który przeprowadza absolutną demolkę w edukacji, obyczajowości i prawodawstwie. A kto wie, może i potem dałoby to szansę na wejście do kolejnego sejmu jako nowoczesna chadecja. Może dałoby się coś zrobić z Zielonym Ładem i firmowałby to jako minister Marek Sawicki? A Konfederacja mogłaby mieć ministra finansów Mentzena, no i dlaczego by nie – premiera Bosaka. Myślę, iż byłby akceptowalny dla wszystkich.
Może to górnolotnie brzmi, ale Polska by na tym na pewno nie straciła. Rozumiem, iż to chciejstwo i może po prostu nikt nie chciałby wchodzić w taki sojusz z obawy przed staniem się przystawką. A choćby jeżeli nie, to nic nie wskazuje na to, by ktoś taką propozycję wysunął na poważnie. A szkoda. Marek Jurek już ładnych parę miesięcy temu sugerował powstanie takiej koalicji. Ja myślę, iż teraz jest na to dobry moment. Zwłaszcza jeżeli prezydentem Polski miał zostać prezydent Warszawy. Lepiej, żeby był kijem w prawicowych szprychach niż długopisem lewicy.