Wszyscy widzieli, jak było i wszyscy będą się upierać przy swoich wersjach wydarzeń, ale to w najmniejszym stopniu nie zmienia podstawowego faktu. Jednym wielkim przegranym i to dwóch debat jest Rafał Trzaskowski, drugim TVP w likwidacji. Kto zwyciężył? Tutaj porozumienia nie będzie i choćby zwolennicy Macieja Maciaka będą unosić ręce w górę, chociaż zdecydowanie był to najsłabszy, a długimi fragmentami żenujący kandydat. Przykładając obiektywną miarę do rekordowej 3,5 godzinnej debaty, z czystym sumieniem można powiedzieć, iż każdy prócz Trzaskowskiego i Maciaka coś ugrał.
Najwięcej ugrał Karol Nawrocki, jego występ był najlepszy ze wszystkich dotychczasowych występów i dokonał tego w debiucie, co prawda był to debiut rozłożony na raty, ale wskoczył do głębokiej wody i nie utonął, tylko w dobrym stylu dopłynął do brzegu. A ugrał najwięcej, bo był jedynym kandydatem na prezydenta, obok Trzaskowskiego, który będzie walczył w drugiej turze. Różnica pomiędzy tymi dwoma rywalami to mniej więcej 27 do 35%, czyli 8 proc. i teoretycznie jest to sporo, ale jeżeli po piątkowej rewolucji Trzaskowski straci 3 proc. a Nawrocki 3 proc. zyska, to dystans skróci się do 2 proc. Taka korekta jest nie tylko możliwa, jest bardzo realna i wtedy zacznie się jeszcze większa panika w obozie pana Rafała.
Nie da się też odebrać punktów i drugiego miejsca wśród beneficjentów Szymonowi Hołowni, przede wszystkim z tego powodu, iż to on rozkręcił całą zadymę z debatą wielu kandydatów. Trudno powiedzieć, czy wrócił do gry, ale z pewnością jest jednym z tych, który może odebrać procenty Trzaskowskiemu i nieobecnemu Mentzenowi. W podobnej sytuacji jest Magdalena Biejat, ona też zaczerpnęła dziś ze źródła dwóch konkurentów. Odbicie tęczowej flagi Trzaskowskiemu zrobiło wielki szum w Internecie i z tego się „tęczowy Rafał” nie wybroni. Z kolei nieobecność Adriana Zandberga to też duża szansa na przesunięcie elektoratu po lewej stronie.
Krzysztof Stanowski mógłby choćby zająć miejsce przed Hołownią, ale znalazł się za podium z jednego powodu – robienie sobie jaj z polityki i niestety przy okazji z wyborów prezydenckich. Stanowski ma szansę odegrać pożyteczną rolę w tym, co robi, jednak musi bardziej być stańczykiem, niż stand uperem. W trakcie debaty wielokrotnie pokazał, iż potrafi być stańczykiem, ale całą kampanię prowadzi w błazeńskim stylu, podporządkowanym jego biznesom, więc dla niego zyskiem jest tylko i aż darmowa reklama. Pewnie zyskał też parę punktów procentowych, jednak żadnym „czarnym koniem” nie będzie, co mu zbyt wyrywni eksperci nie tak dawno wróżyli.
Przeciwieństwem Stanowskiego jest Marek Jakubiak, człowiek poważny, stateczny, a chwilami prawdziwy stańczyk, który potrafi powiedzieć rzeczy niepopularne, jak obowiązkowa służba wojskowa. Jego wystąpienie było kojące dla rozumu i działało jak otwarcie okna w szatni po lekcji wu-ef. Niestety Marek Jakubiak raczej swojej pozycji na prezydenckiej liście znacząco nie podniesie, chociaż bardzo na to zasłużył. Tak to już jest w polityce, iż mądrzy i odważni ludzie nie są skazani na sukces, ale bardzo często muszą walczyć o przetrwanie.
Wspomniany na początku Maciej Maciak zdecydowanie odstawał od całej stawki, wyglądał tak, jakby pomylił wesela i próbował odnaleźć chociaż jednego wujka, z którym mógłby wychylić kieliszek za zdrowie młodych (Polski). Nikt taki się nie znalazł i trudno się dziwić, bo ciężko było zrozumieć o co temu kandydatowi chodzi, poza tym, iż jest słabszą wersją Wojciecha „Jaszczura” Olszańskiego. Demokracja ma swoje prawa i każdy kto zebrał 100 tys głosów powinien z praw przynależnych kandydatowi na prezydenta korzystać. Niemniej jednak występ pana Maciaka skłania do refleksji, która zmierza w kierunku podniesienia progu do 200 tys.
W ujęciu historycznym debata ponad wszelką wątpliwość wjedzie do podręczników politologii i znajdzie się w wielu rozdziałach. Jeden z nich będzie zatytułowany: „Jak przegrać na własne życzenie i to nie z jednym, ale ze wszystkimi przeciwnikami, wyjąwszy Maciaka”. Rafał Trzaskowski będzie się musiał poddać głębokiej terapii, bo gołym okiem widać, iż wróciła trauma porażki z 2020 roku. Karol Nawrocki w cudownych okolicznościach dojrzał politycznie i zaliczył pierwszą zwycięską bitwę. Debaty zwykle nic nie zmieniają, ale ta ma duży potencjał, żeby zmienić wiele!
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!