Rozmowa Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim, jak wiele wydarzeń z udziałem prezydenta USA, przeszła już do historii i to z przytupem. Po raz pierwszy świat widział, aby w Białym Domu jakikolwiek polityk wdał się w pyskówkę z gospodarzem amerykańskiej świątyni demokracji. Po raz pierwszy gospodarz nie był dłużny i po raz pierwszy gość wyleciał z hukiem za drzwi, jednak za nim to się stało padło znamienne i brzemienne w skutkach zdanie: „Nie masz żadnych kart, kiedy podpiszemy tę umowę, będziesz w o wiele lepszej sytuacji, ale wcale nie zachowujesz się z wdzięcznością”.
Z tej historii wnioski powinien wyciągnąć Karol Nawrocki, chociaż ani Rafał Trzaskowski nie jest Donaldem Trumpem, ani on Wołodymyrem Zełenskim. Istnieją jednak dwa bardzo ważne punkty wspólne – brak kart i „będziesz w o wiele lepszej sytuacji”. Karol Nawrocki jest absolutnym debiutantem, który nie może się porównywać choćby z Andrzejem Dudą z roku 2015, bo on funkcjonował jako czynny polityk i przyglądał się polityce od środka, a także brał udział w politycznych polemikach. Pomysł z „obywatelskim kandydatem” był jedynym słusznym pomysłem, okazało się jednak, iż aktyw partyjny PiS zajął się sobą, podobnie jak „niepokorne” media i Karol Nawrocki został na placu boju tylko ze swoimi najbliższymi współpracownikami.
PiS ma problemy z finansami, ale też nie widać, aby chciało podzielić się pieniędzmi pozyskanymi od sympatyków, dlatego kampania Karola Nawrockiego jest więcej niż skromna. Nie widać plakatów „obywatelskiego kandydata”, nie wspominając o bilbordach. Poza jedną dużą konferencją programową, nie odbyło się nic, co choćby w połowie mogło się równać z pełną rozmachu kampanią Andrzeja Dudy. Skutkiem tych wszystkich zaniedbań jest wynik sondażowy poniżej 30 procent i jeżeli odrzucić zmanipulowane sondaże, to przecieki ze sztabu PiS mówią o góra 28 procentach poparcia dla Karola Nawrockiego, przy realnym poparciu dla Trzaskowskiego na poziomie 36 procent. Na koniec trzeba pamiętać, iż mamy piątek 11 kwietnia, a zatem do pierwszej tury wyborów pozostał zaledwie miesiąc.
Tak wyglądają karty, ale nie Karola Nawrockiego, tylko Rafała Trzaskowskiego. Jakie karty ma Nawrocki? W zasadzie tylko dwie i to nieokreślonej wartości. Pierwszą kartą jest on sam i jedynie od niego zależy, czy będzie asem, czy waletem. Druga karta to podejmowanie ryzyka, ale po tę kartę trzeba sięgnąć i to nie do własnego rękawa, tylko na stół przeciwnika. Innymi i prostymi słowy, Karol Nawrocki nie może sobie pozwolić na beztroskie pass, musi do końca licytować i domagać się gry. Jeszcze kilka dni temu żaden zawodowiec i amator analizujący polską scenę polityczną nie przypuszczał, iż Rafał Trzaskowski popełni tak duży błąd, jakim jest zaproszenie do gry rywala z tak słabymi notowaniami, teraz Nawrocki jest „w o wiele lepszej sytuacji”.
Sztab Trzaskowskiego wystraszył się debaty w TV Republika z udziałem największych rywali i zaproponował debatę Nawrockiemu. Po tym nieprzemyślanym do końca ruchu, sztabowcy „kandydata obywatelskiego” powinni otwierać szampana. Tymczasem zaczęło się kręcenie nosem i próbą łapania kliku srok za jeden ogon. Oczywiście sztab Nawrockiego mógł i wręcz musiał postawić swoje warunki, takie są wymogi poważnej polityki, ale stawianie na ostrzu noża udziału mediów prawicowych w debacie, to jest klasyczne przelicytowanie. Karol Nawrocki nie ma tali, ale dwie karty i jeżeli nimi nie zagra przed I turą, to szanse na skrócenie dystansu do Rafała Trzaskowskiego znacznie zmaleją. Odrzucenie prezentu od Trzaskowskiego byłoby pełną nonszalancją i to ostatni moment, aby dokonać gruntownej refleksji i podjąć jedynie słuszną decyzję.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!