Agencja Uzbrojenia niespodziewanie unieważniła postępowanie przetargowe na zakup 32 śmigłowców wielozadaniowych S-70i Black Hawk, produkowanych w zakładach PZL Mielec należących do amerykańskiego koncernu Lockheed Martin.
Decyzję tę tłumaczy się “istotną zmianą okoliczności”, która – jak podano w oficjalnym komunikacie – sprawia, iż kontynuowanie procedury „nie leży w interesie publicznym”. Choć brzmi to technicznie, wielu obserwatorów i przedstawicieli przemysłu zbrojeniowego odczytuje to jako ruch o głębszym, polityczno-ekonomicznym podłożu, który może mieć realne i długofalowe skutki dla bezpieczeństwa Polski oraz kondycji krajowego przemysłu obronnego.
Przetarg na śmigłowce ogłoszono latem 2023 roku, a jedyną ofertę złożył właśnie PZL Mielec – jedyny producent Black Hawków w Europie. Wydawało się, iż sprawa jest adekwatnie przesądzona: zakłady w Mielcu już wcześniej dostarczały te maszyny m.in. dla Wojsk Specjalnych i Policji, a same śmigłowce zyskały opinię niezawodnych i dobrze dopasowanych do potrzeb Sił Zbrojnych RP. Tymczasem 23 maja 2025 roku Agencja Uzbrojenia ogłosiła, iż postępowanie zostaje anulowane. Oficjalny powód: „musimy realizować te zadania, które mają najwyższe priorytety” – jak przekazał rzecznik prasowy ppłk Grzegorz Polak. Co dokładnie to oznacza? Tego już nie sprecyzowano. Brzmi to jednak jak klasyczna formuła służąca do zamknięcia tematu bez konieczności tłumaczenia rzeczywistych motywacji.
Decyzja wywołała lawinę komentarzy i sprzeciwów, nie tylko ze strony przedstawicieli przemysłu, ale również polityków – zarówno tych z opozycji, jak i ludzi związanych z dawnym kierownictwem MON. Były minister obrony narodowej, Antoni Macierewicz, nie szczędził słów krytyki, nazywając anulowanie przetargu „nieodpowiedzialnym i antypolskim działaniem”. W jego ocenie jest to część szerszej strategii podporządkowywania polskiej polityki obronnej interesom zewnętrznym – zwłaszcza Niemiec – i jednocześnie pozbawiania Polski niezależności w zakresie rozwoju narodowego potencjału militarnego. Teza może brzmieć kontrowersyjnie, ale trudno zaprzeczyć, iż coś w tym jest: PZL Mielec to polskie zakłady z tradycją i uznanym potencjałem produkcyjnym, które dzięki zagranicznym kontraktom i zamówieniom rządowym utrzymują miejsca pracy i rozwijają kompetencje krajowego przemysłu obronnego.
Niepokój wyraziły też związki zawodowe z PZL Mielec, które domagają się wyjaśnień i przejrzystości. Ich zdaniem anulowanie przetargu bez konkretnego i rzeczowego uzasadnienia to cios dla całego regionu, ale również dla wiarygodności państwa jako partnera przemysłowego. Wielomiesięczne przygotowania, nakłady inwestycyjne i dostosowanie linii produkcyjnej do wymagań przetargu idą teraz na marne. W tle pojawia się również pytanie o to, czy za chwilę nie pojawi się nowe postępowanie, z nowymi warunkami – już bardziej przyjaznymi dla innych graczy, jak choćby PZL Świdnik, który już wcześniej dostarczył armii 32 śmigłowce AW149.
Trudno nie odnieść wrażenia, iż cała sytuacja pokazuje chaos i brak spójnej strategii w polskiej polityce zakupów wojskowych. Z jednej strony mówimy o konieczności szybkiego wzmacniania zdolności obronnych w obliczu wojny w Ukrainie i rosnącego zagrożenia ze strony Rosji, z drugiej – decyzje administracyjne zdają się przeczyć tym deklaracjom. Czy naprawdę w interesie publicznym jest porzucenie zaawansowanego przetargu na nowoczesne śmigłowce wielozadaniowe, których Polska pilnie potrzebuje, by skutecznie zabezpieczyć własną przestrzeń powietrzną i reagować na sytuacje kryzysowe?
Zamiast dążyć do przewidywalności i długofalowego planowania, znów mamy do czynienia z ruchem, który wygląda na efekt presji, lobbingu albo politycznych rozgrywek. Polska armia potrzebuje nie tylko sprzętu, ale i spójnej, wiarygodnej strategii modernizacyjnej. Tymczasem decyzje takie jak ta podważają zaufanie do instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa. Może warto wreszcie zapytać: kto naprawdę korzysta na tym, iż polskie Black Hawki jednak nie wzbiją się w powietrze?