The year 2027 could be a triumph for the right wing. However, there are circumstantial conditions

pch24.pl 2 days ago

Wybór Karola Nawrockiego na prezydenta RP otwiera drogę do w 2027 roku najbardziej prawicowej większości parlamentarnej od roku 1989. Tej szansy nie wolno zmarnować.

Wybory prezydenckie mają swoją własną wagę, ale tym razem ich prawdziwe znaczenie dotyczy roku 2027, kiedy odbędą się w Polsce wybory parlamentarne. Mając w Pałacu Prezydenckim człowieka o wyraźnie prawicowej tożsamości, możliwe staje się zbudowanie takiej większości, która – inaczej niż PiS, zwłaszcza w latach 2017-2023 – nie będzie chodzić na żadne kompromisy z lewicowym liberalizmem. Do tego potrzebna jest jednak nie tylko determinacja polityków prawicy, ale również poważna zdolność do współpracy – i możliwie nieskazitelna czystość ideowa.

Niechęć do Koalicji Obywatelskiej i rewolucyjnej agendy Rafała Trzaskowskiego okazała się niezwykle silnym spoiwem dla wielu milionów Polaków. Karola Nawrockiego poparli zarówno wyborcy PiS, jak i zwolennicy Sławomira Mentzena, Grzegorza Brauna czy Marka Jakubiaka. Wykorzystanie tego obiecującego mechanizmu nie tylko można, ale trzeba powtórzyć podczas wyborów parlamentarnych 2027 roku.

Jest oczywiste, iż wówczas każda partia będzie grała na siebie, starając się zwiększyć własny stan posiadania kosztem innych prawicowych konkurentów. o ile jednak wszyscy główni gracze przystąpią do wyścigu ze strategicznym założeniem o konieczności zbudowania koalicji powyborczej, która pogrzebie znienawidzone rządy Donalda Tuska, antagonizmy nie muszą przeważyć.

Według obecnych sondaży partyjnych Prawo i Sprawiedliwość oraz Konfederacja mogą liczyć na prawie 50 proc. głosów. Przystępując do kampanii wyborczej powinny prezentować się Polakom jako komplementarne sposoby na rozwiązanie „problemu Tuska”. Każde z ugrupowań może swobodnie akcentować własną specyfikę, składać konkretne obietnice – ale kierując ostrze swojej retoryki wyborczej przeciwko rządowi Koalicji Obywatelskiej, a nie przeciwko sobie nawzajem.

To ważna lekcja płynąca z wyborów 2023 roku, kiedy PiS zanadto skupiało się na krytykowaniu Konfederacji, a Konfederacja głosiła hasło zestawiające szkodliwość PiS i PO. W 2027 roku trzeba od tego kategorycznie odejść, najlepiej ustanawiając odpowiednio wcześniej strategię rozsądnego współdziałania w konkurencji.

Dla powodzenia tego scenariusza jest jeden bardzo istotny warunek. Żadna z głównych prawicowych partii nie może głosić postulatów, które są w jakikolwiek sposób zgodne z lewicowym liberalizmem. Mogą różnić się w ocenie polityki socjalnej i podatkowej, inaczej akcentować wizję rozwoju infrastrukturalnego Polski czy wskazywać na odmienne koncepcje polityki sojuszy międzynarodowych – ale wykluczone musi być jakiekolwiek kłanianie się przed ideologią rewolucyjną.

Innymi słowy: koniec ze skandalicznym poparciem części PiS dla aborcji; koniec z poparciem dla in vitro. Po stronie Konfederacji – absolutnie żadnych sugestii pozytywnych „rozwiązań podatkowych” dla związków jednopłciowych i odrzucenie narracji o „dobrych migrantach ekonomicznych”, którzy istnieją tylko w świecie idealnym, ale nie realnie.

Tam, gdzie chodzi o:

– prawo do życia;
– suwerenność;
– katolicką i narodową tożsamość Polski,

Prawo i Sprawiedliwość oraz Konfederacja muszą mówić jednym, zdecydowanym głosem.

Konieczność spełnienia tego warunku dla przeprowadzenia z sukcesem operacji wyborczej w 2027 roku wynika z dwóch kwestii.

Po pierwsze, konkurencja – czyli sprawy techniczne. Przy okazji każdych wyborów parlamentarnych pojawiają się małe, niestabilne ugrupowania, które „podgryzają” prawicowy elektorat. Nie chcę wchodzić w przyczyny ich wyrastania – czy chodzi o cyniczną grę służb, czy raczej o autentyczną wściekłość w związku ze zdradą katolickich postulatów. Tak czy inaczej, skutki są opłakane, jak w 2023 roku, kiedy część wierzących Polaków przeniosła głosy na przykład na formację Rafała Piecha, pozbawiając tym poparcia PiS i Konfederację. Przy okazji kolejnych wyborów PiS i Konfederacja nie mogą dopuścić, by pojawiło się nowe ugrupowanie tego rodzaju. Jak? To proste – uczciwością! PiS miało dotąd żelazną zasadę: nic na prawo od nas. To naprawdę znakomita zasada – pod warunkiem, iż sposobem na jej realizację będzie głoszenie najbardziej prawicowego programu, a nie chadeckich popłuczyn. To samo dotyczy, oczywiście, Konfederacji: obok wolnościowców Sławomira Mentzena, partia musi dopuścić do głosu tych polityków, którzy reprezentują bardziej narodowy elektorat Grzegorza Brauna. o ile wybory 2027 miałyby stać się czasem triumfu Koalicji Obywatelskiej z powodu niemożności dojścia do zgody pomiędzy Nową Nadzieją a Konfederacją Korony Polskiej, byłoby to wielkim dramatem. Nie da się go całkowicie wykluczyć jego wystąpienia, ale trzeba w ciągu dwóch lat zminimalizować ryzyko jego wystąpienia.

Po drugie i najważniejsze, prawda. PiS i Konfederacja muszą prezentować integralnie prawicową wizję rozwoju Polski, bo to jest kwestia wiarygodności – i skuteczności. W 2023 roku PiS przegrało, bo odeszło od konserwatywnych idei na rzecz postawy głęboko koncyliacyjnej względem liberalnej rzeczywistości europejskiej. W październiku wyborcy odesłali z kwitkiem nie autentycznie prawicową formację, ale ugrupowanie, które głosiło Zielony Ład, Piątkę dla Zwierząt, otwierało Polskę dla migrantów ekonomicznych z państw islamskich oraz potwornie kręciło w sprawie aborcji. W Polsce rozmiękła chadecja nie jest nikomu potrzebna; potrzebna jest konserwatywna spójność. Polityczna prawica, ugruntowana w nauce Kościoła katolickiego, ma po prostu rację: a posiadanie racji i jej wdrażanie w życie prowadzi do dobrej polityki i do sukcesu. PiS i Konfederacja nie mogłyby być może dojść do pełnej zgody w sprawach polityki socjalnej, ale wydaje się, iż możliwe jest tu pragmatyczne porozumienie. Oszczędności można szukać w różnych sektorach – na przykład w zmniejszeniu niesamowicie rozrośniętej biurokracji, w latach 2015-2023 połączonej z potężnym rozdawnictwem pieniędzy między różne wątpliwe organizacje, które oprócz szermowania hasłami – nie robiły zupełnie nic.

Ostatecznie jednak strategiczna kooperacja PiS i Konfederacji będzie wymagać przede wszystkim jednego: uznania przez formację Jarosława Kaczyńskiego słuszności wielu postulatów Konfederacji. Choć brzmi to mało prawdopodobnie, wcale nie musi takie być. W programie Konfederacji nie ma tak naprawdę wielu rzeczy, które byłyby nieakceptowalne dla rdzeniowej tożsamości PiS.

Jeżeli PiS i Konfederacja zawrą strategiczne porozumienie wyborcze i przyjmą bezkompromisową, konserwatywną postawę w głównych kwestiach cywilizacyjnych – możliwe stanie się stworzenie stabilnego, a zrazem najbardziej prawicowego rządu po 1989 roku. Z Karolem Nawrockim w Pałacu Prezydenckim dałoby to w sumie trzy lata na przeprowadzenie gruntownych zmian, o zakresie tylko z najwyższym trudem odwracalnym dla potencjalnej koalicji lewicowej po wyborach w roku 2031. Stoimy dziś w obliczu bezprecedensowej szansy. Nie wolno jej zmarnować – a wiele zależy również od wyborców, którzy w dobie mediów społecznościowych tak naprawdę współtworzą kampanię wyborczą. Trzeba od głównych partii wymagać jasnych, katolickich zasad – i kierować się duchem budowy szerokiej prawicowej wspólnoty politycznej, tak, by skutecznie odsunąć Tuska od władzy i zainicjować reformy, które postawią Polskę na nogi.

Paweł Chmielewski

Read Entire Article