Stanisław Bieleń: Sovereignism

myslpolska.info 4 hours ago

W stosunkach międzynarodowych od najdawniejszych czasów grano losami słabszych uczestników. Działo się to już wtedy, gdy nie znano jeszcze pojęcia suwerenności.

Wielkie imperia podporządkowywały sobie ludy i ich terytoria, nie licząc się z ich podmiotowością czy niezależnością. Dopiero u progu czasów nowożytnych, których cezurę wiąże się umownie z pokojem westfalskim, kończącym wojnę trzydziestoletnią (1648), zrodziła się idea równości suwerennej, wyrażająca się w łacińskiej maksymie „par in parem non habet imperium” (równy nad równym nie sprawuje władztwa). Z czasem zaczęto też zwracać uwagę na gwarancję poszanowania suwerenności poprzez nieingerencję w sprawy wewnętrzne państw, w związku z ochroną praw wyznaniowych.

Dopełnieniem rozumienia suwerenności w kontekście państwa stała się myśl oświeceniowa, którą najpełniej zaprezentował Jan Jakub Rousseau (1712-1788). Po raz pierwszy połączył on suwerenność narodu z jej najważniejszymi atrybutami, tj. niepodzielnością i niezbywalnością. Suwerenności, której podmiotem jest naród jako ogół obywateli, nie można odstąpić, nie ulega ona przedawnieniu, ani nie może być podzielona czy też ograniczona. Naród ma pełną swobodę w ustanawianiu rządu, który tak długo jest legalny i może wymagać posłuszeństwa, jak długo realizuje główny cel państwa, gwarantując wszystkim wolność i równość.

Pod wpływem myśli Rousseau, suwerenność narodu stała się nowoczesną zasadą ustrojową i weszła do współczesnego prawa konstytucyjnego. O ile jednak prawo konstytucyjne określa suwerena w państwie, o tyle prawo międzynarodowe określa pozycję państwa w stosunkach międzynarodowych i atrybut suwerenności wiąże wyłącznie z państwem. Od czasu rewolucji francuskiej przyjmuje się, iż państwo jest organem woli narodu, a naród jest ostatecznym i najwyższym źródłem władzy. Obok suwerenności państwa występuje więc ustrojowa zasada suwerenności narodu. Jako jedna z pierwszych głosiła tę zasadę Konstytucja 3 Maja: „Wszelka władza społeczności ludzkiej początek swój bierze z woli Narodu”. Przy czym naród to ogół obywateli danego państwa, pojmowany w znaczeniu politycznym, a nie etnicznym.

Rewolucja francuska – przeciwstawiając dawnej zasadzie legitymizmu monarchów zasadę suwerenności narodu zarówno w życiu wewnętrznym, jak i międzynarodowym – uczyniła głównym kryterium porządkowania świata suwerenność narodu zorganizowanego w państwo. Oznaczało to sprzeciw wobec zasad dawnego ładu międzynarodowego: wojen zaborczych i podbojów, zmian terytorialnych bez zgody ludności, użycia siły przeciw narodom, ingerencji w ich sprawy wewnętrzne. Nowe demokratyczne zasady obejmowały niepodległość państwa narodowego, nienaruszalność jego terytorium, zakaz użycia siły zbrojnej i nieingerencję w sprawy wewnętrzne innych państw.

Proklamowana przez rewolucję francuską zasada suwerenności narodu oznaczała nie tylko podmiotowość narodu zorganizowanego w państwo, ale też prawo każdego narodu do samostanowienia, do wyboru organizacji państwowej, łącznie z prawem odłączenia od dotychczasowej, przyłączenia do innej bądź utworzenia własnego państwa. To wola narodu a nie monarchy miała być podstawą terytorialno-politycznego podziału Europy. Francja brała na siebie w ten sposób szczególną misję dziejową, czego wyrazem był dekret Konwentu o „wojnie propagandowej” z 19 listopada 1792 roku, zapowiadający jej poparcie dla wszystkich narodów pragnących obalić tyranów i odzyskać wolność.

Suwerenność państwowa i suwerenność narodowa mają więc to samo źródło, istnieją jednak niejako równolegle do siebie, oddziałują na siebie i są wzajemnie powiązane. Zaciągane przez państwo zobowiązania międzynarodowe wpływają na zakres kompetencji wewnętrznych organów państwa i – tym samym – określają suwerenność narodową. Trzeba wszak pamiętać, iż wszystkie przedstawione tu założenia mają charakter ideacyjny, tzn. były i są idealizującą abstrakcją, aż do naszych czasów, często odbiegając od rzeczywistości. Dążenie poznawcze do uchwycenia idealnej formy (struktury) pewnych zjawisk czy procesów zawsze jednak sprzyja konceptualizacji i wyobrażeniu sobie celów z zamiarem ich realizacji.

Suwerenizacja narodów i państw

Droga do pełnego uznania suwerenności wszystkich państw i podmiotowości narodów jako ogółu obywateli w procesach sprawowania władzy nie była ani prosta, ani szybka. Stosowanie zasady suwerenności narodu i przypisywanie atrybutu suwerenności państwom zaliczanym wyłącznie do „społeczności cywilizowanych”, oznaczało uzurpację zwierzchności i nadrzędności mocarstw zachodnich wobec całej reszty, będącej w stadium „dzikości” i „barbarzyństwa”. Dopiero rozpad imperiów kolonialnych i będąca ich następstwem dekolonizacja stworzyły warunki dla wdrożenia w skali powszechnej ideałów westfalskich i oświeceniowych.

Ukształtowanie się nowoczesnego systemu państw narodowych zabrało kilka stuleci, a apogeum normatywizacji porządku międzynarodowego, opartego na suwerennej równości państw, znalazło wyraz w przyjętej w 1945 roku Karcie Narodów Zjednoczonych. Stała się ona quasi-konstytucją „społeczności międzynarodowej”, a okres zimnowojenny aż do 1989 roku sprzyjał umacnianiu się zasad Karty, mimo trwających ciągle imperialnych i mocarstwowych zależności.

Z suwerenności jako zasady ustrojowej i konstytutywnego atrybutu państw w różnych okresach czerpały swoje źródło poglądy polityczne, mające na względzie priorytetowe traktowanie zorganizowanych w państwa wspólnot narodowych (etnicznych i obywatelskich). Suwerenizacja narodów i państw stanowiła bowiem największe osiągnięcie w zderzeniu ze znaną od starożytności aż do czasów współczesnych tendencją do imperializacji systemu międzynarodowego, czyli zdominowania go przez wielkie potęgi.

W kontekście coraz bardziej intensywnych fal internacjonalizacji życia społecznego i ich przejawów w postaci integracji oraz globalizacji, erozja i demontaż suwerenności państw osiągają jednak na naszych oczach moment krytyczny. Dalsze umacnianie wspólnot ponadnarodowych, jaką jest najbardziej zaawansowana w rozwoju integracji Unia Europejska, grozi likwidacją państw narodowych. Ograniczanie ich suwerenności ulega przyspieszeniu mimo woli samych zainteresowanych, stąd w różnych miejscach odzywają się alarmistyczne apele o powstrzymanie tych procesów.

Jednocześnie postępuje degradacja suwerenności narodu jako zasady ustrojowej w systemach demokratycznych (w systemach autorytarnych nie ma ona większego znaczenia). Wyobcowanie elit politycznych i gospodarczych ze społeczeństwa spowodowało podział na oligarchiczny establishment i tzw. doły społeczne. Z powodu rosnącej polaryzacji na tle nierówności szans i podziału bogactwa społecznego narastają konflikty między kręgami władzy a coraz bardziej sfrustrowaną ludnością (narodem, ludem, społeczeństwem, elektoratem itd.), której nadaje się cynicznie nic nieznaczące miano „suwerena”. Suweren głosuje, ale nie ma żadnego realnego wpływu na rządy. Od dawna zauważono, iż żaden ustrój polityczny, w tym demokracja, nie zapewnia podmiotowego uczestnictwa wszystkich obywateli w sprawowaniu władzy. Stąd rozmaite koncepcje kamuflujące ten mankament, od „liberalnej” i „ludowej” demokracji poczynając, po „suwerenną demokrację” i „mobilizację demotyczną”.

Na tle tych tendencji zrodził się nurt polityczno-ideologiczny zwany suwerenizmem. Ma on podwójną wymowę. W odniesieniu do stosunków wewnątrzpaństwowych jest wyrazem buntu przeciw sponiewieraniu przez wąskie kręgi władzy zasady suwerenności narodu. Postuluje wyzwolenie narodu spod władzy znienawidzonych elit. Na tych hasłach Donald Trump powrócił triumfalnie do władzy w USA. Sam będąc miliarderem, stanął demagogicznie i cynicznie po stronie pokrzywdzonych i wykluczonych. Zło przypisał elitom medialnym i establishmentowi wschodniego Wybrzeża, opowiadającym się za lewackimi hasłami emancypacji, równości płci i preferencji seksualnych, a nie za równością szans i awansem ludzi z „dołów społecznych”.

Wróg nr 1 – globalizm

W aspekcie międzynarodowym suwerenizm jest wyrazem sprzeciwu wobec narzucanej przez międzynarodową oligarchię agendy globalistycznej państwom niemającym wystarczających zasobów i siły, aby bronić swoich interesów w zderzeniu z potęgą koncernów i korporacji o zasięgu globalnym. Jest reakcją nie tylko na ograniczenia autonomii decyzyjnej i kompetencji władczych suwerennych państw, ale także na rosnące uzależnienia w sferze kulturowej i aksjologicznej. Stanowi impuls dla konsolidacji państw, broniących się przed zewnętrznym finansowaniem organizacji pozarządowych, działających na szkodę ustroju konstytucyjnego, ingerowaniem w procesy wyborcze, czy podważaniem kondycji moralnej, pamięci historycznej oraz tradycji duchowych narodów. W przypadku państw złożonych sprzyja legitymizowaniu aspiracji separatystycznych i tendencji secesjonistycznych, np. w Katalonii czy w Quebecku.

Suwerenizm odwołuje się do pewnych aspektów nacjonalizmu, ma też wymowę populistyczną, choć nie ma jednoznacznego profilu prawicowego czy lewicowego. W państwach członkowskich Unii Europejskiej, najbardziej zaawansowanej w procesach integracji, suwerenizm przybiera miano doktryny politycznej coraz większej liczby partii, tak rządzących (np. na Węgrzech czy na Słowacji), jak i opozycyjnych (np. w Polsce, Czechach czy Rumunii), które domagają się wyznaczenia klarownych granic między kompetencją państw członkowskich a organami unijnymi. Te ostatnie bowiem, bez traktatowych regulacji, pozwalają sobie na coraz większą ingerencję w ich sprawy wewnętrzne oraz dyktowanie zachowań uniformizacyjnych, bez szacunku dla osobności i specyfiki każdego z uczestników. Widać ponadto coraz większą inicjatywę organów unijnych na rzecz wzmacniania pozycji państw przywódczych w Unii oraz centralizacji, kosztem autonomii decyzyjnej pozostałych członków.

Mimo propagandy prounijnej okazuje się, iż obywatele państw unijnych nie są urzeczeni perspektywą szybkiej federalizacji Europy. Bliższa im jest tożsamość narodowa niż jakaś enigmatyczna tożsamość europejska, której nie udało się sformatować ani zinstytucjonalizować w kolejnych traktatach. Były to zabiegi sztuczne i przeciwskuteczne.

Jaki suwerenizm?

Szkoda, iż w kampanii wyborczej na urząd prezydenta RP sprawy te nie wybrzmiały na tyle wyraźnie, aby obywatele mogli zorientować się, na czym polegają prawdziwe zagrożenia dla polskiej podmiotowości w procesach integracyjnych. Operowano sloganami, uznając złożoność mechanizmów decyzyjnych w Unii Europejskiej za zbyt trudne w objaśnianiu wiecowym. Nowy prezydent nie ucieknie jednak od oceny skutków rosnącej zależności Polski, która ogranicza zdolność do posługiwania się własną racjonalnością polityczną oraz nie pozwala rozgraniczyć możliwości samodzielnego decydowania od bezkrytycznego posłuszeństwa odgórnym dyrektywom i nakazom.

Państwa członkowskie, zwłaszcza te mniejsze i słabsze pod względem potencjału, mają świadomość, iż tracąc równoprawny status i prawo weta w sprawach polityki migracyjnej, rolnej, handlowej, energetycznej, klimatycznej i bezpieczeństwa, staną się jedynie protektoratami i marionetkami w rękach najsilniejszych.

Apologeci Unii Europejskiej, stawiający ją na piedestale priorytetów polityki zagranicznej państwa, jako panaceum na wszystkie problemy, zarzucają suwerenistom, iż nie rozumieją oni logiki funkcjonowania tej ponadnarodowej struktury i nie dostrzegają cywilizacyjnych korzyści, jakie wynikają z procesów integracji. Jest to podejście zarozumiałych i zadufanych beneficjentów procesów integracyjnych, niepotrafiących poza sloganami pokazać przewag unijnej centralizacji w długiej perspektywie, kosztem własnych kompetencji państw członkowskich.

Tym bardziej zatem od nowego prezydenta należy oczekiwać określenia się, jakie zajmie stanowisko wobec narastających w społeczeństwie nastrojów eurosceptycznych i suwerenistycznych. Nie są one przecież żadną aberracją polityczną, ani tym bardziej dewiacją poznawczą. Przeciwnie, są zdrowym odruchem obronnym, świadomym sprzeciwem wobec narastających prób zamachu na epokowe zdobycze polityczne, pozwalające narodom zorganizowanym w państwach kierować się własnymi wartościami i interesami.

Suwerenizm nie może wszak oznaczać cofnięcia państw do jakiejś anachronicznej samowystarczalności, gdyż ta we współzależnym systemie międzynarodowym jest w tej chwili niemożliwa w realizacji. Skrajny suwerenizm, podszyty negatywnymi wartościami wynikającymi z szowinizmu, rasizmu, faszyzmu czy imperializmu może być zjawiskiem ewidentnie szkodliwym. Kto wie, czy doktryna trumpizmu w USA nie kieruje Ameryki w taką właśnie niebezpieczną stronę? Dlatego obrona ładu „egalitarnego” w stosunkach międzynarodowych, opartego na zasadach suwerennej równości państw i suwerenności narodu wymaga współdziałania wszystkich sił politycznych, powołujących się na wspólny rodowód cywilizacyjny i mających na względzie wspólne dobro, aby uniknąć kolejnej hegemonizacji czy imperializacji.

Dzisiejsza sytuacja Ukrainy pokazuje przedmiotowe i instrumentalne traktowanie jej przez mocarstwa zewnętrzne. Państwo to od czasu proklamacji niepodległości w 1991 roku stało się „igrzyskiem” gier geopolitycznych ze względu na jego istotną lokalizację przestrzenną i posiadane zasoby. Uniezależnienie Ukrainy od protekcji rosyjskiej stało się nie tylko celem elit politycznych Kijowa, ale także motywowało państwa zachodnie, aby przeciągnąć ją na swoją stronę. W rezultacie narastających zagrożeń, powołując się na swoje żywotne interesy bezpieczeństwa, Rosja zdecydowała się na interwencję zbrojną, dostrzegając wykorzystywanie państwa ukraińskiego przeciw niej w zachodniej strategii.

Na przykładzie przeciwstawnych ingerencji Anglosasów i Unii Europejskiej oraz Rosji widać wyraźnie, iż suwerenność ukraińska uległa całkowitej erozji i relatywizacji. Jest ona potrzebna o tyle, o ile ma służyć potwierdzeniu przez nominalne władze Ukrainy amerykańskich i unijnych roszczeń w zamian za gwarancje bezpieczeństwa. Administracja Donalda Trumpa bezwzględnie wykorzystuje słabość reżimu kijowskiego w celu przejęcia kontroli nad ukraińskimi zasobami surowcowymi oraz systemem energetycznym. Grając na zwłokę w rokowaniach z Rosją Amerykanie starają się jak najwięcej ugrać dla siebie, powołując się na brak woli wojujących stron w celu unormowania sytuacji.

Z kolei Rosja traktuje Ukrainę jako „pole bitewne” i niezwykle istotny obszar dla zabezpieczenia swoich interesów egzystencjalnych. Stąd wypływa jej determinacja w dążeniu do ustanowienia takiego statusu państwa ukraińskiego, aby nie stanowiło ono teraz i w przyszłości poważnego źródła realnych zagrożeń. W tej okrutnej „grze imperiów” suwerenność narodu i państwa ukraińskiego jest na ostatnim miejscu.

Desuwerenizacja Polski

W odniesieniu do Polski nawiązywanie do suwerenizmu jest jedynie swoistym dekorum polskiego establishmentu, gdyż faktycznie żadna z liczących się partii nie widzi alternatywy dla lokalizacji cywilizacyjnej Polski poza strukturami zachodnimi. Być może, obiektywnie rzecz biorąc, takiej alternatywy nie ma. A to oznacza, iż strojąc się w szaty suwerenizmu wszyscy godzą się na bezwarunkowy patronaż zarówno USA, jak i Unii Europejskiej, oznaczający dalszą faktyczną desuwerenizację Polski.

Odwoływanie się do suwerenizmu choćby poprzez „nacjonalizm gospodarczy” Donalda Tuska jest niczym innym jak spóźnioną reakcją na hurraliberalne uszczęśliwianie Polaków w okresie transformacji ustrojowej poprzez bezmyślną wyprzedaż majątku narodowego. Popełnionych błędów i wyrządzonych szkód nie da się realnie odwrócić, ale można przynajmniej tak manipulować świadomością społeczną, aby udawać, iż Polska na tej grabieżczej transformacji więcej zyskała niż straciła. Kompradorskie elity polityczne i gospodarcze, podzielone według stosunku do ważności afiliacji atlantyckich lub unijnych, na próżno prężą muskuły rosnącej siły państwa, nie będąc w stanie wyrwać się spod kurateli i bezwzględnej „tresury” globalistów.

Zmęczenie społeczne duopolem oligarchii PO-PiS oraz brak oferty wyrównywania szans stanowią mieszankę wybuchową. W sytuacji względnego dobrobytu i pozornego spokoju społecznego rodzi się niedostrzegalnie zarzewie buntu, który w imię suwerenizmu wewnętrznego i zewnętrznego może znieść z powierzchni spetryfikowany od trzech dekad układ panowania i rządzenia. Dlatego co sprytniejsi politycy, niezależnie od opcji politycznych będą coraz częściej posługiwać się retoryką suwerenistyczną, zgodnie zresztą z modą płynącą zza Atlantyku, co ma sprzyjać nie tyle odwróceniu trendów globalizacyjnych, ile demonstrowaniu fałszywej lojalności wobec ogłupionego elektoratu.

Prof. Stanisław Bieleń

Myśl Polska, nr 23-24 (8-15.06.2025)

Read Entire Article