Poglądy lidera Konfederacji znane są od lat, może nie wszystkim Polakom, bo nie wszyscy żyją polityką, ale dziennikarze z pewnością mają szeroką wiedzę na ten temat. Gdy ruszała kampania, a adekwatnie prekampania prezydencka, jakimś dziwnym trafem niemal wszyscy dziennikarze lewicowo-liberalni zapomnieli albo wykasowali z pamięci nie tylko archiwalne wypowiedzi Sławomira Mentzena, ale i to z czego ten polityk jest znany. Jako uczeń i sukcesor Janusza Korwina-Mikke wielokrotnie wygłaszał kontrowersyjne tezy mistrza i dodawał własne, co więcej w swoich poglądach jest stały.
Radykalne, ultraliberalne podejście do gospodarki to jedna z wizytówek Sławomira Mentzena, równie ostre wypowiedzi padały z jego ust w kwestiach obyczajowych, moralnych i relacjach damsko-męskich. Jednym to odpowiadało, innym nie, jednak wszyscy wiedzieli z kim mają do czynienia z tego prostego powodu, iż Sławomir Mentzen bez ogródek zabierał głos w drażliwych sprawach i zdania nie zmieniał. Co się zatem takiego stało, iż kwiat polskiego dziennikarstwa, ale też politycy z przeciwnych obozów nagle zamilkli, jak na komendę. Problem jest jednocześnie prosty i złożony, prosty ponieważ ma proste wytłumaczenie, natomiast złożoność opiera się na kilku elementach.
Sztab Karola Nawrockiego konsekwentnie unika konfrontacji ze sztabem Sławomira Mentzena, mówi się choćby o cichym porozumieniu i to jest pierwszy element. Sztab Rafała Trzaskowskiego bierze lub raczej brał udział w akcji „pompowanie Mentzena, podmiana Nawrockiego” i to drugi element. Akcja udała się do połowy i to teoretycznie, bo rzeczywiście kilka sondaży pokazuje absurdalne wyniki wyborcze, w których Mentzen zbliża się do Nawrockiego i choćby go wyprzedza. Twórcy tej propagandy przez dłuższy czas zacierali ręce, aż zobaczyli, iż ich manipulacje powoli stają się rzeczywistością. Tym sposobem Sławomir Mentzen cieszy się w tej chwili autentycznym poparciem w okolicach 15-18%, co z oczekiwanym wynikiem Nawrockiego na poziomie 27-30% daje bardzo niebezpieczną liczbę poparcia w II turze.
Jest jeszcze najmniej istotny trzeci element, który nazywa się Szymon Hołownia, pan rotacyjny marszałek przespał swoją kampanię i dodatkowo był kasowany przez koalicjantów. Obudził się dopiero wówczas, gdy na słupkach sondażowych zobaczył 3,5% i od razu połączył tę katastrofę ze Sławomirem Mentzenem. Paradoksalnie to właśnie kandydat „Trzeciej Drogi” i kompletny autsajder tych wyborów, przypomniał sobie, jak bardzo zły jest jego konkurent i cała Konfederacja, którą zarządza. Ataki Szymona Hołowni nie mają jednak żadnej siły sprawczej, za to nagłe przywrócenie pamięci dziennikarskiej i politycznej zaowocowało potężną falą najgorszych informacji na temat Sławomira Mentzena.
Oprócz przypominania słynnej „piątki”, na czołówkach medialnych pojawiły się kontrowersyjne wypowiedzi dotyczące gwałtów, pedofilii, aborcji, prostytucji i dziennikarstwa, czyli taki standardowy pakiet. Faktem jest, iż w stwierdzeniu: „wolałbym, aby maja córka była prostytutką niż dziennikarką” pobrzmiewa stary Janusz Korwin-Mikke, niemniej jeszcze mocniejsze wypowiedzi Mentzena w ostatnim czasie były ignorowane. Skąd ten nagły zwrot i zainteresowanie? Operacja „Mentzen jest bardzo zły”, a Hołownia wcale nie taki obciachowy, to nic innego jak powtórka z kampanii parlamentarnej z 2023 roku.
Wówczas magicy od zaklinania rzeczywistości podkręcili wyniki Konfederacji, żeby rozbijać PiS, jednak przy okazji podtopili „Trzecią Drogę”, bez której Donald Tusk nie miałby szans na przejęcie władzy. Jak będzie tym razem? Wydaje się, iż zupełnie inaczej, bo tak prosto poparcia dla Mentzena z powrotem do Hołowni przenieść się nie da. Dlatego należy się spodziewać coraz więcej brudu wylewanego na Sławomira Mentzena i coraz więcej miodu, którym media będą oblewać Hołownię. Nie oznacza to jednak, iż te wysiłki przyniosą pożądany skutek, za to mogą przynieść odwrotny.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!