Secrets of Law and Justice's love for AfD MEP Thomas Froelich

krytykapolityczna.pl 3 days ago

„Nie dla mnie przyjaźń polsko-niemiecka/Niemców nienawidzę od dziecka”, mogli do niedawna spokojnie cytować Macieja Maleńczuka politycy PiS. Tym bardziej dziwi ostatni wypływ miłości mediów Jarosława Kaczyńskiego do eurodeputowanego AfD Tomasza Froelicha.

Peany na jego cześć znaleźć można było w większości mediów sympatyzujących z prawicą: w Tygodniku Solidarność, wPolityce.pl, Niezalezna.pl, TV Republika, Fronda.pl i wPolsce24.pl. Na X wychwalali go też politycy – Bartosz Kownacki, Waldemar Buda, Daniel Obajtek i Dariusz Matecki. Może to budzić zrozumiałe zdziwienie. Nowym bohaterem PiS został bowiem Germanin, który może pouczać (i to po niemiecku) polskiego premiera, być dla niego „bezlitosnym” oraz określać wypowiedzi polskich polityków jako „chamstwo”. Dodatkowo nie jest to powtórka z września 1939, ale przeciwnie, „dobry witz” i „głos rozsądku”.

Zdawać by się więc mogło, iż po wielkim resecie Trumpa względem Putina w polityce międzynarodowej PiS zapanował już zupełny chaos i po przełknięciu wielkiej tłustej żaby w postaci słodzenia sobie Waszyngtonu i Kremla leci już wszystko, choćby czułe „Prost!” i toasty dla Niemca. Nic bardziej mylnego. W tym stosunku do Froelicha tkwi bowiem pewna dość pokrętna logika, która w swojej esencji zawiera się ciągle w trzyczęściowym credo: „Przy Tobie, Najjaśniejszy POTUS-ie, stoimy i stać chcemy”, fantazji o wirtualnym Trójmorzu i głębokiej nienawiści do Donalda Tuska.

Do niedawna sprawa była jasna. Niemiec to wróg i w prostej linii dziedzic Adolfa, Bismarcka i margrabiego Hodona. A to członkowie warszawskiego Klubu „Gazety Polskiej” w zabytkowych kamiennych tablicach pamiątkowych autorstwa Karola Tchorka zakleili (z pomocą super glue) słowo hitlerowcy słowem „Niemcy”. A to Muzeum II Wojny Światowej zostało przejęte i zdemolowane, bo Jarosław Kaczyński nazywał je „narzędziem dezintegracji narodu polskiego” i „swoistym darem Donalda Tuska dla Angeli Merkel”, a wystawa główna placówki była krytykowana w oficjalnym programie PiS jako „czynna realizacja w Polsce niemieckiej polityki historycznej”. Partia stworzyła choćby specjalny Instytut Strat Wojennych, który pracowicie wyliczał zniszczenia w Polsce w okresie II wojny światowej i uzasadniać miał domaganie się przez PiS od Republiki Federalnej 6 bln 220 mld złotych reparacji wojennych.

W panteonie wrogów pierwszy rząd zaludniali latami Angela Merkel, Olaf Scholz i Ursula von der Leyen, Róży Thun dopinano tradycyjnie do nazwiska tytuł „Gräfin von Thun und Hohenstein”, a Donald Tusk, zgodnie z dziadkowym dziedzictwem, służył w neo-Wehrmachcie. Platforma Obywatelska była bowiem w pisowskiej perspektywie „stronnictwem pruskim” i formacją „jawnych volksdeutschów”.

Für Deutschland

W wizji Kaczyńskiego i ideologów jego formacji, takich jak Andrzej Nowak, Ryszard Legutko czy Zdzisław Krasnodębski, Niemcy nigdy nie porzuciły pomysłu wcielenia w życie pomysłu Mitteleuropy. PiS w stosunku do Berlina stawał w jednym szeregu z ojcem polskiego nacjonalizmu Romanem Dmowskim i pierwszym sekretarzem Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Władysławem Gomułką.

W tej opowieści Niemiec, niezależnie od emanacji – czy to za cesarstwa, czy za III Rzeszy, czy za Republiki Federalnej – wykonywał odwieczny Drang Nach Osten. Raz mieczem, raz czołgiem, a raz dzięki reichsmarki i euro. Unia Europejska zaś nie była żadną nową polityczną jakością, ale ledwie czymś w rodzaju forum dyskusyjnego państw, gdzie ścierają się liczne narodowe interesy, a silniejszy, oblekając się w pełne hipokryzji frazesy o demokracji, praworządności i prawach obywatelskich, pragnie tuczyć się na słabszych i ich podporządkowanej pozycji.

Z tej perspektywy Unię Europejską polska prawica pokazywała jako nową wersję Mitteleuropy, gdzie za parawanem krzewienia demokracji i dobrobytu zyski kasują Niemcy, którzy o niczym innym nie marzą, tylko o posiadaniu za swoją wschodnią granicą palety małych i słabych państw klienckich. Nie ma więc żadnej „Brukseli”, jest tylko ciągle złowrogi Berlin.

W optyce PiS Polska stoi na rozdrożu. jeżeli kontynuować będzie bliską współpracę z Niemcami, zostanie państwem słabym i zależnym. Jednak jeżeli się im sprzeciwi i rzuci wyzwanie, ma szansę na wielkość i mocarstwowy charakter. UE nie istnieje jako samodzielny byt, ale ledwie przedłużenie niemieckiej państwowości. W imię fantazji o bilateralnych stosunkach z USA Kaczyński idzie więc z Unią na zwarcie. Polska bowiem chciałaby przejąć rolę głównego sojusznika USA w Europie, detronizując na tej pozycji Niemcy.

Byleby tylko Unia sczezła, a Trójmorze żyło dostatnie

Skąd więc w tym jednoznacznie wrogim Berlinowi projekcie geopolitycznym i historiozoficznym nagła miłość do Tomasza Froelicha, a i zarazem per procura i do AfD? Partia ta przecież to nie tylko rzeczony Polonus z Germanii, ale i Alice Weidel, snująca narrację o byłym NRD jako o Niemczech Środkowych (że niby polskie Ziemie Zachodnie to prawdziwe Niemcy Wschodnie), ale i ikoniczna Erika Steinbach z Powiernictwa Pruskiego, przewodnicząca Fundacji imienia Erazma z Rotterdamu, założonej w 2017 przez AfD i od 2018 działającej jako oficjalnie związana z nią fundacja. Są to jednak sprawy błahe, jeżeli tylko wystarczająca jest wiara w historiozoficzno-geopolityczną pisowską „świętą trójcę”.

Słuchaj podcastu „Blok wschodni”:

Spreaker
Apple Podcasts

Po pierwsze więc USA. PiS bowiem, jako formacja ludzi urodzonych i uformowanych w okresie Polski Ludowej, po prostu nie może żyć w polityce międzynarodowej bez „wielkiego brata”. Wystarczyło ze schematu wyjąć ZSRR i komunizm i podmienić na antykomunizm i USA, żeby utrzymać przy życiu nawyk szukania aprobaty u przemocowego sojusznika. Raz, iż AfD otrzymała jawne i bezpośrednie wsparcie od najbliższych współpracowników Donalda Trumpa – wiceprezydenta J.D. Vance’a i szarej eminencji gabinetu, najbogatszego człowieka świata, Elona Muska. A do popierania tego, co trumpiści, nie trzeba PiS za bardzo przekonywać. Jest nowy rozkaz ze stolicy ich imperium – wykonać. Prezydent deweloper nie może się mylić, tym bardziej iż już ćwierć Sejmu zapozowało w czerwonych MAGA czapeczkach i trzeba trzymać linię światowej stolicy rewolucji konserwatywnej.

Alternatywa dla Niemiec jest formacją skrajnie antyunijną i to w sposób specyficzny. Otóż w pisowskiej wizji świata i dziejów UE to „Niemcy+”. Merkel, Scholz i Merz i ich wasale Juncker, Timmermans i Tusk to neoimperialna germańska Unia Europejska, coś w rodzaju połączenia Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego i genderowej IV Rzeszy. AfD zaś to Niemcy skupione na wewnętrznych sprawach „niemieckich”: migrantach, gospodarce i napięciach etnicznych. Czyli zamiast Wielkich Niemiec – Niemcy mikro, ergo niegroźne dla spraw polskich i pisowskiego planu dominacji w rejonie Trójmorza. Do tego jeszcze równie nacjonalistyczne i ksenofobiczne jak Nowogrodzka, więc wedle kolejnej kalki z okresu PRL partia bratnia.

Wreszcie ostatni element trójcy, czyli Tusk. Froelich wali w niego, a przecież wedle Kaczyńskiego premier to „czyste zło”, morderca jego brata i niemiecki agent, ergo Froelich to swój chłop i należą mu się oklaski. Sprawa oczywista. W efekcie w duchu Göringa, który mawiał w razie wątpliwości „o tym, kto jest Żydem w Luftwaffe, decyduję ja”, prezes Kaczyński zachowuje dla siebie przywilej oznaczania „złego Niemca”. Najwyraźniej taki, co mówi po polsku i atakuje Tuska, jest dobry, choćby wziął się z partii, której manifest napisano w Moskwie i której liderka żyje w związku z kobietą rodem ze Sri Lanki.

Bajki z mchu i paproci

Mamy tu zatem niezłe szachy 3D w wykonaniu PiS, który chce na jednym ogniu upiec czołobitny pokaz wierności Imperium, upichcić sobie Trójmorze i zgrillować Tuska. Nie bardzo jednak zdaje się rozumieć, iż AfD to tak dobry partner dla Polski jak i swego czasu zacna brygada Adolfa. Tego nam tylko jeszcze nad Wisłą i Odrą brakowało, żeby za naszą zachodnią granicą władzę przejęła partia z ciepłą relacją z Kremlem.

Nie do końca też rozumiem, jak politykom PiS łączy się w głowie projekt semiimperialnego polskiego Trójmorza wspieranego przez USA ze wspieranym przez te same USA nacjonalistycznym projektem Alternatywy dla Niemiec? Jak dojdzie do porzucenia Berlina na rzecz Warszawy, kiedy to Vance i Musk ślą wyrazy poparcia dla AfD, a o głosowaniu na PiS milczą? Tusk zaś ma żywy dowód dla zachodnich partnerów, iż PiS to ten sam gang co Zjednoczenie Narodowe Le Pen i Alternatywa dla Niemiec, więc nikt się za aresztowanymi kolejnymi posłami PiS na Zachodzie nie ujmie.

I tak to po raz kolejny genialni stratedzy z Nowogrodzkiej wykonali przepiękny strzał z woleja wprost do własnej bramki – byleby tylko Tusk sczezł, a lewactwo okrężnica piekła i by mogła trwać ich fundamentalna fantazja.

Read Entire Article