Najlepsze rozwiązanie dla Europy? Pryncypialny pragmatyzm. Może choćby sojusz z Chinami

krytykapolityczna.pl 1 day ago

Część z nas jeszcze pamięta słynne otwarcie Manifestu komunistycznego. „Widmo krąży po Europie – widmo komunizmu. Wszystkie potęgi starej Europy połączyły się dla świętej nagonki przeciw temu widmu, papież i car, Metternich i Guizot, francuscy radykałowie i niemieccy policjanci”. Czy nie można by użyć tych samych słów na opisanie tego, jak „Europa” jest dziś potocznie postrzegana? Widmo krąży po Europie – widmo eurocentryzmu. Wszystkie potęgi starej Europy oraz nowego porządku świata połączyły się dla świętej nagonki przeciwko temu widmu: Farage i Putin, AfD i Orbán, proimigranccy antyrasiści i obrońcy tradycyjnych europejskich wartości, latynoamerykańscy lewicowcy i arabscy konserwatyści, syjoniści z Zachodniego Brzegu i „patriotyczni” chińscy komuniści.

Istnieje wyraźne podobieństwo pomiędzy uderzeniami Trumpa w triadę ekologia/poprawność polityczna/LGBT+ a konfliktem pomiędzy Rosją a Europą. Która cywilizacja najpełniej reprezentuje hasła atakowane przez prezydenta USA? Tylko jedna: cywilizacja europejska jako najnowsza postać oświecenia.

Europa ponadnarodowej jedności

W wywiadzie udzielonym 15 lipca 2018 roku, tuż po burzliwym spotkaniu z przywódcami UE, Trump wymienił Unię Europejską jako jednego z „przeciwników” USA, stawiając ją pod tym względem wyżej, niż Rosję i Chiny. Dziś stara się rozbić europejską jedność, a jego dążenia znajdują odzew w kolejnych europejskich krajach (na Węgrzech, w Niemczech, Austrii, Wielkiej Brytanii…).

Podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa amerykański wiceprezydent J.D. Vance zaczął od przepuszczenia brutalnej, ideologicznej napaści na Europę, oskarżając jej liderów o tłamszenie wolności słowa, niezatrzymanie nielegalnej migracji i tchórzliwą ucieczkę przed prawdziwymi przekonaniami wyborców. Otwarcie kwestionował, czy dzisiejsze wartości europejskie zasługują na to, aby Stany Zjednoczone ich broniły.

„Europa” jest dziś polem ideologicznej i politycznej walki. Wiele europejskich idei rywalizuje ze sobą i w pewnym sensie na siebie nakłada: konserwatywna wizja Europy jako kontynentu suwerennych, chrześcijańskich państw, technokratyczna wizja Europy jako wspólnoty ekonomicznej i tak dalej. Która więc Europa tak przeszkadza zarówno Trumpowi, jak i europejskim populistom?

To Europa ponadnarodowej jedności, świadoma, iż aby stawić czoła wyzwaniom współczesności, musi przekroczyć ograniczenia państw narodowych. Europa, która rozpaczliwie stara się jakoś pozostać wierna oświeceniowemu mottu solidarności z ofiarami. Europa świadoma, iż dziś ludzkość jest jednością, iż wszyscy jedziemy na tym samym wózku (albo, jak to się mówi, na pokładzie tego samego Statku Kosmicznego „Ziemia”), tak iż niedola innych jest również naszym problemem.

To prowadzi nas do skandalicznego spektaklu pod tytułem Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa. Timothy Garton Ash zadał w związku z nią pytanie: „Czy ten pokój jest pokojem Chamberlaina na miarę naszych czasów?”. Moja odpowiedź: tak, a może się okazać gorszy, bo żyjemy w nowej erze wielobiegunowości spod znaku BRICS.

Europa wobec świata BRICS

Obie perspektywy pokojowe, jakimi w tej chwili zajmuje się administracja Trumpa – w Gazie i w Ukrainie – są wzorcowymi przykładami tego, jak będzie działał powstający właśnie świat BRICS. Tak, będzie wielobiegunowy, ale w takim sensie, iż kilka silnych państw będzie definiować każde własną strefę wpływów i ograniczać suwerenność mniejszych sąsiadów. Polityka zagraniczna Trumpa w pełni wpasowuje się w nową rzeczywistość: amerykański prezydent przyznaje, iż Ukraina znajduje się w strefie wpływów Rosji, i upiera się, iż Kanada, Grenlandia, Meksyk i Panama należą do strefy wpływów USA.

To dlatego natychmiast podjął negocjacje z Putinem, otwarcie wykluczając Europę z rozmów pokojowych. choćby jeżeli ci dwaj nie zgadzają się w wielu sprawach, już mówią tym samym językiem. Nie zaskakują więc słowa Trumpa, iż Rosja powinna wrócić do G7 – sygnalizujące jej ponowną normalizację. Nie chodzi więc tylko o to, iż Europa powinna się zjednoczyć, aby stać się jeszcze jednym wielkim mocarstwem w ramach BRICS. Powinna stać się wyjątkiem, miejscem, które wspiera ofiary nowych supermocarstw.

Zapowiedziane przejęcie Gazy przez Amerykanów pokazuje, co dzieje się w strefie wpływów supermocarstwa: można robić, co się chce, nie zachowując żadnych pozorów. Kiedy Trump ogłosił swój plan, powróciło odrzucane wcześniej przez Izrael rozwiązanie dwupaństwowe, tylko ze zmianą małego szczegółu: nie chodzi o Izrael i Palestynę, ale Izrael i Stany Zjednoczone.

Co więc się stanie, o ile Trump odniesie sukces, a w etnicznie oczyszczonym wielkim Izraelu zapanuje pokój? Szekspir napisał: „Złe czyny ludzi żyją po ich śmierci / Dobre, bywają częstokroć grzebane / Z ich popiołami”. Trumpowi towarzyszy jeszcze większa groza: o ile jego złe czyny się powiodą, zostaną zapamiętane jako dobro, coś, co sprowadziło pokój.

Plan pokojowy propagowany przez USA podda Ukrainę dwóm kolonizacjom: jej wschód zostanie bezpośrednio wcielony do Rosji, a zachód będzie de facto zamieniony w kolonię gospodarczą – wielkie połacie żyznych ziem już i tak znajdują się w posiadaniu zachodnich korporacji, zasoby naturalne zostaną splądrowane itd. „Gwarancją pokoju” jest dla Trumpa gwarancja z obu stron (ukraińskiej i rosyjskiej), iż USA będą miały swobodny dostęp do zasobów naturalnych Ukrainy, żeby pokryć koszty pomocy wojskowej. Rosja zatrzyma więc (częściowo) swoje ciastko, USA (częściowo) je zje, a Ukraina zostanie z niczym – w najlepszym razie z jakimiś symbolicznymi nazwami.

Co może więc zrobić Europa w sytuacji, którą Janis Warufakis trafnie opisał jako „ostatnią szansę na wyrwanie swojej autonomii Stanom Zjednoczonym”? Wiele rzeczy. jeżeli chodzi o Gazę, Europa mogłaby łatwo pójść o krok dalej od zwyczajnego potępiania posunięć Trumpa i zorganizować wielką operację pomocową, sprowadzając do Gazy morzem i z Egiptu wielkie ilości niezbędnych zasobów: żywności, sprzętu medycznego, namiotów. Gdyby również USA, nie tylko Izrael, zablokowały tę pomoc, prawda stałaby się znacznie trudniejsza do zlekceważenia, a Trump musiałby wznieść swoją sofistykę na zupełnie nowy poziom, argumentując na przykład, iż konkretna pomoc Palestyńczykom i Palestynkom w Gazie niepotrzebnie przysparza im cierpienia…

Trump wycofa USA z NATO? Oby

Co do Ukrainy, trzeba po prostu wyciągnąć konsekwencje z tego, co 15 lutego 2025 roku w Monachium powiedział Zełenski: „Bądźmy szczerzy. Dziś nie możemy wykluczyć możliwości, iż Ameryka powie «nie» Europie w sprawie, która jej zagraża. Wielu, wielu przywódców mówiło, iż Europa potrzebuje własnego wojska – europejskiej armii”.

Trudny wybór pomiędzy USA a Europą stoi też przed samą Ukrainą. Do tej pory mogła oprzeć się na obu biegunach, dziś zieje pomiędzy nimi przepaść. Przekaz przedstawicieli amerykańskiego rządu jest jasny: negocjacje zaczną się tylko z udziałem USA i Rosji, Ukraina dołączy do nich później. W skrócie: pozostanie jej podpisać to, co zadecydowała wielka dwójka, a o ile ośmieli się powiedzieć „nie”, zostanie pozostawiona sama sobie. I Europie, która dziś również jest w negocjacjach pomijana, mimo iż ta wojna toczy się na jej terytorium.

Przywołana wcześniej wypowiedź J.D. Vance’a o Europie wyraźnie pokazuje, iż zmiana amerykańskiej polityki w stosunku do wojny w Ukrainie jest w rzeczywistości wymierzona nie w Ukrainę, ale w samą Europę, w jej emancypacyjne dziedzictwo. To rodzi pytanie: czy Putin w ogóle poważnie potraktuje te negocjacje, czy są one tylko kolejnym punktem trwającej rosyjskiej ekspansji? Odpowiedź nie kryje się w głębi rosyjskiej duszy – wiele zależy od tego, jak inni zareagują na jej politykę.

Co więc powinna i mogłaby zrobić Europa, by potwierdzić swoją autonomię? Po pierwsze, musi się jasno (prze)definiować – i tu zaczynają się problemy z państwami członkowskimi i siłami populistów, którzy są przeciwni zarówno zjednoczonej Europie, jak i dziedzictwu emancypacji. Po drugie, do tej redefinicji należy autonomia militarna. John Bolton przewiduje, iż Trump wycofa USA z NATO. Miejmy nadzieję, iż to się stanie i NATO zostanie siłą zbrojną zjednoczonej Europy.

Po trzecie, Europa będzie musiała na nowo przemyśleć swoją politykę gospodarczą, ku większej koordynacji oraz – posłużę się zakazanym słowem – planowaniu. Wielkoskalowemu, obowiązkowemu planowaniu, nie tylko ogólnej „koordynacji” i „współpracy”. Nie ma innego sposobu, by zmierzyć się z kryzysami, które stanowią zagrożenie dla naszego przetrwania.

Planowanie w okresie licznych kryzysów musi łączyć cechy, które pozornie mogą się wzajemnie wykluczać: ich skutków nie da się przewidzieć, a co dopiero zaplanować optymalnych odpowiedzi, ale właśnie dlatego powinniśmy dobrze zorganizować się na ich nadejście. Po uważnym rozrysowaniu sprzecznych tendencji musimy działać z pełną świadomością, iż będziemy musieli zmienić stanowisko w wyniku niespodziewanych konsekwencji własnych działań.

Może to brzmieć utopijnie, ale takie nie jest. Wystarczy wspomnieć niektóre z najefektywniejszych państw na świecie, których gospodarka jest ściśle regulowana i sterowana przez aparaty państwowe – od Szwecji po Singapur i Koreę Południową.

Postawmy na pryncypialny pragmatyzm

Innymi słowy, Europa powinna dziś zająć stanowisko pryncypialnego pragmatyzmu. Groucho Marx stwierdził: „Takie mam zasady, a jak się nie podobają… Cóż, mam też inne”. To jest formuła pragmatyzmu bez zasad: ludzie u władzy zmieniają swoje pryncypia tylko po to, by utrzymać się u władzy. W toczących się negocjacjach o pokoju w Ukrainie Trump przedstawia się jako pragmatyczny realista, proponujący wszystkim stronom wybór mniejszego zła. Ale, jak powiedział nie kto inny, jak Jerry Garcia, „konsekwentny wybór mniejszego zła to wciąż wybór zła”.

Z drugiej strony mamy dogmatyczne przestrzeganie zasad: trzymamy się ich, choćby o ile prowadzą do gospodarczych albo społecznych zaburzeń. Tymczasem pryncypialny pragmatyzm nie polega na dążeniu do jakiegoś złotego środka pomiędzy dwoma przeciwieństwami, ale na czymś bardziej precyzyjnym: kiedy sytuacja radykalnie się zmienia, musimy zmienić dużą część naszych pozycji właśnie po to, aby pozostać wierni swoim podstawowym zasadom.

W przypadku Europy ten aspekt pryncypiów odnosi się do bezwarunkowej wierności dziedzictwu oświecenia, a aspekt pragmatyzmu do wielu nieprzewidywalnych, trudnych decyzji. Dziś Europa wyraźnie nie jest traktowana jako główna sojuszniczka USA, więc należy rozważyć między innymi możliwość strategicznego sojuszu z Chinami przeciwko nowej osi USA, Rosji i Indii – choć Chiny są bliższe Rosji w kontekście wojny w Ukrainie, wysyłają też wyraźne sygnały, iż niezupełnie stoją po stronie agresywnej polityki rosyjskiej.

Europa powinna chwycić się trwającego kryzysu jako szansy na utwierdzenie swojej pozycji i odzyskanie sił. Macron słusznie zorganizował w Paryżu nadzwyczajny szczyt europejskich przywódców. Ale znów problem w tym, jak daleko ta grupa może i zechce zajść. Czy skończy się na kolejnej deklaracji, służącej za wymówkę, żeby nic nie robić? W ostatnich dekadach w Europie podobnych nie brakowało.

Moja konkluzja będzie więc nie ostrożnie optymistyczna, ale pesymistyczna, z nadzieją, iż zdarzy się cud. Bitwa jest prawie, ale nie zupełnie przegrana. W kółko słyszymy, iż w dziedzinie digitalizacji i sztucznej inteligencji Europa pozostaje w tyle za USA i Chinami. Czasem dobrze się spóźnić. W ten sposób można dać innym zrobić nieuchronne błędy i wejść do procesu w bardziej adekwatny sposób. Tu warto wspomnieć maksymę Nietzschego: „Co mnie nie zabije, to mnie wzmocni”.

Z angielskiego przetłumaczyła Aleksandra Paszkowska.

Read Entire Article