Od ponad trzydziestu lat piszę listy do władzy, w których poruszam ważne problemy naszego kraju i jego obywateli. Tak rozumiem rolę naukowców, którzy powinni działać w interesie publicznym. Część tych listów odniosła jakieś skutek (np. odroczenie w czasie katastrofy tzw. KSeFu), reszta prawdopodobnie trafiła do kosza. Na pewno powinienem zwrócić się do Pana Premiera w sprawie najważniejszych tez programu gospodarczego, które niedawno poznaliśmy. Dobrze, iż choć po roku działalności szef rządu postanowił ujawnić zamierzenia gospodarcze swojego gabinetu, choć jest dla nas tajemnicą, czy był jakiś plan działania na miniony rok, poza oczywiście systematycznymi podwyżkami cen nośników energii (na pewno udana operacja); tu prawdopodobnie nastąpi pełna kontynuacja w najbliższych latach. Ważne są jednak nowości na ten rok, które nam zapowiedziano. Jest to „deregulacja” i „inwestycje”. Oba przedsięwzięcia nie będą jednak realizowane przez rząd: deregulacją zajmie się tylko jeden biznesmen, a inwestycjami wszyscy pozostali. W końcu rząd ma ważniejsze rzeczy na głowie, takie jak chociażby „przywrócenie praworządności” oraz metodyczne usuwanie zewsząd wszystkich bez wyjątki „pisoirów” (pojęcie używane niekiedy przez sfery oficjalne). Mamy w końcu największy liczebnie w historii rząd (proponuję hasło rocznicowe: „największy rząd na 1000-lecie Korony Polskiej), który w dodatku nie ma większości (jak sam twierdzi) dla zrealizowania obietnic wyborczych. Poza tym dużym zespołem trudniej kierować niż np. drużyną piłkarską. Aby można było zrealizować owe dwa sztandarowe zamierzenia rząd jest jednak raczej potrzebny, bo jego bezsporną zasługą jest zarówno chaos a przede wszystkim nadmiar regulacji oraz brak inwestycji przedsiębiorców. Sprawiedliwość nakazuje zaznaczyć, iż te zasługi należy dzielić między obecne a przeszłe rządy reprezentujące in gremio cały miłościwie nam panujący POPiS. Cóż więc rząd mógłby zrobić aby deregulować gospodarkę? Odpowiedź jest prosta: uchylić wszystkie regulacje będące implementacją przepisów unijnych, bo owo „zareglamentowanie” (takie nowe słowo) jest największym i najważniejszym dorobkiem minionego dwudziestolecia naszego członkostwa w Unii Europejskiej. To przecież wie każdy (bez wyjątku) obywatel, a zwłaszcza przedsiębiorca: dla porównania – całość dorobku regulującego dotyczącego VAT-u z ostatnich dwudziestu lat liczy ponad milion stron (!) a ten sam podatek w latach 1993-2003 regulowały przepisy oraz interpretacje oficjalne liczące kilkadziesiąt stron urzędowych wypocin. Poza tym owo unijne monstrum doprowadziło do masowej w historii grabieży pieniędzy uczciwych podatników w kwotach liczonych w setkach miliardów złotych. Aby więc doprowadzić do deregulacji gospodarki należy uchylić wszystkie unijne bzdury, co w rzeczywistości oznacza faktyczne wystąpienie z UE: albo jedno albo drugie.
Aby przedsiębiorcy zaczęli inwestować, trzeba przestać ich straszyć wojną: skoro zdaniem rządzących i całej klasy politycznej jest tylko kwestią czasu rozpoczęcie wojny z Rosją, to w tym kraju inwestycje nie mają żadnego sensu. Przecież Putin potrzebuje tylko kilku lat aby „przegrupować” się i zaatakować Polskę. o ile nie umiecie na to nic poradzić, to trzeba stąd jak najszybciej uciekać: ponoć Polacy kupili już 4000 nieruchomości w Hiszpanii. A ile pieniędzy wytransferowano do innych państw? Albo jedno albo drugie.
Listu tego nie napiszę: po co pisać – to wszyscy wiemy.
Prof. Witold Modzelewski