Marcin Drewicz: KANDYDATOWI NA URZĄD PREZYDENTA RP, Część III: O naszym pomyśle na Szkołę Polską – przypomnienie
Teraz zaś pozwolimy sobie na nieco prywaty, ale tylko z pozoru. Od dawna istnieje albowiem coś takiego, jak „projekt reformy szkolnej Drewicza”, bardzo prostej zresztą. Pierwotny jego zarys pochodzi sprzed… trzydziestu już lat (!!!). Staraliśmy się z tym pomysłem przebić to tu, to tam. No i co? No i nic! choćby współpracownicy (współpracownice!) jednego z dzisiejszych Kandydatów na Urząd Prezydenta RP sami ostatnimi czasy nie wykazywali tym zainteresowania (sic!), a nas do swego pryncypała nie dopuszczali (sic!).
Tymczasem nasza nieszczęśliwa Ojczyzna została poprzez te minione dziesięciolecia dosłownie stratowana przez coraz to innych „reformatorów szkolnych” oraz „reformatorki szkolne”; w tej chwili trwa „kolejna faza reformy”, kiedy to na ministerialnych wyżynach powołuje się owych jakże długo i mozolnie wyczekiwanych „polskich nazistów”. Zatem „niemieccy naziści” (czyli narodowi-socjaliści) „nareszcie” mogą już sobie „dać 'spocznij’”.
W naszej opinii jeszcze bardzo długo Polska będzie się podnosić – I OBY SIĘ WRESZCIE PODNIOSŁA I Z TEGO NIESZCZĘŚCIA OTRZĄSNĘŁA – po stratach zadanych Jej w ciągu ćwierćwiecza (a to odpowiada aż jednemu pokoleniu!) funkcjonowania i podtrzymywania ustroju szkoły ponadpodstawowej 3+3 (w ustroju szkolnym 6+3+3). Nie tu miejsce na szersze opisywanie tej cywilizacyjnej zapaści.
Trzy lata to na szkołę średnią STANOWCZO ZA KRÓTKO. A ponadto uczniowie byli niejako skazani na marnowanie tych bezcennych niepowtarzalnych lat najwcześniejszej młodości – jedni marnowali wcześniejsze z obu tych trzyleci, inni to późniejsze, a jeszcze inni najgorzej, bo obydwa (!!!). W Polsce w tamtym jakże niedawnym ćwierćwieczu szkoły średniej po prostu nie było! Tak długo!
Pięć razy dłużej (!), aniżeli trwała druga wojna światowa i ówczesny okupacyjny niebyt zlikwidowanej przez wroga polskiej szkoły średniej (i akademickiej przecież także; a w szkole powszechnej nie było jęz. polskiego, historii, ani geografii; czy nie aby trochę jak ostatnio?).
ale dzisiejszym (tym z początku XXI w.) Polakom było z tym – o zgrozo – dobrze! Nieprawdaż? „Łatwe, lekkie, choćby gryźć nie trzeba…”. Protestów nie słyszeliśmy. Atoli obecny ustrój szkolny 8+4 też nie jest dobry.
Motto naszego autorstwa książeczki zawierającej publicystyczny, acz poparty stosownymi tabelami opis naszych programowych postulatów jest następujące:
Dla lękliwych i uległych (to my dzisiaj!): 7+5
Dla odważnych: 6+6
Dla bardzo odważnych: 4+8
(Marcin Drewicz, „Ustrój szkolny 7+5 dla Polski”, Lublin 2019; ale w zakładce na portalu Magna Polonia te teksty też powinny być do odnalezienia.)
Owszem, gromadzące się doświadczenia i obserwacje nas samych skłaniają do poczynienia w tamtym projekcie niewielkich korekt. Jakże interesujące wnioski niesie ze sobą doświadczenie niedawnej „plandemii” i powiązanego z nią „nauczania zdalnego”. Warto tu przypomnieć, iż Ministerstwo Edukacji w urzędowej z tamtego czasu korespondencji uparcie zaprzeczało temu, jakobyśmy mieli wtedy do czynienia z pewną szczególną formą nauczania jednak „domowego”, pomimo iż wszyscy bez wyjątku uczniowie siedzieli wówczas murem w swoich domach, a do szkoły, jako żywo, nie chadzali.
Polska na dzisiejszym etapie dziejów naszej kultury lechicko-łacińskiej (w ramach cywilizacji łacińskiej) powinna unieść chociaż ten ustrój szkolny dla tchórzliwych: 7+5. Aczkolwiek gdybyśmy znaleźli – po tak wielu już latach – jakieś osoby i/lub grupy głębiej w rzecz wstępujące i skore do współpracy – to niechby od razu: 6+6.
Uwaga! To ostatnie można było wprowadzić bardzo gładko już wówczas – w roku 2016! Przecież szkołę podstawową 6-letnią mieliśmy wtedy już przez wspomniane blisko dwudziestolecie, i taką ona powinna by pozostać. „Oni” nasz projekt znali, ale mieli swój: małoduszny powrót do ustroju 8+4, kilka tylko lepszego od 6+3+3. W obydwu nauka w SZKOLE ŚREDNIEJ trwa za krótko!
ale nowe (XXI w.) 8+4 jest gorsze od tego starego 8+4 z wieku XX; z wielu powodów, których dla szczupłości miejsca nie będziemy tu rozwijać.
Zauważmy choćby to tylko, iż w obecnym XXI wieku „egzamin maturalny” („dojrzałości”!!!) jest takim już tylko z nazwy. Przyzna to każdy, kto nie wzdragał się poświęcić nieco godzin na choćby w części przestudiowanie dostępnych w Internecie „arkuszy egzaminacyjnych” z minionych lat, z różnych przedmiotów. To jest farsa! I iż ludzie w Polsce coś takiego akceptują? Na czymś takim oni ochoczo „budują przyszłość” swoich dzieci i swojego kraju. To jest cywilizacyjna katastrofa!
Ale, jak słusznie przekonywał m.in. Florian Znaniecki, „szkołą jest wszystko”. Zamieszczony jest wprawdzie w jednej z tych dziś rozmnożonych, rozdętych i zarazem w znacznej swej części niezrozumiałych ustaw oświatowych (liczba mnoga) artykuł 37 traktujący o nauczaniu domowym. Naszym zdaniem jest on niewystarczający, bo i wciąż bardzo mała część polskich rodzin z zawartych w nim praw korzysta i to zwłaszcza w odniesieniu do uczniów tylko tych najmłodszych, w zakresie wcześniejszych klas szkoły podstawowej (i to dobre!).
Nam chodzi o to, aby tak zwana dziś, w zasadzie słusznie, edukacja domowa (w dawniejszych czasach zwana eksternistyczną) była w pełni KOMPLEMENTARNA z edukacją szkolną w zakresie wszystkich 12. lat nauki szkolnej, w zakresie szkół (dla dzieci i młodzieży) bez wyjątku wszystkich typów i poziomów. Status prawny nauczyciela pracującego w trybie „tylko domowym” (cokolwiek by to miało znaczyć) powinien być taki sam, jak tego szkolnego, a obydwu oczywiście wyższy, aniżeli jest on obecnie.
Tak więc granica pomiędzy tymi dwiema odmianami praktykowania nauczycielstwa powinna być zatarta, a wielu nauczycieli powinno by, oczywiście na miarę lokalnych możliwości, dzielić swoją zawodową aktywność na pracę zarówno w jednym, jak w drugim trybie.
Nasze publicystyczne omówienie projektu nauczania domowego znajdzie Czytelnik w: Marcin Drewicz, „Zasady nauczania domowego checks and balances” w: „Pod naporem nowoczesności”, Lublin 2019, ss. 96-108; natomiast „Projekt Artykułu 37 ustawy Prawo Oświatowe” w: Marcin Drewicz, „Łuk Stulecia”, Lublin 2022, ss. 353-371 (w obu przypadkach dostępność tekstu na portalu MP jak wyżej). Tak, wiemy, niektóre z tamtych zapisów kwalifikują się bardziej do stosownego rozporządzenia ministra, gdy inne pozostają w tekście wyższej rangi, tj. w ustawie.
Obecny tryb zatrudniania nauczyciela w szkole jest wprost opresyjny (!), gdyż dla wielu nauczycieli starszych (z doświadczeniem), ale i dla tych młodych (początkujących) stanowi on w staraniach o podjęcie wykonywania tej pracy wprost BARIERĘ NIE DO PRZEBYCIA. Zawód nauczycielski jest w Polsce od wielu już lat ZAMKNIĘTY, nie on jeden przecież.
Powinno być tak – w szczegóły już się tu nie wdajemy – aby każdy kto jest merytorycznie przygotowany i chętny do pracy (oczywiście Polak, a nie żaden obcoplemienny nachodźca), niechby i po okresie niezbędnego wyczekiwania na zwalniające się w szkole miejsce, miał możliwość tęże pracę nauczycielską podjąć. Owszem, rozpowszechnienie komplementarnego nauczania domowego (cokolwiek by to miało oznaczać) z pewnością osłabi to przykre napięcie w zakresie zatrudniania, o jakim tu mowa.
A co powiecie na – owszem, „kontrowersyjne” – hasło, ale póki co tylko hasło… wprowadzenia tzw. parytetu płci w zawodzie nauczyciela szkolnego, zwłaszcza w szkole średniej? Jaki to miałby być „hasłowy” parytet? Czy „po połowie”? Czy inny jeszcze? ale wtedy właśnie Państwo Polskie musiałoby potraktować nareszcie „po szwajcarsku” zagadnienie płacy nauczycielskiej; aby mężczyźni-nauczyciele-ojcowie rodzin mieli z czego utrzymywać te swoje rodziny.
Piszemy „Państwo Polskie”, gdyż – co by o tym nie mówić – ogromna większość szkół w Polsce jest nadal… państwowa (lecz tak było przecież w m.in. owych monarchiach sprzed pierwszej wojny światowej, nic nowego).
A co powiecie o haśle… odejścia od klasowej koedukacji szkolnej? Przynajmniej w szkołach średnich.
Czy te i inne jeszcze „zdobycze socjalizmu” (sic!), których jeszcze w czasach młodości najstarszego dziś pokolenia tu w Polsce nie było, przez cały czas mają bezalternatywnie (!) trwać?
„Zdobyczą” zaś obecnego „post-socjalizmu” jest wypychanie w Polsce języka polskiego jako języka nauczania ze szkół wszystkich stopni, bodaj czy nie najbardziej ze szkół (tak zwanych) wyższych. Wiele by o tym wszystkim mówić.
Dobrze, ale wobec tego, iż Urząd Prezydenta RP jest jednoosobowy, zadaniem zwolenników danego Kandydata jest skupianie uwagi możliwie licznych potencjalnych jego wyborców na osobie jego, tegoż Kandydata na Prezydenta, a nie na osobach innych, np. autorach jakichś projektów prawnych. Inaczej bywa w wyborach parlamentarnych, gdzie mnogość osób „z tej samej opcji” ubiegających się o wybór idzie w parze z równoczesnymi prezentacjami pomysłów wielu spośród nich.
Niemniej, o naszych z kolei pomysłach wypowiadamy się korzystając z bieżącej, prezydenckiej okazji, z nadzieją na przyszłość. Wszakże Prezydent ma inicjatywę ustawodawczą, ma on swój własny jakby rząd-bis w formie Kancelarii; a Kandydat o jakim tu myślimy zapowiada choćby zmianę ustroju Polski na prezydencki właśnie, aby już tu u nas nie było tego kłopotliwego dualizmu władzy – Prezydent versus Premier z Rządem.
Wykorzystujemy zarazem tę okoliczność, iż o sprawach edukacji szkolnej ów Kandydat mówił jakoś tak… niewiele. I, poniekąd… bardzo dobrze(?), iż tak się działo! Zostawił On tym samym lukę, którą niniejszym my naszym pomysłem-projektem wypełniamy. Co będzie dalej?
C.D.N.
Polecamy również: PiS udaje asertywność wobec Ukrainy. To kolejna zmyłka wobec wyborców