Lewicki: Czy w oczach Zachodu Polacy stracą swoją renomę szaleńców?

konserwatyzm.pl 4 hours ago

Europa, czyli kręgi decyzyjne organów UE oraz głównych państw tej organizacji, są mocno zawiedzione postawą Polski, która, na razie, nie chce się zgodzić na wysłanie polskich żołnierzy na Ukrainę w ramach zabezpieczania ewentualnego porozumienia rozejmowego. Tego rodzaju pomysł, żeby to kontyngent wojsk z państw UE został tam wysłany nie jest pomysłem nowym, ale już prezydent Biden zapowiedział, iż USA nie wyślą swoich żołnierzy. Obecny prezydent Trump sprawił, iż warunki funkcjonowania takiego kontyngentu byłyby jeszcze bardziej niebezpieczne, gdyż wykluczył też możliwość zastosowania, dla jego zabezpieczenia, gwarancji wynikających z traktatu NATO.

Dziwnym trafem, to Polska jest w tej chwili wskazywana jako ten kraj, który powinien, także w takich warunkach, wysłać swoich żołnierzy na Ukrainę. Zabiegał o to, bez powodzenia, prezydent Macron podczas wizyty w Warszawie w grudniu ubiegłego roku, a i w tej chwili ta sprawa była rozważna podczas szczytu w Paryżu 15 lutego. W obu przypadkach nie było polskiej zgody na wysłanie żołnierzy. A trzeba przyznać, iż Macron naprawdę się starał i nas bardzo komplementował, mówiąc w Warszawie: „ Chciałbym złożyć hołd temu, jak istotną rolę odgrywa Polska od początku wojny”.Widać czasy, kiedy Polacy gotowi byli ryzykować dla tego rodzaju pochwał, już się skończyły.

Dlaczego jednak prezydent Macron miał nadzieję skłonić Polaków do zgody na udział w tej niebezpiecznej imprezie? Można podejrzewać, iż to z powodu naszej ustalonej renomy ludzi szaleńczo odważnych i raczej pozbawionych rozumu, jaką Polacy posiadają w Europie, przynajmniej od czasów wojen napoleońskich. Skąd to się wzięło? Większość oczywiście wskaże na Somosierrę, gdzie polscy lansjerzy, w szaleńczej szarży, otworzyli armii Napoleona drogę na Madryt. Jednak w tym przypadku była to akcja militarna, której efektem był wielki sukces osiągnięty przy stosunkowo małych stratach, czyli powód do dumy. Były jednak, w czasach Napoleona, także inne działania polskich żołnierzy, które powodowały tylko niepotrzebne straty i wynikały z chęci popisania się. Do czegoś takiego miało dość przy forsowaniu rzeki Wilii w czerwcu 1812 roku, na początku inwazji Napoleona na Rosję. Tak przedstawił to pisarz i generał francuski Philippe de Ségur w swoich wspomnieniach Pamiętniki Filipa Pawła de Segura – adiutanta Napoleona: [Napoleon] rozkazał szwadronowi Polaków przebyć wpław rzekę. Bez wahania skoczyli dzielni żołnierze w spienione nurty. Początkowo płynęli szeregami, niebawem jednak, gdy zdwoiwszy wysiłki znaleźli się na głębinie, zniosła ich fala. (…) Jeźdźcy dobywali ostatka sił, by dopłynąć i rozkaz spełnić, ale niedługo i oni również zanurzali się coraz bardziej, coraz widoczniej szli na dno. Nieuchronna była ich zguba, ale iż na ojczystej ginęli ziemi, za sprawę wspólnej Matki, za jej zbawcę, więc zwróciwszy nadludzkim wysiłkiem głowy w stronę Napoleona, z okrzykiem „Niech żyje cesarz!”, zniknęli pod wodą…”Okazało się potem, iż ten tekst, przedstawiający sprawę tak jak nakazywała ówczesna moda literacka, nie miał za wiele wspólnego z prawdą, gdyż faktycznie takie zdarzenie miało miejsce, ale utonąć miało trzech lub choćby tylko jeden Polak. Co interesujące należeli oni do tego samego szwadronu szwoleżerów pułkownika Jana Kozietulskiego, który szarżował pod Somosierrą. Z opisu można jednak wywnioskować, iż ci polscy szwoleżerowie gwardii cesarza Napoleona działali zgodnie z jego rozkazami i to on ponosił odpowiedzialność za ewentualny wynik tej beznadziejnej akcji.

Jednak to nie koniec całej historii, gdyż miała ona swój dalszy żywot i Lew Tołstoj przedstawił także to wydarzenie w swojej epopei Wojna i Pokój, zmieniając jednak jej wymowę na zdecydowanie nieprzychylną dla Polaków, pisząc, iż działali oni faktycznie wbrew rozkazowi Napoleona i poginęli tylko z powodu głupoty swojego dowódcy szwadronu: [Napoleon] powiedział coś i dwaj adiutanci pocwałowali do polskich ułanów. (…) Wydano rozkaz, by odnaleźć bród i przeprawić się na przeciwległy brzeg. Pułkownik polskich ułanów, piękny, starszy mężczyzna, zaczerwieniony, zapytał adiutanta, czy wolno mu będzie wraz ze swymi ułanami przepłynąć rzekę nie szukając brodu. Z wyraźnym lękiem aby mu nie odmówiono, niby chłopiec, który prosi o pozwolenie by mógł dosiąść konia, prosił by mu pozwolono przepłynąć rzekę w obecności cesarza. Adiutant powiedział, iż cesarz prawdopodobnie nie będzie niezadowolony z takiego nadmiaru gorliwości. Jak tylko adiutant to powiedział, stary, wąsaty oficer z uszczęśliwioną twarzą i błyszczącymi oczyma wzniósł w górę szablę, krzyknął „Wiwat!”, zakomenderował „Za mną!”, spiął konia ostrogami i pocwałował ku rzece. Z gniewem szarpnął konia, który się pod nim zawahał i runął w wodę kierując się w główny nurt rzeki. Setki ułanów pognało za nim. Było zimno i strasznie w środkowym bystrym nurcie rzeki. Ułani czepiali się jeden drugiego, spadali z koni. Niektóre konie tonęły, tonęli i ludzie. ”W tekście Lwa Tołstoja zdecydowanie wychodzimy już na głupców, którzy w swym szaleństwie, z chęci popisania się, sprowadzili na siebie nieszczęście. Taką gębę nam przyprawił i przyznać trzeba, iż z powodu wielkiej popularności epopei Wojna i Pokój, do której przeczytania przyznaje się chyba każdy uważający się za intelektualistę na całym świecie, zyskaliśmy oto renomę ludzi szalonych, bezmyślnych i takich, których należy raczej powstrzymywać przed podejmowaniem niepotrzebnego ryzyka niż do niego zachęcać. I tak jesteśmy postrzegani do tej pory.

Ten motyw przedstawiający polskich jeźdźców rzucających się do rzeki i w niej ginących, został, jako coś niezwykłego i niespotykanego w dziejach, powtórzony także przez innych twórców. Wspominał o tym bardzo popularny pisarz Walter Scott. To wszystko razem doprowadziło do utrwalenia tego obrazu Polaka jako zupełnego szaleńca. Także i we współczesnej literaturze i pracach naukowych, dotyczącej epoki, ten przypadek rzucania się do rzeki polskich jeźdźców jest pokazywany. Czytałem niedawno, wydaną po polsku, książkę Bitwa pod Borodino 1812, autorstwa niejakiego Alexandra Mekaberidze. Już na pierwszej stronie pisze o losie tych Polaków co skoczyli do rzeki i się utopili i jeszcze nazywa ich pierwszymi ofiarami „brzemiennej w skutki wojny, która doprowadziła do upadku Cesarstwa Francuskiego i zmieniła bieg historii Europy”. Ten konkretny przypadek ze szwadronem polskich szwoleżerów gwardii Napoleona nie był chyba niestety jedynym takim przypadkiem, gdyż mam właśnie w rękach książkę Napoleon’s Invasion of Russia, autorstwa, powszechnie uznawanego za eksperta w dziedzinie militarnej historii wojen napoleońskich, George’a F. Nafzigera, gdzie na stronie 115 jest opisany inny przypadek podobnego zachowania polskich ułanów, który przetłumaczyłem następująco: „Generał Morand kazał przemieścić, w małych łodziach, trzy kompanie 13 pułku lekkiego na drugi brzeg Niemna, tak aby mogli oni osłaniać budowę mostu pontonowego. Na widok przekraczania przez nich rzeki, grupa polskich ułanów, prawdopodobnie z 6 pułku, skierowała swoje wierzchowce w stronę rzeki, mając nadzieję zyskać honor bycia pierwszymi, którzy staną na rosyjskiej ziemi. Niestety, prąd rzeki okazał się zbyt wartki i gwałtownie zostali oni zniesieni w dół i ogarnięci przez rzekę. Gdy już mieli zniknąć pod wodą to słyszano jak krzyczeli „Niech żyje cesarz!”. Wskazuje to, iż nie tylko Kozietulski ze swoim szwadronem szwoleżerów gwardii byli zdolni do takiego działania, ale też zwykły liniowy pułk ułanów.

Dlatego dziś, znając prawdopodobnie te historie, prezydent Macron jest mocno zdziwiony tym, iż Polacy opierają się by iść na Ukrainę. Dziennik Rzeczpospolita wręcz pisze, iż „Polska storpedowała ideę misji rozjemczej gwarantującej pokój”. Dziwne to, gdyż nie tylko Polska odmówiła uczestnictwa w tej imprezie, ale uczyły to także Niemcy, Włochy i Hiszpania, czyli państwa większe od Polski. Można stąd chyba wnosić, iż to właśnie polskim oddziałom chciano powierzyć te bardziej niebezpieczne zadania w tej misji. Czyżby Macron, tak jak Napoleon pod Somosierrą, chciał powiedzieć swoim generałom – „zostawcie to Polakom”. Są też inne wskazania, iż tak mogło być, gdyż pojawiły się informacje, iż oddziały francuskie, które miałyby ewentualnie udać się na Ukrainę, odbywały ćwiczenia w warunkach przypominających bagniste tereny granicy Ukrainy z Białorusią i tam też byłyby dyslokowane. Anglicy pewnie zabezpieczaliby porty i może sam Kijów, zaś Polacy, jak zgaduję, zostaliby wysłani na punkty styku z armią rosyjską, i pewnie dlatego, bez naszego udziału, ten pomysł jest nie do zrealizowania.

Dziś jednak Polacy, po 210 latach od czasów Napoleona, nie przypominają tych, którzy skakali do rzeki i tonęli z okrzykiem „Niech żyje cesarz”. Dzisiejsi Polacy nie chcą iść w rejon konfliktu, co jasno wskazują sondaże: w jednym z nich 63 proc. jest przeciwko wysłaniu polskich żołnierzy na Ukrainę, w innym sprzeciw wobec takiego działania wyraża 74,8 proc, a jest i taki (badanie dla Wirtualnej Polski) gdzie przeciwników jest aż 82,1 proc. Jest tak mimo tego, iż większość mediów uprawia narrację o konieczności wysłania polskich żołnierzy na Ukrainę. Dla przykładu Rzeczpospolita pisze: ”Jeśli dziś Polska nie przyłączy się do realnych gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, za kilka lat może mieć rosyjskie wojska na swojej granicy”. Takie twierdzenie nie jest jednak prawdziwe, gdyż Polska ma już przecież teraz rosyjskie wojska na swojej granicy i miała je także zawsze w przeszłości; przynajmniej od czasu Unii Lubelskiej, czyli od 450 lat. Zatem to dla nas nic nowego i bardziej wskazane wydaje się dostosowanie do tej sytuacji, poprzez budowę własnych zdolności militarnych, niż wdawanie się w ryzykowne działania za granicą, mogące zwiększyć niebezpieczeństwo wciągnięcia do wojny i to bez gwarancji pomocy ze strony wiarygodnych sojuszników.

Stanisław Lewicki

Read Entire Article