W polskim hymnie wciąż śpiewamy o przykładzie Bonapartego, który pokazał „jak zwyciężać mamy”, chociaż przecież ostatecznie przegrał. Ale najwyraźniej do ostatnich czterech dekad bardziej pasuje fraza o tym, iż „Albionu słuchamy i dlatego własnego rozumu oraz państwa już nie wiele mamy”.
Trzeba zatem poświęcić uwagę kwestii brytyjskiej z perspektywy interesów polskich.
Zerknąć w głąb duszy…
W angielskiej duszy jest głęboko zakorzeniona wiara, iż Bóg wyznaczył Anglii uprzywilejowane miejsce wśród narodów. W epoce reformacji połączyli w jedno walkę o wolność religijną i swobody polityczne. Zwycięstwo utwierdziło mit, iż są narodem wybranym, spadkobiercą Izraela i narzędziem boskiej opatrzności. Pojawiło się przekonanie, iż każdy, kto stanie im na drodze, jest narodem nienawistnym Bogu, dlatego jego upadek leży nie tylko w interesie Anglii, ale jest zgodny z wolą bożą. Ten ukształtowany przez religię anglikańską mesjanizm został w XIX wielu uzupełniony rozwojem przyrodoznawstwa. Od wtedy dominacja i ekspansja była uzasadniania już nie tyle względami politycznymi, co koniecznością ewolucji. Kolonializm brytyjski stał się więc koniecznością. Skoro przewyższają intelektualnie i moralnie inne narody, to mają nie tylko prawo, ale wręcz obowiązek narzucania woli w oparciu o dowolne środki. Duch brytyjski oznacza więc brutalność, egoizm, pychę, pogardę wobec słabych i upośledzonych, a także kult siły opętany przez miłość złota.
Śmiercionośny liberalny kapitalizm
W XIX wieku jego manifestacją było nie tylko pokonanie Rosji w wojnie krymskiej, ale także podporządkowanie i upokorzenie Chin, skolonizowanie Indii oraz zachowanie wpływów w USA. Mike Davis w książce Late Victorian Holocaust udowodnił związek pomiędzy kolonizacją obszarów pozaeuropejskich związaną z narzucaniem liberalnego kapitalizmu i polityki zależności a śmiercią 70 milionów ludzi. Pax Britannica to w istocie „mors coloniae deductae gentes” (śmierć kolonizowanych ludów). Ale fizyczne unicestwienie to nie wszystko, o czym świadczy mowa Lorda Macaulaya w parlamencie angielskim zapowiadająca brytyjski program kolonizacji Indii w 1835 roku: „przejechałem Indie wzdłuż i wszerz i nie widziałem ani jednej osoby, która byłaby żebrakiem lub złodziejem. Takie bogactwo, jakie widziałem w tym kraju, tak wysokie moralne wartości, ludzie takiego pokroju, iż nie myślę, iż moglibyśmy kiedykolwiek podbić ten kraj, dopóki nie złamiemy samego kręgosłupa tego narodu, jakim jest jego duchowe i kulturowe dziedzictwo. Z tego powodu proponuję, abyśmy zastąpili jego stary i starożytny system edukacyjny i jego kulturę, gdyż tylko wtedy gdy Hindusi zaczną myśleć, iż wszystko co jest zagraniczne i angielskie, jest dobre i wspanialsze niż ich własne, utracą oni szacunek do siebie samych, swą narodową kulturę i staną się tym, czym my byśmy chcieli, aby się stali, czyli narodem prawdziwie zdominowanym”.
Rys polskiej mentalności
W XIX wieku w polskiej mentalności panował stereotyp, iż system niemetryczny panujący w Rosji był wyrazem zacofania, natomiast w Anglii świadczył o przywiązaniu do tradycji. Z kolei, gdy carski policjant bił w zęby, był przedstawicielem barbarzyńskiego Wschodu; identyczne zjawisko we Francji nie jest za to typowe dla Zachodu. Oto fałszywe źródła niegasnącej fascynacji wyspą, która podbiła świat. Owszem, Roman Dmowski chciał, aby Nowoczesny Polak myślał egoistycznie niczym Anglik, ale to oznaczałoby przecież, iż nie musiałby już nikogo słuchać. Tymczasem irracjonalność insurekcyjno – powstańczego modelu Józefa Piłsudskiego tak się podobała, iż Zamach Majowy miał swoje wsparcie także w Londynie.
Brytyjski „napęd” w III RP
Przyjrzyjmy się brytyjskiemu wpływowi na najnowsze dzieje Polski. Pierwsze pokolenie „Londyńczyków” w dziejach nawracanej na kapitalizm Polski reprezentował z pewnością dr Stanisław Gomułka, który w latach 1970–2005 pracował w Katedrze Ekonomii w London School of Economics. W latach 1980. był konsultantem Międzynarodowego Funduszu Walutowego, OECD i Komisji Europejskiej; te globalistyczne rekomendacje wystarczyły, aby w 1989 roku projektować zasady doktryny szokowej w Polsce w ramach tzw. planu Balcerowicza, a także w Rosji w ramach działań Jegora Gajdara.
W latach 1989–1991 funkcję doradcy ekonomicznego Leszka Balcerowicza pełnił także Brytyjczyk polskiego pochodzenia Jan Antony Vincent-Rostowski, który w latach 2007–2013 objął stanowisko ministra finansów, a w 2013 roku wiceprezesa Rady Ministrów. Znamienne, iż jego ociec Roman Rostowski pełnił funkcję urzędnika kolonialnego Wielkiej Brytanii.
POPiS na brytyjskich usługach
Polskich finansów „doglądał” kolejny urodzony w Londynie, Tadeusz Kościński. Ten polski i brytyjski bankowiec w latach 2019–2020 oraz 2021–2022 był ministrem finansów, a w latach 2020–2021 ministrem finansów, funduszy i polityki regionalnej w rządzie Mateusza Morawieckiego. Niektórzy twierdzili, iż dobrze mu szła nauka języka polskiego podczas posiedzeń rządu. Z kolei POPiSowy minister obrony, a potem spraw zagranicznych Radosław Sikorski, co prawda zrzekł się obywatelstwa brytyjskiego, za to z dumą ogłosił, iż jego syn służy w amerykańskiej armii. Pojawiły się głosy, iż słynne przemówienie Sikorskiego wzywające Niemców w 2012 roku do dominacji i osłabienia innych państw narodowych pt. „Polska i przyszłość Europy” na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej było napisane przez ambasadę brytyjską.
Na stypendiach i w bankach
Inny POPiSowy polityk od wszystkiego, Jarosław Gowin (minister sprawiedliwości, minister nauki i szkolnictwa wyższego, rozwoju, pracy i technologii) w latach 1980. przebywał na stypendium na Uniwersytecie Cambridge. W Polsce wyróżniał się charakterystyczną cechą angielskiej duszy, czyli pełnym pragmatyzmem w dążeniu do władzy. Czuć było również inspiracje wspomnianym Lordem Macaulay’em. Reforma polskiej nauki przez Gowina kojarzona jest nie tylko z niskim, arbitralnym finansowaniem, ale także koniecznością pisania wniosków grantowych do Narodowego Centrum Nauki w języku angielskim, gdyż często to zagraniczni naukowcy decydują o przyznawaniu polskich grantów.
W tym doborowym towarzystwie nie można nie wspomnieć o sekretarzu stanu, Władysławie Teofilu Bartoszewskim, również wyposażonym w obywatelstwo brytyjskie. Doktorat w dziedzinie antropologii kulturowej zrobił na promującym Gowina Uniwersytecie Cambridge. Takie rekomendacje sprzyjają karierze w międzynarodowych instytucjach finansowych (JP Morgan, ING Barings, Credit Suisse), gdzie pełnił funkcję prezesa i członka zarządu w Polsce.
Generałowie i alkowa
Na końcu przeglądu brytyjskiego znajduje się generał Rajmund Andrzejczak. Podczas nagrania programu „Ground Zero” w Kanale Zero pochwalił się dumnie, iż po powrocie z okupowanego Afganistanu rozpoczął studia w Królewskiej Akademii Obrony w Londynie. Wspomniał szczerze, iż brytyjscy wykładowcy zachęcali tam swoich uczniaków do nauki wizją osiągnięcia statusu szefa Sztabu Generalnego. I rzeczywiście w latach 2018–2023 generał został Szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Warto studiować w Londynie, by otrzymać dobre stanowiska w Polsce.
Jak wiadomo z historii, tradycja imperialna ceni sobie także symbole. W 2017 roku podczas lipcowego pobytu księcia Williama wraz z żoną w Łazienkach Królewskich przyjęcie na cześć królowej brytyjskiej zostało zorganizowane przez… ambasadę brytyjską. Polska para prezydencka stała się więc zaledwie gośćmi honorowymi, dumnie wznosząc toast za zdrowie realnego władcy, brytyjskiego monarchy. Ale to nie koniec niespodzianek. Para książęca nie tylko zamieszkała w Belwederze, ale jak ogłosił „Super Express” lokalnym poddanym: „Polskę spotkał iście królewski zaszczyt! Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, iż księżna Kate i książę William poczęli swoje trzecie książątko nigdzie indziej, tylko w warszawskim Belwederze, w gościnie u prezydenta Andrzeja Dudy”.
In conclusion (sic!): obecność polityków, ekonomistów, finansistów, wojskowych oraz królewski sukces w belwederskiej alkowie to dowód jak istotną rolę pełni zależność Polski w geostrategicznych grach Londynu. O jakie gry chodzi?
Geopolityczny cień Londynu
Były prezydent Syrii Baszszar al-Asad, powody niszczenia swojego kraju ujawnił w krótkiej metaforze: „kiedy dwóch sąsiadów zaczyna się ze sobą bić, to najprawdopodobniej u każdego z nich dzień wcześniej w gościach był Anglik”. Ale jak to się ma do sytuacji Polski? Otóż ów Anglik zaczął chadzać do sąsiadów w Europie Środkowo – Wschodniej, by pod koniec 2017 roku zawrzeć Traktat między Rzeczpospolitą Polską a Zjednoczonym Królestwem Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej o współpracy w dziedzinie obronności i bezpieczeństwa. Był on równie mało omawiany przez polską opinię publiczną jak ten podpisany z Ukrainą rok wcześniej. niedługo rozpoczęto programować autochtonów brytyjską wizją sojuszu Londyn -Warszawa – Kijów.
W listopadzie 2020 roku prezydent Ukrainy Władimir Zełenski w cieniu rozmów z politykami i rodziną królewską, spotkał się przede wszystkim z nowym szefem brytyjskiego wywiadu MI6, Richardem Moore’m, który miał przekazać informacje będące choćby poza wiedzą premiera Borisa Johnsona. Wymowny znak hierarchii rozkazów i posłuszeństwa. Nie dziwi więc, iż gdy Rosja chciała zaprzestać interwencji, negocjując w Stambule pokój w zamian za gwarancję neutralności Ukrainy, to brytyjski premier Johnson kazał Kijowowi walczyć , co potwierdziła, pierwsza dama wojny do „ostatniego Ukraińca” Victoria Nuland.
Trump – słowianofil
Wojna trwa więc do dzisiaj, a giną w niej setki tysięcy wschodnich Słowian, a nie Anglosasów. ale oto w 2025 roku władzę w Waszyngtonie ponownie obejmuje słowianofil Donald Trump (dwie żony Słowianki!), który podczas swojej inauguracji zapowiada powrót republiki i odzyskanie suwerenności państwowej. Sojusz anglosaski zaczyna pękać. Już na początku stycznia Elon Musk wzywa do uwięzienia premiera Keira Starmera rzucając bombę informacyjną o tuszowaniu przez niego przypadków wykorzystywania seksualnego dzieci. Nie przypadkiem dzień przed inauguracją Trumpa Ukraina i Wielka Brytania podpisały w Kijowie umowę o „stuletnim partnerstwie”. To również London prawdopodobnie sprzątnął sprzed nosa USA umowę o eksploatacji metali ziem rzadkich na terytorium kontrolowanym jeszcze przez Ukrainę.
Anglosaski rozłam
Realistyczny zwrot wobec Rosji Waszyngton uzupełnia upokarzaniem lojalistów brytyjskich. Najpierw Trump dla prezydenta Polski na rozmowę znajduje całe 10 minut, potem następuję pokazowa połajanka Zełenskiego w Białym Domu. Obaj znajdują pocieszenie w Londynie. Ukraiński dyktator – jak go nazywa amerykański przywódca – trafia prosto w ramiona samego króla Karola III. W kontrze do pokojowych planów Trumpa to właśnie w stolicy Wielkiej Brytanii zwołano szczyt prowojenny, sygnał do zbrojeń ogłoszonych przez szefową Komisji Europejskiej, a potem Donalda Tuska. Glejt ważności nowej geostrategii globalizmu daje sam „Finacial Times” w artykule z 5 marca Europa musi ograniczyć swoje państwo opiekuńcze, aby zbudować państwo wojenne. „Elegia dla bidoków” i wiara w mądrość ludzi jako podstawy realnej demokracji promowane przez wiceprezydenta J. D. Vance’a stanęły globalistom kością w gardle! Wreszcie lekcji brytyjskiemu bojownikowi o wolność Afganistanu daje lekcję sam Musk nazywając go małym człowieczkiem, który powinien siedzieć cicho. Nie zaskakuje zatem apel Geoffrey’a Hintona, laureata Nagrody Nobla i Nagrody Turinga skierowany do British Royal Society o „wyrzucenie z jej grona Elona Muska” za „szerzenie teorii spiskowych”, poparty także przez laureatów Nagrody Królowej Elżbiety II. Zapowiadany przez Trumpa powrót suwerennej republiki oznacza najwyraźniej emancypację od „Globalnej Brytanii”. W tym świetle słowa ministra spraw zagranicznych Rosji, Siergieja Ławrowa wskazującego na Europę jako źródło kolonializmu, dwóch wojen światowych, a choćby zimnej wojny nabierają określonego znaczenia.
Pożegnanie Globalnej Brytanii
Gdyby w Moskwie 9 maja 2025 podczas 70. rocznicy zwycięstwa nad europejskim nazizmem, Trump, Władimir Putin, Xi Jinping, a może także premier Narendra Modi wznieśli wspólnie toast za globalny pokój, to niechybnie oznaczałoby, iż słońce nad Globalną Brytanią zajdzie, tym razem na zawsze. Jego korzenie są bowiem metodycznie usuwane. Może już wtedy Kanada nie będzie miała brytyjskiego króla, tylko amerykańskiego prezydenta jako głowę państwa! W tej sytuacji polska koniunktura geopolityczna sprzyjać będzie nowym transakcjom. Polskie sługi „jego królewskiej mości” będzie można wreszcie wymienić na miliony Polaków „przesiedlonych dobrowolnie” na roboty ku chwale brytyjskiej gospodarki, gdy nie pozostało im nic innego po zniszczeniu polskiej gospodarki w latach 1989-2004 przy pomocy opisanych reprezentantów obcych interesów.
Roman Kwiatkowski