Obiektywnymi ocenami zachowań polityków zajmują się wyłącznie emerytowani politycy i dziennikarze o takim samym statusie, ewentualnie pasjonaci, którzy wypełniają lukę na rynku bezkompromisowych desperatów. Wcielając się w rolę wyżej wymienionych wypada zauważyć, iż Szymon Hołownia po brawurowym wejściu w politykę bardzo gwałtownie swoim nużącym stylem bycia zraził do siebie publikę, bo tak traktował wyborców. Do tego doszły konflikty wewnątrz koalicji i tematy związane z „prawami kobiet”, na czym jeden partia poległa. W efekcie zarówno notowania partii jak indywidualne notowania Szymona Hołowni zaczęły schodzić na dno.
Kampania prezydencka też Hołowni nie wychodziła, jego nieudolne próby zaczepiania Sławomira Mentzena i wciąganie w debatę, spełzły na niczym. I wtedy nieoczekiwanie z pomocą przyszedł Rafał Trzaskowski, który postanowił zlecić TVP zorganizowanie debaty jedne na jeden z Karolem Nawrockim. Pomysł ten od początku wydawał się bardzo dziwny i naruszający prawo, ale większość jedynie o tym mówiła z czego skorzystał Szymon Hołownia. Patrząc obiektywnie na to co się wydarzyło w Końskich nie da się nie zauważyć doniosłej roli „rotacyjnego marszałka”. Hołownia jako pierwszy postanowił czynem nie słowem przeciwstawić się łamaniu standardów demokratycznych, czym doprowadził do dwóch debat w prawie pełnym składzie kandydatów na prezydenta.
Niektórzy emerytowani politycy i dziennikarze idą jeszcze dalej z obiektywizmem i twierdzą, iż to Hołownia najlepiej wypadł podczas debat, jednak tej opinii nie potwierdzają sondażowe trendy. Owszem niewielki wzrost Hołownia zaliczył, ale zdecydowanie najwięcej zyskał Karol Nawrocki, a najwięcej stracił Rafał Trzaskowski i na drugim miejscu Sławomir Mentzen. Z tym stanem rzeczy lider Polski 2050 pogodzić się nie umie i robi wszystko, żeby swoje pięć minut sławy przedłużyć. W tym celu najpierw przerwał urlop na czas kampanii prezydenckiej i wrócił na obrady Sejmu, chociaż wcześniej zapewniał, iż tego pogodzić się nie da. Manewr nie przyniósł wielkich korzyści i co więcej mógł przynieść straty, bo Polacy nie lubią takich pełnych hipokryzji zachowań, dlatego w głowie pana Szymona narodził się inny pomysł.
Szymon Hołownia postanowił zagrać zgraną kartą debaty o debacie i wyzwał na pojedynek Rafała Trzaskowskiego! Przypomnijmy, iż jest to ten sam Szymon Hołownia, który nie zostawił na Trzaskowskim suchej nitki za niedemokratyczną próbę zorganizowania debaty w Końskich. Gdy sytuacja Hołowni ciągle jest dramatyczna, na dodatek wyniki sondażowe nie dają nadziei, to standardy demokratyczne można odłożyć na półkę z innym naiwnościami, ale już wiadomo, iż ten plan także się nie powiedzie. Rafał Trzaskowski odpowiedział, iż on z przyjaciółmi politycznymi nie będzie się spierał, a poza tym w maju odbędzie się debata wszystkich kandydatów i on na nią serdecznie przyjaciela Szymona zaprasza.
Z tej krótkiej historii płynie stary jak świat morał, mianowicie taki, iż nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Faktem jest, iż Szymon Hołownia miał swój popisowy numer w tej kampanii, ale więcej z niego wyciągnąć się nie da. Debatowanie o debatach na dłuższą metę nie ma większego sensu i tylko dopełni obraz marudzącego Szymona Hołowni. Inne cudowne pomysły też raczej nie wchodzą w grę i w tej dramatycznej sytuacji Hołownia może liczyć jedynie na cud albo katastrofalne błędy przeciwników. Bez tych nadzwyczajnych okoliczności „niezależny” kandydat i lider partii Polska 2050 nie ma żadnych szans nie tylko na wejście do drugiej tury wyborów, ale i na zajęcie miejsca na podium.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!