Bosak, Mentzen – wyWiplerzać!

wprawo.pl 1 year ago

Zwalić wszystko na Korwina – mogłaby brzmieć uaktualniona wersja powiedzenia, iż „tonący brzytwy się chwyta”. Tak przynajmniej próbuje przedstawiać przyczyny klęski wyborczej Konfederacji część aktywu tego ugrupowania. Ale nie tak szybko, chłopcy i dziewczęta. Pan Prezes po raz kolejny ma rację, a próby ignorowania mądrzejszego od siebie polityka-seniora zostały surowo ukarane.

Zacznijmy od przypomnienia – gdyby nie Korwin i jego kilkudziesięcioletnia działalność publicystyczno-polityczna, to nikt by dzisiaj nie słyszał o żadnym Wiplerze, Mentzenie i Bosaku. Każde ugrupowanie, które Korwin opuszczał, by samemu założyć nowe, odchodziło w niebyt. Nie udała się też żadna, choćby jedna próba stworzenia partii „zdroworozsądkowej i wolnorynkowej”. Dla ludzi liczył się Korwin i jego charyzma – Korwin z „miękką pedofilią”, z brakiem dowodów na wiedzę Sami Wiecie Kogo o Sami Wiecie Czym, z „igrzyskami dla debili”, z „mniej inteligentnymi kobietami”. Ludzie do tego przywykli, ale zarazem nie brali tego wszystkiego serio – niemniej Korwin dzięki kontrowersji ustawiał się w pozycji on vs reszta świata. Dzięki temu nikt nie miał wątpliwości, iż JKM nie jest politykiem takim jak wszyscy inni.

Młodzi i pyszniący się „liderzy” myśleli przy tym, iż będą mądrzejsi od Korwina z jego wieloletnim doświadczeniem i konsekwencją, iż oszukają przy tym przeznaczenie, a na dodatek wyślą starego dziwaka na emeryturę. Wówczas przestaną odczuwać dyskomfort z powodu konieczności tłumaczenia się z korwinowych kontrowersji i znajdą się na autostradzie ku łagodzeniu przekazu.

Problem w tym, iż Konfederacja znalazła się na autostradzie, ale na tej prowadzącej ku progowi wyborczemu, pod który nie zjechała głównie z powodu istnienia betonowego elektoratu zapewniającego poparcie rzędu 6-7%. Zagłosowali na nią wyłącznie ci ludzie, którzy poprą Konfederację, cokolwiek by się działo, na dobre i na złe i to mimo sugestii ze strony nowych „liderów”, iż tak naprawdę partia ich nie potrzebuje, bo idzie ku wyborcom centrowym.

W efekcie zgodnie z przewidywaniami żadnego centrum nie udało się zawojować, znaczna część obrażanych wcześniej „szurów”, „foliarzy” i „onuc” uniosła się zaś honorem i została w domach. Wyszło na to, iż w ostatniej chwili hamulec udało się zaciągnąć głównie dzięki przebywaniu na pokładzie Brauna i Korwina, z których obydwu nowe kierownictwo Konfederacji upokarzało marginalizowaniem, odbieraniem głosu i odeń się odcinaniem. To nie za Wiplerem, Mentzenem i Bosakiem ktokolwiek skoczy w ogień mimo wszystkich przeciwności, tylko za konsekwentnymi i nieprzekupnymi Braunem i Korwinem.

Zauważmy przy tym, iż Konfederacja jest adekwatnie jedyną siłą, która się odcina, przeprasza i bez przerwy za coś kaja, przez co rzeczywiście odróżnia się od pozostałych partii, ale odróżnia in minus. Taktyka udowadniania, iż nie jest się radykalnym, to celowanie w elektorat, który w rzeczywistości nie istnieje. Zjazd sondażowy zaczął się zresztą w momencie ogłaszania list wyborczych, na których chociażby na „1” w Toruniu znalazł się Wipler, który sam z kolei jest odwrotnością króla Midasa, bo czego się w polityce dotknie, to zamienia w g**no. Zamiast zresztą przyznać to otwarcie, to oczywiście wygodniej jest zrzucić winę na od zawsze tego samego Korwina, który teraz akurat może zacytować Wiplerowi i Mentzenowi jedną z kwestii wypowiadanych przez Bogusława Lindę w filmie „Czas surferów”. – K*rwa mać, jak można zrobić coś takiego? – pyta filmowa postać kilku młodych żółtodziobów, którzy zdążyli wcześniej zepsuć prosty plan działania.

Nawiasem mówiąc, niejasne pozostaje, czemu w tak prosty sposób dał się uciszyć Grzegorz Braun. Na jego bierność nie ma racjonalnego wytłumaczenia, chyba iż ktoś trzymał w piwnicy jego rodzinę i go tym szantażował, ale jest to mało prawdopodobna wersja. Grzegorz Braun mógł „wywrócić stolik” Wiplerowi, Mentzenowi i Bosakowi, miał swoje atuty i ich nie wykorzystał, a to w polityce gorzej niż zbrodnia. Plus jest jeden – Braun ostatecznie udowodnił, iż stępianie słusznego radykalizmu powoduje jedynie wytracanie wiernego elektoratu i nie mający nic wspólnego z rzeczywistością miraż sięgania po elektorat umiarkowany. Ceną za to jest osamotnienie Grzegorza Brauna przez kolejną kadencję, który najprawdopodobniej znów będzie jedynym posłem Konfederacji Korony Polskiej. Chcącemu jednak nie dzieje się krzywda, gdyż to nie Brauna schowano do szafy, ale to on sam pozwolił się schować. Skutek widzimy w formie matematycznej w postaci wyniku wyborczego.

Cała kampania Konfederacji i tak przypominała jedno wielkie bieda-show, w którym Mentzen próbował udowadniać, iż jest królem życia i nic nie musi, bo sukces przyjdzie do niego sam. Sprawiał on przy tym wrażenie kogoś przekonanego o tym, iż przeciętny człowiek nie marzy o niczym innym, niż napicie się piwa w jego towarzystwie. To już nie błąd, to skrajna głupota. Ktoś, kto wpoił mu takie przekonanie, ewidentnie zrobił mu krzywdę. Główny podejrzanym jest tutaj Przemysław Wipler, faktyczny sternik Mentzena i od jakiegoś czasu samej Konfederacji.

Sekundantem tej idiotycznej strategii był prezes podobno wciąż istniejącej partii Ruch Narodowy Krzysztof Bosak, który nadaje się głównie do tego, by w debacie nie przykleił się do niego żaden „kontrowersyjny” pogląd. Nie od dziś przecież wiadomo, iż Krzyś ma emocjonalny problem z tym, iż mógłby uchodzić za radykała i głównie na umiejętności unikania tej osobistej przykrości polega jego fenomen medialny. Jak na „współprzewodniczącego” ugrupowania to wyjątkowo skromny aport, jaki może wnosić polityk, ale nic innego Bosak do zaoferowania nie ma.

We wspomnianym filmie „Czas surferów” postać grana przez Bogusława Lindę ostatecznie robi porządek po zastanym pożaru w burdelu, jednak nie obyło się bez strat, choć akurat nie w ludziach. Po tym jednak, co zobaczyliśmy w kampanii Konfederacji, liderom można zacytować kwestię wypowiadaną filmie „Psy” przez Franza Maurera przeganiającego ruską mafię. Nie chcemy jednak Menzentowi i Bosakowi mówić tak brzydko jak Maurer. Dlatego wystarczy równie mocne „wyWiplerzać”. Raz na zawsze i z dala od naszych oczu.

Przeczytaj także:

M. Skalski: Jak Krzyś i Sławek „od początku” byli przeciwko wspieraniu Ukrainy

Read Entire Article