Almost all tenth inhabitant of Krakow is an immigrant. The dynamic increase in arrivals from India is noteworthy

dzienniknarodowy.pl 5 hours ago
Kraków od lat uchodził za miasto z duszą – historyczne, spokojne, z wyraźnym lokalnym charakterem. Dziś jednak zaczyna przypominać wieloetniczną metropolię, w której coraz trudniej usłyszeć język polski w tramwaju, a znajome twarze znikają z osiedli. Z raportu przygotowanego przez Centrum Zaawansowanych Badań Ludnościowych i Religijnych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie wynika, iż imigranci stanowią już 9,2% mieszkańców miasta. To niemal 1 na 10 osób.

Czy to przez cały czas ten sam Kraków?

Z roku na rok przybywa cudzoziemców, a tempo wzrostu niektórych grup – zwłaszcza z Azji – budzi pytania o zdolność miasta do integracji i utrzymania spójności społecznej. Czy ktoś w ogóle nad tym panuje? A może Kraków dryfuje w kierunku, którego większość mieszkańców nigdy nie wybrała?

Jeszcze kilka lat temu cudzoziemcy byli w Krakowie zauważalni, ale nie dominujący. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Według danych z raportu Uniwersytetu Ekonomicznego, liczba cudzoziemców zamieszkałych w Krakowie przekroczyła 73 tysiące. To dane Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego, dotyczące osób z legalnym pobytem. Zakład Ubezpieczeń Społecznych podaje zbliżoną liczbę – ponad 69 tysięcy osób zatrudnionych w firmach zarejestrowanych w Krakowie.

To oznacza, iż cudzoziemcy stanowią już 9,2% mieszkańców miasta. W przeliczeniu – niemal co dziesiąty mieszkaniec nie ma polskiego obywatelstwa. Jeszcze w 2021 roku ta liczba wynosiła około 29 tysięcy. Wzrost o ponad 40 tysięcy osób w zaledwie trzy lata trudno uznać za naturalny. To zmiana, która zachodzi szybko, po cichu, ale z dużymi konsekwencjami.

Największą grupą imigrantów w Krakowie są Ukraińcy – ponad 36,5 tysiąca osób według MUW, a 39,2 tysiąca według danych ZUS. W rejestrze osób objętych specustawą ukraińską (status UKR) widnieje 33,6 tysiąca uchodźców z tego kraju. Drugą co do wielkości grupą są Białorusini – blisko 8 tysięcy. Na trzecim miejscu pojawiają się Hindusi – ich liczba przekroczyła 3,8 tysiąca według danych wojewódzkich. Następnie plasują się Rosjanie (2,3 tys.), Gruzini, Turcy, Azerowie, a także Kolumbijczycy, Filipińczycy i osoby z Afryki Północnej.

Zwraca uwagę fakt, iż dominują imigranci spoza Unii Europejskiej – zarówno z państw byłego ZSRR, jak i z Azji oraz Afryki. Migranci z UE – tacy jak Włosi, Hiszpanie czy Francuzi – stanowią mniejszość i ich liczba choćby nieznacznie spada. To pokazuje, iż struktura imigracji w Krakowie coraz mniej przypomina model zachodnioeuropejski, a bardziej – kierunki znane z państw, które borykają się z trudnościami w integracji.

Cudzoziemcy w Krakowie to w dużej mierze osoby młode – w wieku od 25 do 44 lat. W 2024 roku osoby w wieku 25–34 lat stanowiły aż 36% wszystkich cudzoziemców. Kolejne 26% to grupa w wieku 35–44 lat. To osoby aktywne zawodowo, ale też takie, które gwałtownie mogą zacząć zakładać rodziny i osiedlać się na stałe.

Pod względem płci również widać znaczące różnice – w rejestrach MUW i ZUS kobiety stanowią tylko około 42%. Mężczyźni dominują szczególnie w grupach pochodzących z Azji i Afryki. To nie jest zrównoważona migracja rodzin – to napływ singli, często nastawionych wyłącznie na pracę i zarobek.

Mimo wyraźnych trendów, miasto nie wydaje się mieć spójnej strategii w zakresie polityki migracyjnej. Liczba imigrantów rośnie, ale nie widać proporcjonalnych działań w zakresie integracji, wsparcia szkół, mieszkań czy transportu. Co więcej, brak rzeczywistej debaty publicznej o skutkach tej zmiany może doprowadzić do narastającego napięcia. Kraków nie jest jedynie centrum akademickim i turystycznym. To także miasto, które powinno dbać o równowagę społeczną, przestrzenną i kulturową. Czy możliwe jest, iż za kilka lat 1 na 5 mieszkańców Krakowa będzie cudzoziemcem? Biorąc pod uwagę tempo zmian – to bardziej niż realny scenariusz.

Kraków jako przedmieście Kijowa?

Wybuch wojny w Ukrainie w lutym 2022 roku zapoczątkował falę migracyjną, która w krótkim czasie zmieniła demografię wielu polskich miast – Krakowa w szczególności. W 2022 roku w bazie osób objętych ochroną tymczasową (status UKR) było zarejestrowanych 16 tysięcy Ukraińców. Dwa lata później ta liczba wzrosła do 33,6 tysiąca.

To oznacza, iż niemal połowa wszystkich cudzoziemców w Krakowie to właśnie obywatele Ukrainy. Dodajmy do tego osoby z kartami pobytu i ubezpieczone w ZUS – i mamy populację przekraczającą 36 tysięcy. W niektórych rejestrach ich liczba sięga choćby 39 tysięcy.

Od września 2024 roku dzieci z Ukrainy, objęte statusem UKR, mają obowiązek uczęszczania do polskich szkół. Takie są warunki otrzymywania świadczenia 800+. W teorii ma to wspierać integrację, w praktyce – oznacza poważne obciążenie dla lokalnego systemu edukacji. W samym Krakowie do szkół dołączyło ponad 5 tysięcy nowych uczniów z Ukrainy. Brakuje nauczycieli, brakuje miejsc, brakuje infrastruktury. W wielu placówkach język polski przestaje być oczywistym językiem komunikacji. Dzieci z Ukrainy często uczą się w osobnych klasach, co nie sprzyja integracji – raczej ją odwleka lub zastępuje równoległą rzeczywistością.

Rodzice polskich uczniów coraz częściej zgłaszają niepokój: o poziom nauczania, chaos organizacyjny, brak możliwości indywidualnej pracy z dziećmi. I zadają proste pytanie – kto tu się do kogo dostosowuje?

Ukraińcy bardzo gwałtownie odnaleźli się na krakowskim rynku pracy. Wielu z nich podjęło zatrudnienie w handlu, gastronomii, usługach kurierskich czy branży budowlanej. Zatrudniani przez agencje, pracują często na gorszych warunkach niż Polacy, ale są dla pracodawców tańsi i mniej wymagający.Nie chodzi o pretensje do samych pracowników. Problemem jest system, który promuje masową, niekontrolowaną migrację zarobkową, bez gwarancji standardów i bez zabezpieczenia dla lokalnych pracowników.

Miejsca pracy, które mogłyby być zajmowane przez młodych Polaków – trafiają do cudzoziemców. Ci drudzy z kolei nie zawsze płacą pełne podatki i składki, korzystając równocześnie z infrastruktury, którą finansują wszyscy.

Chociaż temat napięć etnicznych wciąż jest uważany za tabu w oficjalnym dyskursie, coraz więcej mieszkańców Krakowa mówi o tym wprost – coś się zmieniło. Zmieniają się osiedla, zmienia się język ulicy, zmienia się atmosfera. To już nie są „goście”, którzy przyjechali przeczekać wojnę. To są nowi sąsiedzi – w sklepach, szkołach, na przystankach. Niektórzy wnoszą wartość, ale wielu żyje obok, nie razem. Brakuje realnych działań integracyjnych – i po stronie migrantów, i po stronie władz. A kiedy brakuje mostów, pojawiają się mury. W internecie rośnie liczba wpisów z frustracją, w codziennych rozmowach słychać coraz mniej poprawności politycznej, a coraz więcej pytań bez odpowiedzi.

Czy Kraków nie zasługuje na to, by decydować o swoim kształcie? Czy decyzje o tym, kto tu mieszka, mają zapadać tylko „siłą faktów dokonanych”?

Hindusi: cicha, szybka ekspansja

O ile obecność Ukraińców w Krakowie może być tłumaczona dramatycznymi okolicznościami wojny, to wzrost liczby imigrantów z Indii trudno uznać za spontaniczny. To proces, który trwa od kilku lat, ale dopiero teraz zaczyna przybierać skalę, której nie da się ignorować. W 2019 roku w Krakowie mieszkało zaledwie około 900 Hindusów. W 2024 roku – już 3,8 tysiąca (dane MUW). ZUS podaje liczbę 2,7 tysiąca osób zatrudnionych z Indii, co oznacza, iż tylko w ciągu ostatniego roku wzrost wyniósł ponad 50%.

To największy wzrost procentowy spośród wszystkich grup imigranckich w mieście – i jeden z najszybszych w skali kraju. Hindusi stają się jedną z najliczniejszych grup migrantów spoza Europy, a Kraków – nowym punktem na mapie ich migracyjnych szlaków.

Większość Hindusów w Krakowie to osoby młode, najczęściej mężczyźni w wieku 25–35 lat. Część z nich przyjeżdża w ramach programów studenckich – szczególnie na kierunki techniczne i informatyczne prowadzone po angielsku. Ale coraz więcej trafia tu za pośrednictwem agencji zatrudnienia – do pracy w gastronomii, logistyce, hotelarstwie.

Krakowskie firmy outsourcingowe i tzw. BPO (business process outsourcing) masowo zatrudniają pracowników z Indii do obsługi klientów zagranicznych. Angielski wystarczy, polskiego nie trzeba znać. Koszty pracy – niższe niż w przypadku Polaków z tym samym wykształceniem. Dla pracodawców to czysty zysk. Dla miasta – niekoniecznie.

Hinduska społeczność w Krakowie rośnie, ale nie integruje się. Nie chodzi tu o zamknięcie kulturowe – choć różnice są wyraźne – ale o całkowicie różny model funkcjonowania. Wiele osób przyjeżdża na kontrakty, na czas określony, bez planu osiedlania się na stałe. Mimo to coraz częściej zostają. Przyjeżdżają kolejni. Osiedlają się w tych samych dzielnicach – Prądnik Czerwony, Ruczaj, Nowa Huta. To nie jest zarzut wobec nich – to zarzut wobec systemu, który pozwala, by liczba jednej grupy etnicznej rosła tak szybko, bez żadnych ograniczeń czy polityki równoważenia napływu.

Mieszkańcy skarżą się na różnice obyczajowe, trudności komunikacyjne, brak wspólnego języka – dosłownie i w przenośni. Tymczasem miasto zdaje się nie zauważać tego zjawiska, choć liczby są jednoznaczne. Wzrost liczby Hindusów o 300% w ciągu kilku lat to nie „naturalny trend”. To efekt braku regulacji, braku polityki migracyjnej i – co najgorsze – braku wizji.

Jeśli tak wygląda dynamika jednej grupy w krótkim czasie, to co nas czeka za kolejne pięć lat? Czy władze miasta mają jakąkolwiek kontrolę nad tym, kto i w jakiej liczbie osiedla się w Krakowie? A może wszystko zależy od globalnych trendów, potrzeb korporacji i działania pośredników? Mieszkańcy nie mają wpływu, ale ponoszą konsekwencje. Zmieniają się ceny mieszkań, zmienia się struktura społeczna dzielnic, zmienia się charakter miejsc publicznych. Cicho, ale skutecznie.

Wnioski

Imigracja to zjawisko, które dzieje się niezależnie od lokalnych nastrojów. Ale to nie znaczy, iż nie można – albo nie trzeba – nad nią panować. W Krakowie mieszka dziś ponad 73 tysiące cudzoziemców. To ponad 9% mieszkańców miasta. I ta liczba rośnie z roku na rok.

Największą grupę stanowią Ukraińcy, których obecność wywróciła do góry nogami lokalny system edukacji i rynek pracy. Drugą falą są migranci ekonomiczni – z Indii, Azji Środkowej, Afryki. Nie są to migranci kulturowo bliscy. Nie są też osadzani w żadnym spójnym planie integracyjnym. Przyjeżdżają, bo mogą. Bo system im na to pozwala.

Tymczasem krakowianie coraz częściej mają poczucie, iż decyzje zapadają ponad ich głowami. Że miasto, które znają, zmienia się bez pytania ich o zdanie. Że procesy, które jeszcze kilka lat temu wydawały się chwilowe, dziś mają trwały charakter.

To nie jest tekst przeciwko konkretnym ludziom. To apel o przywrócenie kontroli, rozsądku i jawnej debaty. Bo jeżeli nic się nie zmieni, Kraków za kilka lat nie będzie już Krakowem. Będzie miastem, w którym większość mieszkańców nie ma nic wspólnego z jego historią, językiem ani wspólnotą.

Read Entire Article