Żenujące alibi Donalda Tuska, raport dla naiwnych

patrzymy.pl 1 hour ago

Ktoś bardzo odważny, kto się nie boi metki „ruskiej onucy”, a jednocześnie złośliwy, mógłby stwierdzić, iż w Polsce złapano więcej ukraińskich dywersantów, działających na rzecz Rosji, niż się zgłosiło ochotników do ukraińskiego legionu. W ostatnich dniach te statystyki jeszcze się podniosły, bo jak twierdzi premier Donald Tusk to dwaj ukraińscy najemnicy, szkoleni przez rosyjską FSB, dopuścili się zamachu, czy raczej blamażu na terenie Polski, usiłując kilkukrotnie wykoleić pociąg. W tej bardzo osobliwej sprawie szczególnie dziwi tempo ustalenia sprawców?

Dlaczego jest to tak bardzo dziwne? Między innymi dlatego, iż polskie służby od wielu dni zajęte są niezwykle pilną kwestią, jaką jest ustalanie sprawców, w tym kobiet, palących race w czasie „Marszu Niepodległości”. Tymczasem tym samym służbom w ciągu 24 godzin udało się ustalić, kto dokonał nieudolnych zamachów i choćby wiadomo, jak ci osobnicy wyglądają, chociaż nie zwrócono się do obywateli z apelem „ktokolwiek widział ktokolwiek wie”. Nie są to jedyne wątpliwości, bo tych jest całe mnóstwo i do tego stopnia wersja wydarzeń przestawiona w Sejmie przez Donalda Tuska jest mało wiarygodna, iż choćby w TVN24 dziennikarze zaczynają zadawać dość oczywiste pytania. Jak to możliwe, iż do Polski bez najmniejszych przeszkód wjechał i wyjechał jeden ze sprawców, wcześniej skazany za dywersję na Ukrainie?

Minister Dariusz Klimczak nie potrafił odpowiedzieć, a przyciskany zaczął stosować stare sztuczki polityków od „nie mogę powiedzieć”, po „słuchają nas też nasi wrogowie”. Kolejne pytanie dotyczy zebranych dowodów przez polskie służby, które rzeczywiście potwierdzają, iż to ci konkretni obywatele Ukrainy stają za dywersją? Czy oni zostawili na miejscu zdarzenia autografy albo swoje paszporty? A może istnieje nagranie w najwyższej jakości 4K i na nim widać co do piksela, iż to wskazani przez Donalda Tuska sabotażyści? Skąd wiadomo, iż sabotaż zleciły służby rosyjskie, przecież sprawcy nie zostali przesłuchani i prawdopodobnie nigdy nie zostaną, chociażby z tego powodu, iż zapewnienia ministra Radosława Sikorskiego o podjęciu stanowczych działań w celu wymuszenia na Białorusi i Rosji wydania terrorystów, należy potraktować jako ponury żart.

Wszystkie te pytania i jeszcze wiele innych, na przykład dotyczących braku reakcji służb po pierwszych sygnałach o wybuchu, co skończyło się przejazdem kilku pociągów po uszkodzonych torach, każe bardzo mocno wątpić w prawdziwość rządowego raportu. Najmocniej wiarygodność premiera podważają dotychczasowe zachowania i zwyczajne kłamstwa Donalda Tuska również odnoszące się do dywersji, bo przecież rząd kłamał na temat „bojowych dronów” i uszkodzonego dachu w czasie kuriozalnej operacji, gdy strzelano rakietami do styropianu. Wszystko to razem wzięte sprawia wrażenie na gwałtownie przygotowanego alibi, żeby się wytłumaczyć z całej serii kompromitacji, która pogrążyłaby niejeden rząd.

Nie da się wykluczyć, iż Władimir Putin wysłał do Polski takich nieudaczników, którzy nie tylko nie potrafili przeprowadzić banalnego sabotażu, w końcu wysadzanie szyn kolejowych jest tak starym zjawiskiem jak sama kolej, a jeszcze do tego ci amatorzy zostawili całą górę dowodów na miejscu zdarzenia. Problem w tym iż jest to wyjaśnienie dla bardzo naiwnych, bo rosyjskie służby specjalne to niestety światowa czołówka i takie zadanie wykonałby z zamkniętymi oczami. Dużo bardziej prawdopodobne jest to, iż nic nie ustalono w „państwie zdającym egzamin” i wszystkie twierdzenia podane przez Donalda Tuska nie mają żadnego pokrycia w faktach, ale są polityczną propagandą, która ma zamknąć usta opozycji i zadającym niewygodne pytania.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Read Entire Article