Jest z d…y.
Jest kłamliwe, stawiane przez wykształciuchów szukających balsamu na swoje sumienie, gdy będą oddawać głos na, no właśnie na co?
Nie mam zamiaru przekonywać rodzimej Targowicy, iż PIS to sam miodzio, ale warto sobie samemu wyjaśnić dlaczego znak równości nigdy nie będzie spinał tych dwu partii.
Obserwując zachowanie rodzimych liberałów od następnego dnia po oderwaniu się o koryta w 20015 roku, można spokojnie postawić tezę, iż ich kredo wziętym do serca i stosowanym codziennie przez miniona dekadę, jest sparafrazowane twierdzenie komunistów „najważniejszym obowiązkiem liberała - demokraty jest akceptacja etyki nikczemnego postępowania”.
Jeżeli nad powyższym zatrzymać się na chwilkę i zastanowić, to obraz dzisiejszej ekipy rządzącej staje się w tej samej chwilce czytelny i zrozumiały.
Przykłady? Szkoda klawiatury strzępić, łatwiej podać różnice pomiędzy nimi a PISem, ale mus to mus.
PIS jaki jest każdy widzi, to „miękiszowy”, oni nie zamykali do pierdla księży Bogu ducha winnych, ani matek nie odrywali od ciamkających piersi niemowląt, nie ścigali ludzi stojących nad grobem, nie wywlekali z Pałacu Prezydenckiego jakichś wyimaginowanych przestępców. Całe postępowanie Dyzmy i akolitów skupia się na fizycznym wyeliminowaniu PIS-u (na razie PIS-u, póki co). Nie na rządzeniu prawie czterdziestomilionowym państwem, na zapewnieniu mieszkańcom lepszych warunków życia, ale na wyeliminowaniu pisiorów, w każdy sposób jaki tylko zaświta w mózgownicach, choćby nie wiadomo jak bezprawny byleby był skuteczny, jest akceptowany przez „wiernych”.
Czym bardziej nikczemny tym lepszy.
Nie chodzi o to, aby nie ruszali naszych, skoro my nie ruszamy waszych. jeżeli złodziej, to do tiurmy i już, ale nie, gdyż wówczas należałoby pozbyć się swoich złodziei.
I niechby tak sobie było, jaka władza taka religia, jaka religia tacy święci (czytaj ministrowie, rzecznicy praw obywatelskich, choćby kilka brakowało, aby i prezydent był z tej samej gliny), ale to co akurat od kilkunastu la wyprawia ekipa, a w tej chwili una władza jest akceptowane przez „doły”, przez ludzi wykształconych, czasami z tytułami, przez ludzi „światłych mądrych i cierpliwych, przez najwierniejszych z wiernych, uczciwych z uczciwych” (jak śpiewał Grechuta). Nie jakichś tłumoków z trzema klasami ukończonymi na wieczorowych kursach przy stajence sołtysowej, ale ludzi rozumnych, gdyż dzisiaj nie ma po prostu innych, są tylko gramotni, pisate i czytate.
Tam gdzie chodzę głosować na wybory, po nabożeństwie o godzinie 12 prawie cały kościół podchodzi obok do szkoły i głosuje. Na nich, albowiem to dzielnica domków jednorodzinnych budowanych w minionych czasach, a więc ludzi właśnie nazywających się elitą. Kościół nabożeństwo, i głos na skrobanki, na księdza w pierdlu. Na nikczemność.
Czy to nie przypomina czasami pewnego sąsiedniego kraju z poprzedniego stulecia, zachwyconego swym uwielbianym wodzem, którego później trzeba było się wstydzić i trzeba było wykuć nową narodowość, aby odciąć się od minionego okresu.
Czy te kilkanaście milionów ludzi w Polsce kiedykolwiek przejrzy na oczy, czy dotrze do ich świadomości fakt, iż akceptacja etyki nikczemnego postępowania jest nikczemnością.
Czy za kilkadziesiąt lat my, Polacy (o ile przetrwamy), będziemy zmuszeni ukuć jakąś nazwę obecnych nikczemnych elit naszej ojczyzny, aby odciąć się od obecnych, dla dobrego samopoczucia następnych pokoleń.


















