Podsłuchiwanie to proceder prehistoryczny, wynaleziony przez człowieka zaraz po zejściu z drzewa i wejściu do jaskini. Współcześnie są do tego odpowiednia narzędzia i adekwatnie większość ludzkości dobrowolnie się zgadza na permanentną inwigilację, w dodatku jeszcze za to płaci. Każdy komputer, telefon, czy choćby telewizor, to współczesny szpieg, który wie o nas prawie wszystko. Świadomość istnienia tych zjawisk ma przeciętny obywatel, a co dopiero polityk zapoznany ze specjalnymi metodami podsłuchów i wykorzystujący te metody w walce politycznej.
Oprócz wiedzy i świadomości istnieją jeszcze cechy charakteru, mentalność, a także emocje. Wszystko to razem sprawia, iż politycy dają się łapać na proste podsłuchy i nagrywanie rozmów, jak najbardziej naiwne dzieci. Dotyczy to wszystkich opcji politycznych i choćby najbardziej doświadczonych osób publicznych. Dość wspomnieć, iż przez Polskę przetoczyły się afery podsłuchowe z udziałem takich gwiazd jak: Michnik, Oleksy, Belka, Sikorski, Kulczyk, Sienkiewicz, ale też Mateusz Morawiecki. Wszyscy wymienieni po tym, co Polska usłyszała z ujawnionych nagrań powinni zakończyć karierę, ale jak wiadomo nic podobnego się nie stało, co więcej większość swoje kariery rozwinęła albo wróciła na szczyty władzy.
Sikorski ponownie został szefem MSZ, chociaż mówił o „robieniu laski” i „murzyńskości”. Mateusz Morawiecki chciał, żeby Polacy „pracowali za miskę ryżu” i pomimo tego był premierem Polski uchodzącym za wrażliwego obrońcę programów socjalnych. Obrażenie wyborców przez polityków jest czymś powszechnym w świecie polityków i chociaż bulwersuje opinię publiczną, to zawsze mamy do czynienia z kierunkowym oburzeniem. jeżeli politycy obrażają elektorat wrogów politycznych to zyskują w oczach własnego elektoratu i nic nie tracą po przeciwnej stronie, która i tak przekonać się nie da. Dzięki temu prostemu mechanizmowi Morawiecki i Tusk mogli być wieloletnimi premierami.
Wczoraj wieczorem pojawiły się nowe podsłuchy i znów usłyszeliśmy, jak politycy gardzą elektoratem, tym razem skupiając się na geografii Polski, co zresztą też nie jest żadną nowością, bo przecież „chu..j z tą Polską wschodnią” słyszeliśmy ponad 10 lat temu w lokalu „Sowa i Przyjaciele”. Parę lat później, w 2019 roku Roman Giertych odniósł do nieco innej lokalizacji: „Gdzieś tam wschodnia Wielkopolska, Radom. Wszystko takie shity wiesz…”. Z kolei Donald Tusk, debiutant jeżeli chodzi o podsłuchy, posumował wyborców jeszcze krócej: „Tam gdzie zjeby są”. Nagranie ma pochodzić z 2019 roku, a zatem zaledwie 5 lat po głośnej „aferze taśmowej”, która przyczyniła się do upadku rządu Donalda Tuska. Wtedy i teraz po mediach Internecie przetoczyła się fala wzmożonego moralizatorstwa, ale też lekceważenia, nie zabrakło też zachwytów nad celnym podsumowaniem wyborców PiS.
I tak to będzie w kolejnych dniach przebiegało, ponieważ nie z podsłuchów, ale i oficjalnych wypowiedzi wiemy, iż poziom agresji dawno przekroczył granice dyplomacji. Skoro co drugi zwolennik Donalda Tuska i Romana Giertycha ma swoim koncie społecznościowym zapisane osiem gwiazdek albo tym wulgarnym hasłem się posługuje, to „zjeby” równie powszechnie stosowane nie robią żadnego wrażenia. Nie inaczej wygląda to wśród polityków Koalicji Obywatelskiej, Witold Zembaczyński regularnie porusza się busem „okraszonym” tym samym wulgarnym okrzykiem bojowym, a obecny prezydent Krakowa Aleksander Mieszalski choćby sobie to namalował na czole. Wątek związany z wulgarnym określeniem elektoratu PiS nie doprowadzi do żadnej dymisji ani choćby kary. Roman Giertych i Donald Tusk dla jednych będą hejterami, dla innych idolami, czyli krótko mówiąc nic się nie zmieni.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!