Pan Jan obudził się. Była godzina szósta rano, i czas był iść do pracy.
Pstryknął lampkę nocną. Nie zapaliła się. Wstał. Wyjrzał za okno.
Lampy uliczne nie świeciły. Była ciemność. Nie było także żadnych świateł w innych domach.
Czyli to już. Tak, the time had come.
Zapalił lampę naftową, potem drugą. Nie były to żadne Aladdiny, jasne jak żarówki, ale wystarczało.
Wziął jedną z nich i poszedł do kuchni. Wyciągnął dużą butlę, i zaczął nalewać do niej wody. Póki jest ciśnienie.
Odkręcił kurek z gazem. Żadnego syczenia. Gazu już nie było.
Postawił więc na stole starego Prymusa, kuchenkę na naftę, i odpalił nagrzawszy ją odpowiednio.
Nie otworzył okna, by sąsiedzi nie usłyszeli syku kuchenki, bo by pewnie zechcieli mu ją zabrać.
Postawił na niej czajnik z wodą. Nie był to jakiś badziewny elektryk, który trzebaby po roku wymienić. Był to czajnik "gazowy", czyli taki, jaki był kiedyś.
W międzyczasie przyniósł z innego pokoju radio, i włożył do niego baterie.
Przeszukiwał częstotliwości, ale na wszystkich była cisza.
Woda się zagotowała.
Wyciągnął garnek i paczkę makaronu. Makaron to najlepsze jedzenie na czas kryzysu. Nie psuje się, i zawsze jest świeży po ugotowaniu.
Jak się makaron zagotował, to pan Jan zjadł go z przecierem zgasiwszy uprzednio prymusa.
Przebrał się i wyszedł na dwór. Właśnie wstawało słońce.
Inni ludzie wychodzili właśnie z domów zauważywszy, iż ich kuchenki indukcyjne nie działają.
Pan Wiaczesław Niemcewicz, największy peowiec w okolicy, wykrzykiwał naokoło:
- To wszystko przez PiS! To Kaczyński zalał nasze wspaniałe wiatraki rtęcią! To Braun zagaśnicował naszą solarkę!
Pan Jan miał na języku to, iż to przecież niestabilność tego całego OZE do tego doprowadziła, ale nie chciał zwracać na siebie uwagi.
Inni zaś miast skupiać się na mieleniu jęzorem przyczłapali do miejscowego spożywczaka, i wybiwszy w nim szyby zaczęli zabierać wszystko z półek.
Pan Jan wrócił na swoją posesję.
On był przestępcą, gdyż nie spiłował kolców ze swojego płotu, jak to nakazywała nowa ustawa, czy tam rozporządzenie.
Prawo jednak ma ten, kto ma siłę, by je wyegzekwować.
Pan Jan zakupił był dość duży generator dieselowy, który zapewniłby całemu domowi prąd, jednak pan Jan nie załączył go.
Wiedział, iż to uczyniłoby z jego domu następny cel szabrowników.
Wszedł do domu i zamknął drzwi na wszystkie spusty, i dla bezpieczeństwa jeszcze zastawił je szafą.
Cała gospodarka stała, cały świat się walił, a on nic sobie z tego nie robił, tylko przygotowywał swój dom do obrony.
Nie miał broni palnej, gdyż nie chciał się znaleźć na liście do eliminacji w przypadku wkroczenia wroga.
Wyciągnął więc pistolet na wodę, i wlał do niego niezbyt legalnie zdobytą benzynę ołowianą. To powinno wystarczyć.
W tym momencie usłyszał pijacki śpiew całego oddziału kiboli wyposarzonego w pały z obrabowanego komisariatu policji.
