Zachód rozpoczął kolejną bitwę z rosyjską ropą. Skoordynowanie działań sojuszników wymagało długotrwałego wbijania do głowy Europejczykom, iż mają zrezygnować z rosyjskich surowców.
I nie chodzi tu tylko o szerokie otwarcie rynku dla amerykańskiego gazu czy ropy. Tu już załatwiono na szkockim polu golfowym (https://myslpolska.info/2025/08/15/ameryka-europa-15-0/). Ważniejsze, i na to Waszyngton naciskał na spotkaniach G-7 i przy każdej innej okazji, by Europa wzięła na siebie ciężar walki z Chinami.
Amerykańskie starania uwieńczone zostały sukcesem. Prawie jednocześnie, 22 i 23 października, USA i EU wprowadziły ostre restrykcje. Unia wypichciła kolejny, już 19. z rzędu pakiet sankcji, w którym uderzyła nie tylko w Rosję, ale także w Chiny i Indie. Waszyngton zaś wziął na celownik dwa największe koncerny naftowe – Rosnieft i Łukoil, czyli połowę wydobycia rosyjskiej ropy. Swoimi pierwszymi sankcjami prezydent Trump wszedł w buty poprzednika i wcisnął gaz do dechy. OFAC objął cały świat zakazem kontaktu z największymi rosyjskimi potentatami: prywatnym Łukoilem i państwową Rosnieftią. 21 listopada 2025 r. sankcje wchodzą w życie. Do tego dnia wszyscy, którzy mieli jakieś kontrakty, finansowali, czy nie daj Boże, ich właścicielem był jeden z tych rosyjskich koncernów, muszą te kontakty zerwać.
O ile działania europejskie są mało skuteczne, o tyle amerykańskie uderzenie jest dotkliwe. Najboleśniej dotyka oczywiście Europę, szczególnie nasz region. Na tyle też dotkliwie, iż konieczne były drobne ustępstwa na rzecz najbardziej poszkodowanych, jak Niemcy, Węgry czy Bułgaria. Niemcy długo migali się od wypełnienia obowiązków sojuszniczych, ale teraz musieli grzecznie poprosić OFAC, by odroczył działanie sankcji. Otrzymali zgodę, ale jedynie na pół roku. jeżeli Berlin nie wygna Rosjan z rafinerii Schwedt, stanie się ona czarną owcą i nikt nic od niej nie kupi. Węgrzy mają lepsze stosunki z prezydentem Trumpem, więc wychodzili cały rok odroczenia, w zamian podpisując kilka „dealów” energetycznych. Bułgaria, której bezpieczeństwo dostaw przez dziesięciolecia zapewniał Łukoil, też będzie musiała wygonić go z kraju. To wróży poważne kłopoty zaopatrzeniowe, dlatego rząd postanowił sam zarządzać rafinerią, żeby zapobiec brakom paliw. Biuro Kontroli Aktywów Zagranicznych Departamentu Stanu (Szczęśniak: Sztab globalnej wojny gospodarczej | Myśl Polska) zgodził się na ten etap przejściowy.
Ale to tylko na chwilę, siła rażenia czarnej listy OFAC jest bowiem tak duża, iż Łukoil musi sprzedać zagraniczne aktywa. I to pod sankcyjnym pistoletem, czyli tanio. A niektórzy będą mogli kupić ten bezpański i nic nie wart majątek. Choć nie wszyscy. Gunvor, globalny trader naftowy, który wyrósł na giganta dzięki kontraktom z rosyjskimi koncernami, na przykład nie może. Już choćby podpisał wstępne porozumienie z Łukoilem na 22 miliardy dolarów za wszystkie zagraniczne aktywa, czyli rafinerie w Europie, pola naftowe w Kazachstanie, Uzbekistanie, Iraku i Meksyku, a także setki stacji benzynowych.
Jednak najpierw trzeba ładnie poprosić o przywilej uczestniczenia w takiej uczcie, czyli wykupieniu majątku pariasa (okazyjnie, z powodu przyciśnięcia właściciela do muru). I Gunvor, usłyszał, iż nie ma mowy. Po kandydacie przejechał się sam Donald Trump, który na swoim portalu ogłosił, iż jak długo trwa wojna, to „kremlowska marionetka, Gunvor, nigdy nie dostanie pozwolenia na zakup i zyski”. Czyż można jaśniej i dobitniej pokazać, kto tu rządzi, kto decyduje o tym, kto ma prawo zarabiać, a kto nie?
Oczywiście po takim dictum Gunvor wycofał się w popłochu z tego największego dealu w jego historii. I wtedy, cali na biało, pojawiają się ci, którzy są godni uczestniczyć w nabyciu upadłości. Ot, choćby taki fundusz inwestycyjny Carlyle z Waszyngtonu, zarządzający kapitałem rzędu 150 miliardów dolarów (jeden ze średniaków wśród amerykańskich funduszy, największy – BlackRock – zarządza 12 bilionami, czyli 80-krotnie większymi pieniędzmi). Nie za duży, za to z potężnymi koneksjami politycznymi, wiadomo Waszyngton… Współpracowali z nim George W. Bush, brytyjski premier John Mayor i wielu innych prominentnych polityków anglosaskich.
Więc już widać, cui bono, qui prodest?
Andrzej Szczęśniak
Myśl Polska, nr 47-48 (23-30.11.2025)

















