Na Niepoprawni.pl ukazał się tekst p.t. Czy szeroko pojęta prawica może w Polsce wypracować wspólny program gospodarczy? Autor kończy swój wywód następująco: Prawica, która nie rozumie ekonomii, zawsze przegra z lewicą, która rozumie władzę. ASE [Austriacka Szkoła Ekonomiczna] nie gwarantuje zwycięstwa. Jednak bez niej porażka jest strukturalnie nieunikniona. Nie wchodzę w dyskurs z tezami artykułu. Nie jestem ekonomistą ani politologiem, dlatego nie potrafiłbym uświadomić sobie kategorycznego stwierdzenia, iż prawica „nie rozumie ekonomii” ani iż „lewica rozumie władzę”.
Nie sięgając daleko wstecz, z punktu widzenia konsumenta można się ważyć na porównanie ośmioletnich rządów PiS z rządami PO. Zarówno przed 2015 rokiem jak i obecnymi. Ktoś kto o ASE choćby nie słyszał, wtedy i teraz ma wszakże oczy otwarte, musi gwoli prawdy stwierdzić, iż sytuacja Polski w ciągu tych 8 lat rządów PiSu, mimo przeszkód ze strony Unii Europejskiej i totalnej opozycji, a więc – kierując się sposobem myślenia podpowiadanym przez cytowany tu artykuł – przez środowiska mające wiele cech lewicy, była zadawalająca i rokująca dalszą poprawę. Z kolei od 2023 r. stan gospodarczy Polski raptownie się pogarsza. Propaganda KO obwieszcza co raz to, jak świetnie stoi gospodarka polska. Czyżby oznakami tej świetności było rosnące bezrobocie, kurcząca się produkcja i likwidowane zakłady pracy, a zwłaszcza zahamowanie inwestycji? Innymi słowy, jeżeli tak się sprawy mają, mimo, iż prawica „nie rozumie ekonomii”, to należy postawić pytanie skąd to się to wszystko bierze bierze?
Pojęcia „;prawica” i „lewica” są coraz mniej jednoznaczne. adekwatnie są rozpoznawalne tylko według zasady ewangelicznej: „po owocach ich poznacie ich”. To, iż PO z przystawkami – w tej chwili KO – jest w rządzeniu lewicą, i to tą w najgorszym gatunku, nie ulega wątpliwości dla nikogo, kto żył w PRL. Trzeba by powiedzieć, iż lewica „rozumie władzę” po swojemu, podobnie jak prawo, które wykonuje tak jak je rozumie, czyli nie oglądając się na nie.
Trudne to wszystko do rozwikłania i, nie odmawiając cytowanemu artykułowi pewnej erudycji, można żywić obawy, iż tą drogą możemy wzbogacić także naszą erudycję, ale sytuacji Polski nie poprawimy. Ostatnio w wywiadzie dla wPolsce 24 Andrzej Gwiazda powiedział iż nieudolność rządu mylnie kładzie się na karb jego braku kompetencji. To, co rząd robi dziś z Polską jest, jego zdaniem, celowym działaniem w kierunku likwidacji suwerennego państwa. Można się pod tym podpisać i wtedy wyrzucić za burtę te wszystkie debaty, dyskusje, gaworzenie akolitów Tuska, różnych Tomczyków, Witczaków, samego Tuska w pierwszym rzędzie. Można zrozumieć kolejne kroki na drodze „upaństwowienia” wymiaru sprawiedliwości w wykonaniu Żurka, oszukańcze przyjęcie Mercosur, relokacji atakującej Europę „armii” amatorów lepszego życia. Wszystko jest jasne. choćby to, iż przestępcze działania obecnej władzy pozostaną bezkarne, gdyż likwidacja suwerennej Polski, którą zastąpi jakieś współczesne GG da płaszcz ochronny wszystkim, którzy w tej likwidacji Polski uczestniczyli. Taką lekcją poglądową jest komunista na fotelu drugiej osoby w państwie, ormowiec na stanowisku rządowym, suto wyposażona dawna nomenklatura aparatu przemocy PRL.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż ta „Polska w likwidacji” to wcale nie musi być straszak, bo jest to realna alternatywa na rzeczywiście nieudolne i infantylne gesty tego, co nazywa się prawicą, a jest skłóconym gronem amatorów władzy, czyli szukających dla siebie kawałka skóry na żywym niedźwiedziu. A ten niedźwiedź dobrze się mieć może, widząc, iż jego adwersarze będą do upadłego walczyć o swe partyjne „być albo nie być”, co choćby zwykli nazywać Polską.
Niestety, o nią już mało kto się upomina, choć gołym okiem widać, jak rodzimi likwidatorzy Polski wspomagani przez „praworządną po swojemu” Unię podzielą ten nieszczęsny kraj. Ostatnio TSUE dokonało bodajże mało przez ogół zauważonego, a istotnego gestu: wrzuciło do kosza Konstytucję Rzeczypospolitej. Czy uświadamiamy sobie jak istotny to krok potwierdzający cytowaną konstatację Andrzeja Gwiazdy? Może tak, jak po roku 1795 publicyści napiszą, iż Polski nie można było uratować, gdyż nie chcieli tego sami Polacy? Wielu Polaków wie, choć tai to choćby przed sobą, iż byłby ratunek: po prostu powiedzieć Unii adieu. Bo ta obecna Unia to nie ta sama, co ta w 2005 roku. Ta obecna, korzystając z ogólnej degrengolady prawnej i obłąkańczych idei wiodących świat do ruiny moralnej i materialnej jak walec niweluje wszystko czym się narody dorobiły, by stworzyć jeden wielki kołchoz rządzony wypraktykowaną przez totalitaryzm nakazówką wszechwładnej mafii.

















