Wielki Kanclerz Wmordke przymierzał uszyty specjalnie na takie okazje mundur.
Ja, ja, na pewno zhobię whaszenije na fszystkich, mruknął do siebie, wierny kamerdyner Alfred zamknął ostatecznie szafę z całym zestawem jednakowych uniformów.
Wyciągnięty akurat był sprzed jakichś 30- tu lat, gdy jego Pan był młody i jeszcze nie obwieszał się orderami z czasów nieistniejących wojen. Zaś szczupłość sylwetki miał zapewnić oficerski pas którym ścisnął go aż do zaparcia tchu.
Nie śmiał zwrócić uwagi na niezbyt dobre dopasowanie a wspomniane ściśnięcie czyniło postać Wielkiego Kanclerza nieco podobną do sławnego wiązanego wurstu z Alpenmilch.
Najważniejszą była surowość stroju bez oznak szarży oraz wyćwiczona marsowa mina jaką Sein Herr jeszcze raz właśnie utrwalał na twarzy.
Ja, ja, jeszcze raz mruknął do siebie. Heute ist ein großer Tag.
Ein Tag großen Triumphs.
To zagranie było genialne, w dodatku Sam Je Wykoncypował.
Furda jacyś doradcy mówiący o powszechności i kruchości rynku.
Nieważne.
Ważne jakie wrażenie zrobi Jego Wystąpienie na utajnionym posiedzeniu Landsraadu.
Treść zmiecie całe stronnictwo Zielonych czyli niedoświadczonych a odtąd będą prześmiewczo nazywani Zmielonymi.
Oczywista, ci którzy nie przyłączą się pośpiesznie do Wielkiej Partaj Reform Jak Zawsze.
Niektórzy z członków mówili wprawdzie krótko jak zwykły feldwebel: zawsze lub nieco złośliwie za wsze ale nic to. Dziś Wielki Dzień.
Jeszcze raz sprawdził tu i ówdzie spęczniałą gładkość munduru, wciągnął brzuch czując zapach naftaliny.
Przejrzał się w lustrze przybierając z zestawu marsowych min tą najbardziej zatroskaną.
Wyszedł z podręcznej garderoby na szeroki korytarz Landsraadu.
Taak, dziś zmiażdży ostatecznie Namiestnika a Zgromadzeni ogłoszą go Zbawcą i Imperatorem.
Wyćwiczonym, sprężystym krokiem dokładnie o dziewiątej wszedł na Wielką salę. Adituant krzyknął z wyuczoną czcią: Nadchodzi Wielki kanclerz Wmordke!
Wszyscy członkowie jego stronnictwa momentalnie wyprężyli się w wyćwiczonej postawie Alle aufmerksam!
Inni albo skulili się albo zadrżeli albo o zgrozo pozostali z uśmieszkiem lekceważenia.
Lub przyjęli nonszalancki wyraz twarzy jak On.
Odwieczny wróg, Namiestnik Wrotzky przeżuwający końcówkę nie zapalonego cygara, zadawalając się smakiem dobrego tytoniu.
Taak, ta mina zaraz ci zejdzie z zadowolonego pyska. choćby powiem: ich bin traurig, iż niby smuci mnie wywołana konsternacja.
Zaczął swój krótki spicz na temat zagrożonego, zmanipulowanego rynku znaczków.
Od czasu gdy zwykli ludzie mieli problemy ze związaniem końca z końcem, bogatsi częściowo przenieśli aktywa na prężny rynek znaczków pocztowych.
Jednak Służby doniosły iż Ochrana, aparat oficjalnie wrogiego Tzara Vlado wypuściła na rynek serie sfałszowanych białych kruków filatelistyki.
Musiał ostrzec przed tym wszystkich zaś działania Namiestnika ewidentnie zmierzały do opóźnienia radykalnych rozwiązań.
Zawetował jego zdaniem niedopracowany akt dotyczący kontroli znaczków w obliczu powszechności kolekcjonerstwa, co za tym idzie dewaluacji wartości choćby białych kruków. Co za tym pójdzie- hiperinflacji.
Takich jak np.znaczek z podobizną Queen Elizabeth z mylnymi kolorami, znaczek obrócony do góry nogami a choćby ponoć nieistniejący mityczny z o zgrozo!- rozłożonymi.
ale miał w kieszonce munduru dowód na manipulację. Cały bloczek takich właśnie fałszywek z wytwórni Ochrany. Przykład, krzyczący.
Mający zatrząść opinią oraz położyć cień na postaci Namiestnika dopuszczającego do takiej sytuacji. Jego upadek będzie Wielkim Dniem Kanclerza.
Rozpoczął krótkie przemówienie, zaczynając stroskanym tonem o tym iż Imperium znalazło się na skraju przepaści.
Po czym oskarżającym palcem wskazał Głównego Winowajcę.
Stronnictwo Za Wsze wstało, zabrzmiała rytmiczna burza oklasków.
Uciszył ich jednym gestem.
Wiedzą co to posłuch, pomyślał.
Po tym wyciągnął czteroznaczkowy bloczek mitycznych znaczków jakich kilkadziesiąt sztuk miało zniszczyć rynek oficjalnie kolekcjonerski, praktycznie zaś rynek lokat.
Gdy niedawno uczyniono posiadanie złota nielegalnym.
Namiestnik wstał i spokojnym ruchem dobył długiej zapałki przypalając w końcu obcięty koniuszek cygara czymś co wyglądało jak pasek papieru.
Pan Marszałek chyba nie słucha doradców. I zapomina o tym iż Jego, tak, Jego Służby grają na dwie strony, powiedział do masywnego mikrofonu.
Po co odesłałem do poprawy akt kontrolny? Aby nie zdarzyło się coś takiego jak teraz.
Pan Kanclerz nie usłuchał najbliższych doradców. Tzar naprawdę nie życzy nam dobrze. A w Kiosku na holu Landsraadu można już nabyć paczki papierosów owiniętych w bibułki wykonane z przechwyconych ryz papieru z właśnie tym nadrukiem.
Które miały zniszczyć nasz rynek.
A którym to papierem właśnie przypaliłem moje ulubione... Tu zgasił cygaro, wszak miał je porzucić na rzecz tabaki.
Wielki kanclerz poczuł iż mu słabo. Ledwo zszedł z mównicy a oczekujący za drzwiami medyk pospiesznie odprowadził go do ukrytej garsoniery.
Jak mogłem, no jak!!!!
Przecież mówili mi iż większość członków Landsraadu jest filatelistami i mają choćby własnych ekspertów!
A tak? Na pewno będą się ze mnie naśmiewać: pomylił filatelistę z syfilitykiem!!! To niebywałe.
Widzę w tym rękę tego paskudnego Boss Haka. Znów powiedzą iż miał go na mnie.
No, na nikim już nie można polegać. Na nikim.
Herr doktor, phoszę, rozepnij mi pasek i mundur...
I sole trzeźwiące.









