Przyglądnąłem się ostatnio nowej fali kabareciarzy, czy wyrastającej jak grzyby po deszczu rzeszy stand-upowców, którzy nieudolnie próbują naśladować swoich prekursorów – zaliczanych słusznie do grona artystów – dawnych komediantów. Tamci spełniali przynajmniej określoną rolę – nie tylko bawili, ale przekazywali informacje, uczyli i uświadamiali widzów, pozwalając spojrzeć im na pewne sprawy z innej perspektywy. W trudnych czasach pełnili funkcje społecznych barometrów, a czasem i zaworów bezpieczeństwa. Poprzez uprawianie swojej specyficznej sztuki spuszczali trochę powietrza z wszechwiedzącej, nadętej władzy i nastroszonego ludu. Choć sami nie posuwali świata do przodu, to poprzez prezentowane treści i poglądy wpływali na kierunek tego posuwu. Nie wiem czy efekty ich wysiłku (poza sferą kultury) zostały w jakiś sposób pomierzone, ale są niepodważalne. Śmiech tak jak i muzyka łagodzi przecież obyczaje, a inteligentny dowcip kształci i rozbija stereotypy zmieniając nasze zapatrywanie na świat, a myśl to przecież pierwszy krok działania.
Niestety łagodzący nastroje i niepokoje błyskotliwi kabareciarze odeszli w przeważającej mierze do lamusa, albo zaszyli się w swoich niszach. Rzec by można, iż ta zmiana pokoleniowa odbyła się przy i dzięki wyścigowi w przekraczaniu wszelkich granic kultury i dobrego przyzwoitości. Niektórzy próbowali naśladować dawnych komediantów wyśmiewających przywary władzy, jej dworaków i prostego ludu, ale zamiast zwalczać uprzedzenia i zasypywać podziały włączyli się do walki politycznej. Nie dotyczy to oczywiście tylko naszego kraju (jest to szerszy problem, który nie dotyka jedynie świata rozrywki, ale całej, szeroko rozumianej kultury, stającej się coraz częściej narzędziem ideologicznej propagandy). jeżeli jednak chodzi o nasze podwórko, to ze względu na trwające od lat trudne do zażegnania podziały, takie zachowania rażą podwójnie. Naród podzielił się między dwa stronnictwa, z których każde uważa, iż reprezentuje większość i trzeba wykazać się dużymi umiejętnościami i inteligencją, aby zbliżyć je do siebie, rozśmieszyć obie strony równocześnie. Nie wiem jakie są intencje wspomnianych wyżej komediantów (jak i niektórych przedstawicieli świata kultury), ale część wyraźnie minęła się z powołaniem – powinni przecież wiedzieć, iż subtelne aluzje i żarty z przedstawicieli przeciwnych obozów mogą je zbliżyć, ale nie zrobią tego ataki, polityczne manifesty i otwarte opowiadanie się po jednej ze stron. Granice między obśmiewaniem i ubliżaniem, podobnie jak między wyrażaniem poglądów i agitacją zawsze były bardzo cienkie, niemniej jednak dobrze dostrzegalne, ale do tego potrzeba wyobraźni.
Ci jednak z kabareciarzy, którzy zamienili się rolami z politykami to jeszcze nic w porównaniu do większości tak zwanych stand-upowców, przypominających nie komediantów, ale nadwornych błaznów, którzy nie mają do powiedzenia nic poza prześciganiem się w wulgaryzmach. Pajaców (a także – co trzeba podkreślić – pajacki, które niestety poziomem starają się dotrzymać kroku pajacom płci męskiej) prezentujących zgromadzonym na występach (oraz szerszej publiczności przed ekranami telewizorów i telefonów) swoje szorujące dno gatunku komedie. Pożytecznych (przynajmniej z punktu widzenia rządzących) idiotów, wygłaszających monologi o niczym i odciągających uwagę zwykłych ludzi od ważnych spraw, czego przynajmniej nie można zarzucić opisanym wyżej propagatorom politycznym.
Produkujący tego typu rozrywkę kilka mają wspólnego z kulturą i sztuką, choć niektórzy uważają, iż tylko kolejny raz poszerzają ich rozciągnięte do granic absurdu i smaku horyzonty. Nie jestem hipokrytą i nie powiem, iż nie zdarza mi się śmiać z nieprzyzwoitych dowcipów. Obejrzałem kilkadziesiąt stand-upów (nie tylko w ramach badań socjologicznych) i nieraz parsknąłem ze śmiechu. Ale wiedząc już co nieco o nich omijam je łukiem, a już na pewno nie wybrałbym się na podobne show, tym bardziej ubrany jak do teatru (albo zamiast do teatru, odbierając tym samym chleb prawdziwym aktorom), po to by słuchać idioty opowiadającego o wymiotowaniu czy wypuszczaniu gazów z różnych otworów jego ciała.
To, iż głównymi motywami skeczy większości stand-upowców są prymitywne ludzkie odruchy i czynności fizjologiczne nie boli aż tak bardzo, jak fakt, iż tego typu rynsztokowa rozrywka zabiera coraz więcej czasu antenowego i stale zyskuje na popularności. By nie pomyśleć, iż uczepiłem się biednej grupy twórców, którzy uczciwie zarabiają na chleb, powiem tylko tyle, iż opisywane wyżej treści to niestety tylko czubek góry lodowej, wśród ogromu innych bezwartościowych treści zalewających nas z ekranów (tych całkiem małych i trochę większych) pożerając nasz czas, energię i rozum. Jest to o tyle groźne, iż – parafrazując któregoś z wielkich przedstawicieli naszego gatunku – społeczeństwom nie zagraża wielkie zepsucie części jego obywateli, ale postępujące zepsucie ogółu społeczeństwa, które poprzedza powszechne rozluźnienie obyczajów. Dziś widzimy na każdym kroku symptomy tego zjawiska, między innymi w postaci powszechnego oddawania się przez społeczeństwa wyżej opisanym, prymitywnym rozrywkom. https://naocznyobserwator.blogspot.com/