Jastrzębski: Przebaczenie

myslpolska.info 3 hours ago

Za kilka dni mija 60 lat od kiedy padły słowa polskich biskupów skierowane do narodu niemieckiego „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. W tamtym czasie spotkały się one z mieszanymi reakcjami wśród naszych rodaków.

Z punktu widzenia nauki Kościoła katolickiego były one z całą pewnością słuszne, ale z punktu widzenia ogromu krzywd doznanych przez nasz naród w wyniku napaści i długotrwałej okupacji dla wielu wówczas jeszcze mocno przedwczesne. Dziś z perspektywy sześciu dekad jakie upłynęły od tego wydarzenia znaczenie tych słów przybladło. Niemcy wykorzystali je tak jakby im sie należały. Kościół katolicki zyskał na tym niewiele, Polska jeszcze mniej. Jednak stało w okresie, gdy nikt poważny w ówczesnych Niemczech nie odwoływał się do hitleryzmu, nie relatywizował zbrodni okresu II wojny światowej i nie blokował ekshumacji ofiar.

Dzisiaj w nawiązaniu do tej rocznicy w kilku telewizyjnych i radiowych audycjach padły stwierdzenia, iż polscy biskupi powinni podobny apel wystosować do Kościoła greckokatolickiego. To zupełnie pomieszanie pojęć. Dzisiejsza Ukraina neguje ludobójstwo dokonane na narodzie polskim, rosyjskim, żydowskim, węgierskim, czeskim itd. Fałszuje historię mówiąc o jakimś wzajemnym konflikcie, wojnie domowej, „sowieckiej” inspiracji i zestawia bezbronne ofiary z bezwzględnymi katami. Wielu ukraińskich polityków i duchownych odwołuje się do rzekomego bohaterstwa banderowców i wybiela postacie Bandery i Szuchewycza. Place, skwery i ulice są nazwane na ich część, a w wielu miastach stoją ich pomniki. Nasze władze już dawno powinny określić minimum oczekiwań względem Ukrainy to jest: penalizacja banderyzmu i hitleryzmu na terenie Ukrainy, potępienie organizacji banderowskich i neobanderowskich, umożliwienie przeprowadzenia ekshumacji i zabrania szczątków Polaków do kraju, budowę muzeum ofiar integralnego nacjonalizmu ukraińskiego i pomnika pomordowanych przez Ukraińców w latach 1939-1947 w Kijowie oraz natychmiastową i ostateczną rezygnację z kuriozalnych pomysłów mówiących o odbudowie miejsc pamięci banderowców na terenie Polski.

Ówczesne państwa niemieckie, RFN i NRD, nie odwoływały się bezpośrednio do hitleryzmu. Żaden z chrześcijańskich Kościołów w Niemczech nie bronił nazizmu. Państwo niemieckie nie zabraniało ekshumacji ofiar. Nie gloryfikowały funkcjonariuszy NSDAP, SA czy SS. W Berlinie i Bonn nie było pomników Hitlera i Himmlera. Nikt tam nie organizował parad w hitlerowskich mundurach. Na grobach funkcjonariuszy nazistowskich nie widniała swastyka czy wilczy hak. Niemcy po wojnie wielokrotnie przeprosiły za swoje zbrodnie i wypłacały znacznej części ofiar odszkodowania. W tamtych państwach niemieckich oczywiście żyli i funkcjonowali byli hitlerowcy, ale nikt przy zdrowych zmysłach bezpośrednio nie odwoływał się do tej chorej rasistowskiej ideologii. To potężna różnica między Niemcami w 1965 roku, a Ukrainą w 2025 roku.

Naszym odniesieniem do wszelkich działań politycznych powinna być Polska, a nie żadne obce państwo czy ponadnarodowa koncepcja. My Polacy nic nie zyskamy poprzez uniżanie się i usługiwanie Ukrainie. Nie jestem bezkrytycznym wielkim stronnikiem prof. Feliksa Konecznego. Prawdę pisząc, jego prace mnie męczyły. Ale opisując turanizm wyodrębnił w nim swoiste cechy, które dzisiaj znakomicie pasują przede wszystkim do współczesnej Ukrainy. A jak wiemy stawiał je jako przeciwne cywilizacji zachodniej, nazywanej przez niego łacińską. Nie ma wątpliwości, iż są one dzisiaj przeciwne cywilizacji postłacińskiej. Turanizm to militaryzm organizacji społecznej, własność prywatna – oligarchiczność, lokalizm religijny, brak pojęcia narodowości w zachodnim pojęciu i skoncentrowanie polityki wokół osoby wodza. Prof. Koneczny widział turanizm głównie w Rosji. Pewnie dlatego, iż nie miał przykładu dzisiejszej Ukrainy. Moim zdaniem Rosja wytworzyła unikalną swoją suwerenną cywilizację (państwa-kontynentu), w której pozostały elementy turanizmu, ale jest jednak w swoich cechach suwerenna. W przypadku Ukrainy liczy się tupet, siła i postawienie na swoim za wszelką cenę. Meczące jest ciągłe polskie jęczenie i oczekiwania na wdzięczność. Żałosne i mające przyszłościowe konsekwencje byłoby przepraszanie Ukraińców.

Czy oznacza to, iż powinniśmy jako zbiorowość odrzucić akt wybaczenia w życiu politycznym? Oczywiście, iż nie. Powinniśmy jednak zastosować tutaj endeckie myślenie, czyli patrzenie na dany problem przez pryzmat zysków i strat dla własnego narodu. W naszym polskim interesie – a także w interesie Kościoła katolickiego w Polsce – jest skończenie szaleńczego podziału sprzed 36 lat. Podziału na solidaruchów i komuchów. Przydałoby się skierować podobne słowa przebaczenia pod adresem własnych rodaków, a wiec wciąż żyjących tysięcy tych, którzy mieli jakiś realny udział w umacnianiu i przedłużaniu ustroju RRL-u. Przełamanie podziału na solidaruchów i komuchów, którego przedłużeniem jest podział na PiS-owców i PO-owców (teraz już KO-wców) byłby zbawienny dla naszego narodu. Gdyby biskupi w 2025 roku zdobyli się na taki gest, to w jakiś sposób mogłoby to zjednoczyć przynajmniej wierzących rodaków wobec niebezpieczeństw, które nadciągają nad Polskę.

Łukasz Jastrzębski

Myśl Polska, nr 45-46 (9-16.11.2025)

Read Entire Article