Independent journalists, from free media, took little!

patrzymy.pl 3 days ago

Dziennikarze polityczni od polityków różnią się tylko nazwą i formą uposażania. W tym kontekście wzajemne i wieczne pretensje, kto jest na czyim partyjnym pasku brzmią szczególnie groteskowo. Najdobitniej było to widać podczas wojny o media publiczne, chociaż w tym przypadku wypada zachować ostrożność w budowaniu symetrycznej oceny. O ile poprzednia władza przejęła media publicznie zgodnie z prawem, chociaż wbrew przyzwoitości i zdrowemu rozsądkowi, o tyle obecna złamała wszelkie normy, w tym prawne.

Z zapowiadanej „czystej wody” przez Marka Czyża, nowego szefa głównego serwisu informacyjnego TVP, wyszła „propagandowa zupa” i to skiśnięta, ale dziennikarze z konkurujących ze sobą obozów politycznych takimi detalami się nie zrażają. Jedni i drudzy nieustannie uznają się za „niezależnych”, „niepokornych”, „obiektywnych” i „pełniących misję”. Pożytku z tego dla czytelników, widzów i słuchaczy nie ma żadnego, ale jedno zjawisko jest wybitnie korzystne dla dobra wspólnego. Wzajemne kontrole i podjazdy dziennikarskie sprawiają, iż dowiadujemy się niezwykle ciekawych rzeczy i tak też dokładnie było, gdy polityczni dziennikarze TV Republika ujawnili zarobkowe zlecenia politycznych dziennikarzy związanych z obozem rządzącym.

Na liście znalazły się dość popularne nazwiska, choć niekonieczne wiarygodne, do których przypisano stawki. Według ustaleń TV Republika Ministerstwo Sprawiedliwości zarządzane przez Adama Bodnara maiło podpisać umowy z: Tomaszem Piątkiem, Marcinem Celińskim i Klementyną Suchanow na 8 000 zł dla wszystkich „eksperta”. Najwyżej została wyceniona Anna Mierzyńska, która zainkasowała 15 000 zł. Gdy tylko sprawa wyszła na jaw z odsieczą ruszyła „Gazeta Wyborcza” i przedstawiła swoje ustalanie i chociaż różnią się one nieznacznie, to stały się podstawą do zarzucania braku wiarygodności konkurencji.

Poza tym ustalenia „Wyborczej” nie wymagały większej pracy dziennikarskiej, ponieważ najistotniejszą różnicę skorygował sam zainteresowany Marcin Celiński, który bezceremonialnie przyznał, iż robotę dostał, jednak jej nie wykonał. Pozostali bronią się w modelowy sposób, przez cały czas przedstawiają się jako obiektywni eksperci, a ich praca ma się przysłużyć dobru Ojczyzny. Bezkonkurencyjny, nie pierwszy raz zresztą, w płodzeniu absurdalnych wyjaśnień, był Tomasz Piątek:

Przewodniczący komisji do spraw badania wpływów rosyjskich i białoruskich w Polsce gen. Jarosław Stróżyk nie ma nic przeciwko temu, abym ujawnił, iż jako ekspert napisałem raport na temat rosyjskich wpływów w Polsce dla komisji. Tak to zorganizowano, iż komisja formalnie podlega Ministerstwu Sprawiedliwości i dlatego kwotę w tej wysokości dostałem stamtąd jako honorarium za ten raport. To jest spartańskie honorarium za kilka miesięcy ciężkiej pracy. Ale to bardzo dobrze, bo jeżeli chcemy wygrać z Rosją, musimy być Spartą.

W tym miejscu trzeba coś wyjaśnić, mianowicie to, iż Tomasz Piątek jest jednym z bardziej skompromitowanych „dziennikarzy”, wielokrotnie przyłapanym na kłamstwie i opisującym wydarzania nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Równie ciężko doszukać się jakiejkolwiek rzetelności i fachowości u Klementyny Suchanow, która jeżeli czymś zasłynęła, to aferami obyczajowymi, nie ekspercką wiedzą. Pozostała dwójka: Mierzyńska i Celiński od zawsze potarzają te same monotonne frazy skrojone pod polityczne sympatie i antypatie. W konkluzji przyznać wypada, iż kwoty nie robią większego wrażenia, ale fakt zatrudnienia w roli ekspertów całej czwórki „dziennikarzy” opuszcza z wrażenia szczękę.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Read Entire Article