Czy Chrystus obchodził Chanukę? Według wykładni nowotestamentowej Chanuka – czyli święto oczyszczenia świątyni jerozolimskiej po jej sprofanowaniu przez kulty pogańskie – upamiętniała wydarzenia stanowiące zapowiedź przyjścia Mesjasza będącego Nową Świątynią, zniszczoną i w trzy dni odbudowaną na znak odkupienia grzechów ludzkości. Gdy więc Mesjasz przyszedł, wszelkie święta i obrzędy zwiastujące Jego nadejście straciły swoje znaczenie, gdyż bezzasadne jest rytualne wyglądanie przyszłości, która już stała się teraźniejszością.
Stąd Chrystus nie miał żadnego powodu, by obchodzić Chanukę – i na to też wskazuje Ewangelia, wspominając jedynie, iż przechadzał się tego dnia w świątyni. Zagadnięty zaś wówczas przez Żydów, podkreślił swoją mesjańska tożsamość, jasno sugerując, żeby nie zajmować się już ceremoniami mającymi miejsce w martwym budynku, po którym niebawem nie zostanie kamień na kamieniu, tylko iść za Tym, który, jako niezniszczalna świątynia, jest dawcą życia wiecznego. W odpowiedzi doczekał się jedynie próby pojmania i ukamienowania, co jednoznacznie potwierdziło słowa, które skierował chwilę wcześniej pod adresem swoich rozmówców: „nie jesteście z moich owiec”.
Podsumowując, Chrystus nie świętował Chanuki, ci zaś, którzy wciąż ją świętują, „nie są z Jego owiec”, będąc duchowymi spadkobiercami tych, którzy oskarżali Go tamtego dnia o bluźnierstwo i podnosili przeciw Niemu kamienie. Quod erat demonstrandum.
* * *
Jako iż każde królestwo wewnętrznie skłócone pustoszeje, należy z wszelką ufnością i spokojem wyglądać momentu, w którym postkomuna ze swoim miałkim koniunkturalizmem i neokomuna ze swoją toporną roszczeniowością całkowicie i ostatecznie się nawzajem zneutralizują w samobójczej walce o to, komu przysługuje niesienie sztandaru zinstytucjonalizowanego chciejstwa, złodziejstwa i pasożytnictwa. Niech ich obopólna porażka będzie finalnym zwycięstwem wszystkich tych, którzy nigdy nie sięgali po cudze ani go nie pożądali.
* * *
Kluczem do zrozumienia minorowej atmosfery obecnych czasów jest nie ich szczególne okrucieństwo, wyuzdanie czy obrazoburstwo, tylko ich wyjątkowa tandeta: ich okrucieństwo jest na tyle kiczowate, iż mało kogo jest w stanie autentycznie poruszyć, ich wyuzdanie na tyle szczeniackie, iż mało kogo jest w stanie autentycznie zgorszyć, a ich obrazoburstwo na tyle żenujące, iż mało kogo jest w stanie autentycznie zbulwersować.
Innymi słowy, w przeciwieństwie do wszelkich wcześniejszych „wieków ciemnych”, jakościowa nędza obecnego czasu jest na tyle niewydarzona, iż nie stwarza żadnego solidnego punktu oparcia, od którego można by się z powodzeniem odbić, by w rezultacie wznieść się ku lepszemu. Stąd podobny punkt oparcia mogą dziś odnaleźć jedynie ci, dla których jest on zjawiskiem całkowicie ponadczasowym i niezależnym od zastanych okoliczności: zawsze tak samo prawdziwym, ożywczym i wskazującym niezawodną drogę do ostatecznego celu.
Jakub Bożydar Wiśniewski
