Bez znieczulenia

myslpolska.info 3 days ago
Moje obowiązki zawodowe polegają na wizytowaniu jednej z wielu, dużych sieci handlowych funkcjonujących w Polsce. W ramach tychże obowiązków, przemierzam wzdłuż i wszerz południowe tereny województwa śląskiego. Bywam w różnych miastach, miasteczkach i wsiach, w sklepach małych i dużych, zarabiając w ten sposób na życie.

Owa sieć handlowa, której celowo nazwy nie wymieniam, regularnie wypuszcza do sprzedaży książki, promując czytanie, pod różnymi chwytliwymi hasłami marketingowymi. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, iż obok literatury popularno-naukowej, kolekcjonerskich serii książek pisarzy XX wieku, bajek dla dzieci i różnorakich poradników, pojawiają się tytuły, które nadzwyczajnej w świecie – mówiąc wprost, mają „urabiać” polskie społeczeństwo. Kreować rzeczywistość, kształtować poglądy i działać na podświadomość zwykłego Kowalskiego.

I tak, kiedy Donald Trump wygrał wybory po raz pierwszy, to natychmiast na półkach pojawiły się tytuły poruszające tematy związane z USA. Od historii wyrżnięcia rdzennych mieszkańców Ameryki, powstania McDonaldów, upadku Michaela Jacksona, zburzenia dwóch wież, skończywszy na pięknym świecie bogactwa i dziwactwa. Wszystko po to, by przedstawić DJ Drumpfa jako wielkiego przyjaciela Polski.

Kiedy zły Putin postanowił napaść na Ukrainę, to pojawiły się książki o bohaterskim „generale” Zełeńskim. Biografie, albumy, historie z życia wzięte o komiku, który prezydentem został. Było tego tak dużo, niczym seriale o słynnym austriackim akwareliście z popularnych kanałów historycznych. Jeden za drugim, a co tytuł, to bardziej chwytliwy i z przekazem, iż nasi „bracia” walczą za nas. Te książki musiał kupować także „pan prezydent” Andrzej Duda. Bo tak uwierzył w przyjaźń z ukraińskim Włodzimierzem, iż któregoś dnia postanowił zostać drugim prezydentem Ukrainy. I tak mu zostało do dzisiaj. Ale nie o tym ten tekst.

Obecnie w odwiedzanych przeze mnie sklepach i bez mojego specjalnego zaskoczenia, na półkach z literaturą pojawiły się książki o tym, jak to zdobywaliśmy Krym. Ot co. My, waleczni, nieustępliwi i ułańscy. Jako jedyni w dziejach ludzkości ruska zlali i doszli aż do Moskwy. Nikt inny tego nie dokonał, choć wielu zdolnych w historii świata próbowało. Tylko my, romantyczni samobójcy, potrafimy i umiemy bić się za „wolność naszą i waszą”, ze znienawidzonym Moskalem.

Mogę iść o zakład, iż to jedna z pierwszych książek rzucona „na rynek”, nie tylko w sklepach, które odwiedzam na co dzień. Będzie tego więcej. Wszystko po to, by „promować” to, co Polaków może spotkać w przyszłości. Trzeba przecież ich jakoś przekonać, iż muszą iść masowo ginąć w okopach. Powoli, krok po kroku, wprowadzić „masy” w bojowy szał. Zaaplikować wojenną propagandę. Bez znieczulenia. I co najlepsze. Tych książek nie trzeba wcale kupować i czytać. Bo po co. Polacy i tak mało czytają. Wystarczy sam tytuł, eksponowany z perfidią i rzucający się w oczy kilka razy dziennie.

Dariusz Piechaczek (Klub Myśli Polskiej, Bielsko-Biała)

Read Entire Article