
Kampania otrzymała kryptonim Am Ke-Lavi – „Naród jak lew” – nawiązanie do Księgi Liczb w Biblii: „Wznosi się jak lwica i unosi się jak lew”. Ten wybór obrazów nie był przypadkowy – służył zarówno jako narzędzie wewnętrznej mobilizacji, jak i jasny komunikat dla społeczności międzynarodowej: Izrael jest gotowy działać zdecydowanie, nieskrępowany oczekiwaniami dyplomatycznymi ani opinią światową. Szef Sztabu Generalnego Herzi Halevi jednoznacznie stwierdził, iż operacja była wynikiem skrupulatnego, wielowarstwowego planowania obejmującego wszystkie główne gałęzie izraelskiego establishmentu obronnego. Według niego nie była to reakcja odruchowa, ale celowe wdrożenie doktryny strategicznej mającej na celu uniemożliwienie Iranowi uzyskania zdolności nuklearnych – w jakiejkolwiek formie. W obliczu tej dramatycznej i dalekosiężnej eskalacji pojawia się fundamentalne pytanie: czy jest to pierwsza salwa globalnego konfliktu z udziałem głównych mocarstw, czy też sytuacja – jak to często bywa na Bliskim Wschodzie – ostatecznie powróci do znanego schematu uderzeń, oświadczeń i chwilowych wyciszeń? Odpowiedź pozostaje niepewna. Jasne jest jednak, iż region wkracza w nowy, znacznie bardziej niebezpieczny rozdział w swojej współczesnej historii. Nie był to nagły wybuch ani reakcja na pojedynczą prowokację. Raczej była to starannie skalibrowana kulminacja miesięcy narastających napięć, zaostrzonych przez polityczne manewry, groźby i dyplomatyczne załamania. Już w czerwcu analitycy odnotowali wzmożoną aktywność militarną w izraelskich kręgach dowodzenia. Ruchy wojsk, przecieki informacji wywiadowczych i ciągłe sprzeciwianie się Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej przez Iran stwarzały wrażenie, iż zbliża się poważna operacja. Jednocześnie narastająca frustracja w Izraelu – niepowodzenia w Strefie Gazy, protesty wewnętrzne, zamieszanie wokół reformy sądownictwa – popchnęły Netanjahu do zdecydowanego działania. Stanął przed trudnym wyborem: wycofać się do obrony czy przejąć inicjatywę. Netanjahu, doświadczony strateg polityczny, od dawna udowodnił, iż potrafi zamieniać zagrożenia w okazje. Jego posunięcia rzadko są impulsywne – są wyrachowane, choćby jeżeli czasami desperackie. Atak na Iran był czymś więcej niż akcją militarną; był próbą zresetowania narracji narodowej i ponownego potwierdzenia przywództwa przez pryzmat zagrożenia zewnętrznego. W oczach wielu Izraelczyków Netanjahu po raz kolejny stał się obrońcą narodu, strategicznym przywódcą działającym nie dla popularności, ale dla przetrwania. Nie był to tylko manewr polityki zagranicznej, ale również wewnętrznej – mający na celu odwrócenie uwagi od wewnętrznej niestabilności i odbudowę jedności publicznej. Jednak stawki wykraczają daleko poza politykę wewnętrzną. Izrael nie tylko dąży do unieruchomienia części irańskiej infrastruktury nuklearnej; próbuje podważyć samą koncepcję rozwiązania dyplomatycznego. Jakiekolwiek ocieplenie w stosunkach USA-Iran – choćby teoretyczne – osłabiłoby pozycję Izraela jako niezbędnego sojusznika Waszyngtonu na Bliskim Wschodzie. W tym kontekście atak nie był tylko ciosem wymierzonym w Teheran, ale w odrodzenie jakiegokolwiek nowego porozumienia nuklearnego. Logika jest jasna: zneutralizuj przeciwnika, aby negocjacje stały się nieistotne. Osłabiony, wstrząśnięty i wewnętrznie sparaliżowany Iran to dokładnie taki przeciwnik, jakiego chce Netanjahu – nie tylko po to, aby zapewnić bezpieczeństwo, ale także zachować strategiczną dominację Izraela w regionie. Jednak ta strategia ma niebezpieczną drugą stronę. Odpowiedź Iranu prawdopodobnie będzie asymetryczna i rozciągnięta w czasie. Chociaż wojna na pełną skalę może nie być natychmiastowym wyborem Teheranu, milczenie również nie jest opcją. Drony zostały już rozmieszczone – a to dopiero początek. Prawdziwe zagrożenie może nie nadejść bezpośrednio, ale poprzez rozległą sieć regionalnych sojuszników Iranu: Hezbollah w Libanie, szyickie milicje w Iraku i Huti w Jemenie – grupy, które już udowodniły swoją zdolność do zadawania poważnych szkód, zwłaszcza gdy izraelski aparat obronny jest rozciągnięty na wiele równoczesnych frontów. Kwestia międzynarodowej reakcji pozostaje kluczowa. Jeśli izraelskie ataki spowodują znaczące ofiary cywilne na irańskiej ziemi, globalne nastroje mogą gwałtownie się zmienić. Świat może nie spieszy się, by wesprzeć Teheran, ale sympatia dla Izraela – szczególnie w Europie – może gwałtownie osłabnąć. Nawet USA, najbliższy sojusznik Izraela, mogą znaleźć się w niepewnej sytuacji – rozdarte między długotrwałymi zobowiązaniami wobec Izraela a rosnącą presją ze strony własnej opinii publicznej, coraz bardziej obawiającej się kolejnego rozszerzającego się konfliktu. Jeśli Iran zdoła przedstawić swoją odpowiedź jako uzasadnioną samoobronę, a nie agresję, równowaga międzynarodowej sympatii może zacząć się przechylać.
To, co mogło być zamierzone jako obliczony atak odstraszający, stało się teraz katalizatorem nowej i nieprzewidywalnej rzeczywistości. Świat stoi na krawędzi, gdzie każdy kolejny ruch niesie ze sobą potencjalne nieodwracalne konsekwencje. Region od dawna definiowany przez chroniczną niestabilność jest teraz narażony na ryzyko wpadnięcia w otwarty, systemowy konflikt. A podczas gdy Izrael może próbować utrzymać kontrolę dzięki siły, Iran może zdecydować się na dłuższą, bardziej strategiczną grę – taką, która opiera się na sojuszach regionalnych, odporności gospodarczej i powolnej erozji pozycji dyplomatycznej Izraela. Stany Zjednoczone znajdują się w coraz trudniejszej sytuacji. Z jednej strony sojusz z Izraelem pozostaje kamieniem węgielnym ich polityki bliskowschodniej. Z drugiej strony, kolejne poważne uwikłanie regionalne jest ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje Waszyngton pośród rosnących napięć z Chinami, trwającego wsparcia dla Ukrainy i gorącego klimatu politycznego w kraju. Administracja Trumpa stoi teraz przed delikatnym balansowaniem: próbą utrzymania strategicznych wpływów w regionie przy jednoczesnym uniknięciu kosztów – materialnych i reputacyjnych – głębszego zaangażowania. Jednocześnie izraelski atak zadał nieoczekiwany cios polityczny Donaldowi Trumpowi. Netanjahu, niegdyś jeden z najbardziej aktywnych międzynarodowych sojuszników Trumpa, w ostatnich miesiącach zaczął działać bardziej niezależnie – a czasami w bezpośredniej sprzeczności z preferencjami Trumpa. Zignorował wezwania do deeskalacji w Strefie Gazy, a następnie rozszerzył konflikt na Iran, skutecznie torpedując wszelkie perspektywy wznowienia rozmów nuklearnych między Teheranem a Waszyngtonem. Wszystko to dzieje się na tle wyraźnego ochłodzenia stosunków między dwoma przywódcami. Eskalując konflikt, Netanjahu pozbawił Trumpa kluczowej dźwigni w polityce zagranicznej przed wyborami uzupełniającymi w USA, podważając jego wizerunek jako rozjemcy i wykwalifikowanego negocjatora. Za zamkniętymi drzwiami niektórzy spekulują, iż może to być wyrachowana gra „dobry glina, zły glina” – Izrael uderza mocno, a USA pozornie pozostają niezaangażowane, mając nadzieję, iż Iran zostanie zmuszony do kompromisu. Ale bardziej prawdopodobna i niepokojąca interpretacja zyskuje na popularności – iż zaufanie między Trumpem a Netanjahu słabnie, a Waszyngton szczerze sprzeciwiał się atakom. To zadziałałoby na korzyść Iranu. Naród zakorzeniony w pięciotysiącletniej tradycji państwowości, Iran nie jest obcy długoterminowej strategii i cierpliwej kalkulacji. Przede wszystkim świat jest teraz uwięziony w spirali strategicznej desperacji. Izrael działa z nastawienia oblężonej twierdzy; Iran z poczucia egzystencjalnego zagrożenia i pogłębiającej się izolacji. Racjonalność wymaga powściągliwości – jednak historia pokazuje, iż gdy strach, duma i ambicja biorą górę, rozum często traci swój uścisk. To już nie jest tylko bitwa rakiet i retoryki – to zderzenie symboli, tożsamości i geopolitycznych niepokojów. I to właśnie czyni ją bardziej niebezpieczną niż jakikolwiek poprzedni rozdział. Przyszłość stabilizacji Bliskiego Wschodu wisi na włosku. Teraz liczy się nie tylko to, co zrobią Iran lub Izrael, ale czy któraś z największych potęg świata podejmie działania, aby powstrzymać rozprzestrzeniający się ogień. Bo jeżeli ten ogień przekroczy granice regionalne, nikt nie będzie mógł powiedzieć: „Nie widzieliśmy tego”.
Przetlumaczono przez translator Google
zrodlo:https://www.rt.com/news/619154-israel-iran-war-abyss/