Dym z zakazanych rac opadł, nieprawomyślne okrzyki ucichły, ale baner nawołujący do zakładania (bądź powiększania) rodzin przez cały czas irytuje. „Kotki i psiecka nie zastąpią ci dziecka” – hasło, które zawisło nad trasą tegorocznego Marszu Niepodległości wzbudziło gorącą dyskusję, którą – nieco upraszczając – można by podzielić na spór tych, którzy widzą potrzebę poważnej debaty o katastrofie demograficznej, z tymi, którzy bardzo starają się nie zrozumieć prostego przekazu. Tymczasem ten, choć nieco ironiczny, jest niezwykle prawdziwy – i wbrew pozorom wskazuje na najważniejsze przyczyny pikującej dzietności.
Przyciągający uwagę baner idealnie wpisał się w nasiloną od pewnego czasu dyskusję o tym, iż mamy w Polsce poważny problem z demografią. Zbiegł się także z publikacją nowych danych GUS, podsumowujących dzietność w pierwszych trzech kwartałach 2025 roku. W tej kwestii nie ma niestety zaskoczenia.
W okresie od stycznia do września tego roku GUS odnotował ok. 181 tys. urodzeń́ żywych, czyli o ok. 11 tys. mniej niż w tym samym okresie 2024 roku. o ile ta tendencja się utrzyma, to w 2025 roku liczba urodzeń w Polsce spadnie poniżej 245 tys.; dla porównania: w ubiegłym roku urodziło się blisko 282 tys. dzieci. To znaczący ubytek, a trend spadkowy trwa, z niewielkimi odstępstwami, już od ponad 30 lat.
I wydawałoby się, iż to, w jak katastrofalnym położeniu się znaleźliśmy, jest już jasne dla wszystkich, a na pewno powinno być jasne dla osób, które mają tak ogromny wpływ na opinię publiczną jak politycy czy dziennikarze. Tymczasem po tym, jak słynny już baner o psieckach stał się głośny w mediach, okazało się, iż niewiedza (choć czy na pewno to tylko niewiedza?) w tej kwestii jest całkiem powszechna.
„Psiecko” oburza
Pozytywnie o prodzietnościowym haśle wyraził się w mediach społecznościowych Krzysztof Bosak.
Na Marszu Niepodległości nie brakuje trafnego przekazu. Bez młodego pokolenia nie ma przyszłości, a rodzina to fundament silnego narodu – napisał marszałek na portalu X, załączając zdjęcie banneru.
I choć to jeden z niewielu popierających ten przekaz komentarzy, to dyskusja po stornie przeciwnej trwa do tej pory.
Już pod wpisem marszałka swoje zdanie zamieściły posłanki Katarzyna Kotula czy Anna Maria Żukowska. Do hasła odniosła się także lewicowa aktywistka Maja Staśko, zaznaczając, iż baner „obśmiewał kobiety”, a jego autorzy traktują je jedynie jako narzędzie polityczne. Działacz Lewicy Łukasz Litewka na swoich mediach społecznościowych przerobił choćby transparent, zmieniając hasło na „Kotki i psiecka nic nie mają do dziecka”. Jego zdaniem baner „drwił z ludzi posiadających zwierzęta, a same czworonogi uznał, za jedną z przyczyn tego, iż Polki nie chcą mieć dzieci” [pisownia oryginalna].
Tematem zajęła się także dziennikarka Polsatu Agnieszka Gozdyra, a Tomasz Terlikowski baner potraktował jako punkt wyjścia w rozmowie z Kazimierą Szczuką.
Wnioski? Wszędzie podobne.
Hasło o psieckach to drwiny z kobiet, w ten sposób nie poprawimy dzietności, a badania wskazują, iż w gospodarstwach domowych z dziećmi jest więcej zwierząt, niż w tych bez dzieci. Do poprawy dzietności zaś potrzebne są nam przede wszystkim prawa kobiet – oczywiście na czele z aborcją.
Tymczasem banner w nieco humorystycznej formie, słusznie jednak zwraca uwagę na najważniejsze w procesie spadającej dzietności zjawiska: indywidualizm, wdrukowany nam przez współczesną kulturę pęd do rozwoju osobistego, ucieczkę przed odpowiedzialnością i niechęć do zobowiązań.
I choć psy ani koty nie są w żaden sposób winne spadającej dzietności, to ich posiadanie i traktowanie jako swoich dzieci bywa sposobem na kompensację instynktu rodzicielskiego dla osób, które – często z przyczyn ideologicznych – unikają potomstwa.
W Polsce trend „psich mamuś” nie pozostało tak rozpowszechniony (choć jest już zauważalny), ale dane choćby z USA pokazują, iż nie należy go bagatelizować. W Stanach decyzję o zastąpieniu dziecka zwierzęciem podejmuje aż 7 na 10 dorosłych z pokolenia Z (czyli urodzonych po 1995 roku). kilka lepiej jest też w pokoleniu wcześniejszym, bo wśród tzw. milenialsów (to urodzeni między 1980 a 1995 rokiem) pupila zamiast dziecka wybiera 58% badanych.
Pies czy kot stają się wygodniejszym substytutem prawdziwej relacji rodzicielskiej dla osób, które wciąż odczuwają instynkt rodzicielski, ale chcą uniknąć obciążenia związanego z posiadaniem dzieci. W świecie, gdzie kultura ukazuje dzieci jako trud, uciążliwość i nadmierną odpowiedzialność, do tego zamykającą nam możliwości samorealizacji, dobrym wyjściem z sytuacji staje się „adopcja” psa czy kota. Zwierzęta wywołują bowiem podobną reakcję na poziomie biologicznym, opieka nad nimi może więc przynosić podobną satysfakcję, co opieka nad dzieckiem. Jednocześnie są po prostu mniej wymagające. Nie ograniczają swobody życiowej właścicieli w takim stopniu, w jakim robi to dziecko. Do tego ukochany kotek ani piesek nigdy nie wejdą w okres buntu dwulatka czy nastolatka i nie pokłócą się z rodzeństwem o spadek.
Baner z Marszu Niepodległości pokazał więc prawdę – jednak najwyraźniej taką, która bardzo kole w oczy część polskiej klasy politycznej i komentariatu.
„Nie stać nas na dzieci”?
W debacie o demografii niestety zbyt często nadmierną wagę przywiązuje się do kwestii gospodarczych, jako przyczyny niskiej dzietności wskazując niedostępność mieszkań, niskie płace, popularność tzw. umów śmieciowych itp. Takie postrzeganie problemu jest w pewien sposób wygodne. Wygodne dla nas samych – bo przyczyny materialne są rozsądnym i adekwatnie trudnym do podważenia uzasadnieniem, czemu nie decydujemy się na dzieci. Wygodnym także dla polityków – bo sprowadzenie problemu do tego poziomu pozwala na proponowanie co prawda mało skutecznych, ale chwytliwych rozwiązań, które mogą spodobać się wyborcom.
Tymczasem finanse i logistyka związana z posiadaniem dzieci mogą stanowić ważne aspekty – ale dla ludzi, którzy już myślą o założeniu rodziny.
Współcześnie problem dzietności sięga znacznie głębiej. Zanim bowiem przychodzi czas na decyzję o dziecku, istotne są dwa inne czynniki: możliwość wejścia w związek i podstawy kulturowe zachęcające lub zniechęcające do zakładania rodzin. To czynniki o tyle kluczowe, iż bez nich nigdy nie dojdziemy choćby do etapu, na którym młodzi ludzie mogliby rozważać, czy urodzenie dziecka byłoby w ich aktualnym położeniu życiowym dobrą decyzją.
W raporcie CBOS z 2010 roku badacze wskazują, iż zależność między sytuacją finansową a postawami prokreacyjnymi jest złożona. Sytuacja materialna nie stanowi bynajmniej decydującego czynnika, jeżeli chodzi o przyczyny bezdzietności. Decyzja o zostaniu rodzicem w znacznie większej mierze ma swoje źródło w „fundamentalnych wartościach” respondentów, a co więcej – sytuacja ekonomiczna adekwatnie nie wpływa na postawy osób bezdzietnych, a jedynie może oddziaływać na decyzję o posiadaniu większej liczby potomstwa.
Czynniki kulturowe i społeczne mają natomiast szczególnie duże znaczenie w przypadku osób deklarujących bezdzietność z wyboru. Za taką decyzją stoją często nasze wyobrażenia ciąży, macierzyństwie i wychowaniu dziecka, obawy kobiet o utratę atrakcyjności czy zdrowia, ale także o utratę niezależności i możliwości dalszego prowadzenia dotychczasowego stylu życia czy rozwijania kariery.
Psiecko jest tu oczywiście pewnym symbolem (który nota bene nie wziął się znikąd, bo to określenie wprowadziła do powszechnej świadomości m.in. sama Gazeta Wyborcza dzięki poruszaniu tematu „rodzin międzygatunkowych”). Teraz jednak, gdy określenie „psiecko” spopularyzowało się na tyle, iż staje się pewną figurą reprezentującą właśnie dobrowolną bezdzietność i wszelkie związane z nią motywacje, wybucha oburzenie, iż to „wyśmiewanie kobiet” i traktowanie ich jedynie w kategorii politycznego narzędzia.
Wręcz przeciwnie! To dostrzeżenie ważnej dla samych kobiet grupy motywacji, których politycy często nie dostrzegają, bo łatwiej jest im skupić się na budowie żłobków i przedszkoli albo przyznawaniu kolejnych zachęt ekonomicznych.
Psiecko to symbol współczesnej kultury odciągania kobiet od macierzyństwa. Bo na rzeczonym banerze, oprócz widocznego na pierwszy rzut oka psa w dziecięcym wózku, są i inne ważne znaki.
Symbolu pioruna na policzku pchającej wózek kobiety nie trzeba nikomu tłumaczyć – wystarczy przywołać w pamięci Strajk kobiet sprzed 5 lat. To znak ideologii feminizmu, ruchów proaborcyjnych i wynoszenia na piedestał praw kobiet. I tak, promowanie wizerunku kobiety silnej, niezależnej, decydującej o własnym życiu wyłącznie samodzielnie wpływa na upowszechnianie postawy bezdzietności z wyboru. Podobnie jak straszenie kobiet niebezpieczeństwami i uciążliwościami ciąży, porodu i macierzyństwa, w czym celują aktualnie mainstreamowe media.
Czy więc można zrozumieć kontrowersyjny baner jako wyraz czego innego niż seksizmu, wyśmiewania kobiet i maczystowskiego podejścia do problemu demografii? Owszem, a adekwatnie próba umieszczania go na siłę właśnie w takich kategoriach świadczy chyba tylko o jednym: twórcy baneru poruszyli pewną istotną prawdę, której wielu komentatorów (nie bez przyczyny głównie tych z umownej lewej strony) bardzo się boi, próbuje więc zakrzyczeć ją tymi samymi co zwykle argumentami.
Dzietność a prawa kobiet
Sugestia, iż za niską dzietność odpowiedzialność mogą w jakimś stopniu ponosić kobiety, które decydują się na bezdzietność z wyboru, poruszyła chyba najwięcej czułych strun u komentatorów.
Czy wszyscy mężczyźni biorący dziś udział w marszu, spełnili swój prodemograficzny obowiązek? Dlaczego oni nie są rozliczani z ilości posiadanych dzieci? – pyta na X minister Katarzyna Kotula.
Cóż, Pani minister, być może to dlatego, iż od lat przekonujecie, iż decyzja o urodzeniu dziecka to wyłączny wybór kobiety, a mężczyźni nie mają w tej kwestii prawa głosu…?
Podobne zarzuty wobec baneru z psieckiem stawia zresztą redaktor Tomasz Terlikowski.
Akurat ten, z bardzo wielu powodów, tweet mi się nie podoba. (…) Po pierwsze dlatego, iż (…) to jest tweet, który całą odpowiedzialność za posiadanie dzieci lub nie składa na kobiety. Na tym obrazku nie ma mężczyzny. Tak się składa, iż w naszym gatunku, tak jak u wszystkich ssaków, żeby było dziecko, potrzebny jest mężczyzna i kobieta. (…) Tutaj jest zestygmatyzowana tylko kobieta – tłumaczy Terlikowski we wspomnianej rozmowie z Kazimierą Szczuką, krytyczką literacką i działaczką feministyczną.
Co ciekawe, badania prowadzone w Polsce wykazują, iż w przypadku naszego kraju to rzeczywiście kobiety mają decydujący wpływ na strategie reprodukcyjne w związkach, niekiedy choćby przekonując do bezdzietności mężczyzn, którzy początkowo skłaniali się raczej ku posiadaniu potomstwa.
W dyskusji wznieconej przez kontrowersyjny baner dominują jednak takie właśnie reakcje komentatorów oburzonych, iż o brak dzieci obwiniamy kobiety, a nie mężczyzn – zwłaszcza tych maszerujących w Marszu Niepodległości.
Jak na dłoni widać, iż wzburzonej dziś liberalnej stronie komentariatu bardzo zależałoby, aby zamknąć dyskusję o przyczynach dzietności w racjonalnych ramach, oferujących uzasadnienia z zakresu ekonomii, mieszkalnictwa, a także praw kobiet, zwłaszcza zaś praw reprodukcyjnych. Wyjście poza tę strefę ujawnia bowiem prawdziwe przyczyny i jest aktem oskarżenia wobec tychże środowisk i mediów, manipulacyjnie formatujących kobiety na postępową, antynatalistyczną modłę.
Czy więc aby na pewno reakcja polityków, działaczy i dziennikarzy to rzeczywiście troska o katastrofalną sytuację demograficzną Polski, czy może raczej próba realizacji interesu swoich ideologiczno-politycznych środowisk? Czy choćby tak kluczową dla przetrwania Polski kwestią muszą rządzić bieżące podziały i wojenki plemienne?
W tej wojnie przegranymi będziemy wszyscy, niezależnie od politycznych afiliacji. Sądząc jednak po wściekłej reakcji na „psiecka” i obrazoburczy baner wydaje się, iż w imię ideologii lewica jest gotowa choćby ostatnia zgasić światło.
Aleksandra Gajek
















![Karta Rodziny Mundurowej wkracza do Sejmu. Frysztak: nic nie stoi na przeszkodzie, by poszerzać grono uprawnionych [WYWIAD]](https://cdn.defence24.pl/2025/11/05/800x450px/0Yt7M1tzNYllfs9JACKlyaCkRybQn0D6JoxRbblo.voli.webp)

